Żużel. Lwim pazurem: Miał być liderem. Do dziś zachodzę w głowę, co się stało [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Krzysztof Słaboń
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Krzysztof Słaboń

Marian Maślanka w najnowszym felietonie zwraca uwagę, że w niektórych przypadkach trudno zdiagnozować przyczynę niepowodzeń. Przy tej okazji wspomina Krzysztofa Słabonia, którego niegdyś zakontraktował we Włókniarzu.

"Lwim pazurem" to cykl felietonów Mariana Maślanki, byłego wieloletniego prezesa Włókniarza Częstochowa.

***

Żużel to piękny, ale bardzo trudny sport. Tu naprawdę wiele musi się złożyć na to, aby oczekiwane rezultaty zaczęły się pojawiać. Czasami nie wystarczą bardzo dobre przygotowania - sprzętowe, mentalne czy psychiczne. Cała otoczka tworzona wokół zawodnika sprawia, że wydaje się, że wynik będzie, a jednak coś staje na przeszkodzie i nie bardzo możemy zrozumieć, o co chodzi.

Zauważam tu trochę analogii z obecną sytuacją polskich skoczków narciarskich. Tam też wszystko robi się najlepiej podczas przygotowań, a jednak nie wychodzi. W żużlu również czasem tak bywa, że trudno dociec jednoznacznej przyczyny niepowodzeń. W tej chwili jest o to łatwiej, bo zawodnicy dysponują całymi sztabami ludzi, którzy dbają o ich przygotowania psychologiczne i fizyczne. To wszystko uprawdopodabnia możliwość osiągnięcia sukcesu dla zawodnika, który tego chce.

ZOBACZ WIDEO Żużlowiec z PGE Ekstraligi zaskoczył. To nie jest obecnie popularny wybór wśród zawodników

Sięgam pamięcią do czasów swojej prezesury we Włókniarzu i przy tych rozważaniach nasuwa mi się postać Krzysztofa Słabonia, którego zakontraktowałem w 2010 roku. Był on jednym z zawodników, który, tak się przynajmniej wydawało, ma wszystkie możliwości ku temu, aby zrobić dobrą karierę w sporcie żużlowym. To przecież syn Roberta Słabonia, a więc w genach miał przekazane talenty żużlowe. Przede wszystkim wyglądał na bardzo dobrze poukładanego. Do nas przychodził już z pewnym doświadczeniem międzynarodowym, bo próbował swoich sił w lidze angielskiej czy rozgrywkach światowych.

Dużo przed transferem tego zawodnika rozmawiałem z Adamem Krużyńskim, szefem firmy Nice, która wtedy sponsorowała Słabonia. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że to bardzo wartościowy człowiek i zawodnik, który ma wszelkie możliwości ku temu, aby zrobić mocną karierę.

Podpisaliśmy kontrakt, zaczęliśmy współpracę, ale ona jakoś nie wypalała. Dużo się nad tym zastanawiałem, ale w tej chwili jest mi trudno stwierdzić z czego to wynikało. Może za bardzo chciał zrobić wszystko na raz? Jemu bardzo zależało, aby zrobić dobry wynik i szybko dojść do czołówki krajowej, a później może nawet i światowej. Wspominam go jako bardzo ambitnego zawodnika.

Do końca sam jednak nie wiem, co się wydarzyło, że nasze wspólne plany nie wypaliły. Nie ukrywam, że widziałem w nim czołową postać naszej drużyny. Liczyłem, że ruszy do boju i obok Rune Holty będzie najlepszym krajowym zawodnikiem w zespole. Z takimi nadziejami był kontraktowany, ale niestety nam się to nie udało. Cały czas zachodzę w głowę dlaczego tak się stało.

To bardzo trudne, zwłaszcza gdy zawodnik chce, klub chce, wszystko się tworzy w kierunku dobrego wyniku, a jednak nie wychodzi.

Marian Maślanka

Zobacz także:
Były menedżer wytypował kolejność w eWinner 1. Lidze. Przewiduje ogromne problemy ROW-u Rybnik!
Powód do niepokoju? Dyscyplina straciła na atrakcyjności

Źródło artykułu: