Pochodzi z oddalonej o niecałe 30 kilometrów od Torunia wsi Unisław. Zaczynał w drugiej połowie lat 80., kiedy w Toruniu trwał żużlowy rozkwit. Miejscowy klub był właśnie po zdobyciu pierwszego w historii mistrzostwa kraju (rok 1986). Do szkółki, nad którą piecze sprawowali Jan Ząbik i Stanisław Miedziński, przybywała masa młodych i chętnych do jazdy na żużlu. Robert Sawina, choć niziutki, przebił się, wykazał talentem i w 1987 zdał licencję.
Stał się ważnym ogniwem, ale nie był jak inni
Ważnym ogniwem Apatora, który zadomowił się w ligowej czubie, stał się dwa lata później, a już w 1990, wciąż jeszcze jako nastolatek, należał do kluczowych zawodników obok wieloletniego lidera Wojciecha Żabiałowicza i innych młodych gniewnych - Jacka Krzyżaniaka oraz Mirosława Kowalika. To w tamtym sezonie w Toruniu cieszono się z drugiego złota w swojej historii. A to wszystko pod batutą zaledwie 28-letniego trenera Miedzińskiego, który rok wcześniej z powodu poważnej kontuzji nogi musiał zakończyć karierę.
Sawina nie spędził całej kariery w Toruniu, jak było to w przypadku Wiesława Jagusia. Nie startował nawet w Toruniu tak długo, jak Kowalik, Krzyżaniak czy Tomasz Bajerski, którzy odchodzili z macierzy nieco później niż on. Już przed sezonem 1994 zabrakło bowiem dla niego miejsca i przeniósł się do Gdańska. Stamtąd po dwóch sezonach ruszył na cztery do Gniezna. Z kolei po spadku z tą drużyną z elity powędrował do Wrocławia.
Gorzki powrót do macierzy
Apator postanowił ściągnąć Sawinę na stare śmieci na sezon 2002. Wraz z Bajerskim startowali w jednym teamie, będąc sponsorowanym przez firmę Real. Liga nie ułożyła się jednak po myśli torunian, których zabrakło w pierwszej czwórce. W 2003 do zespołu dołączyli Jason Crump i Piotr Protasiewicz, przez co okrzyknięto Anioły prawdziwym "dream teamem". W kadrze byli przecież jeszcze dwaj wyżej wspomniani wychowankowie, a także Jaguś i Tony Rickardsson.
De facto był szóstym seniorem do jazdy i zdarzało się tak, że na tor w ogóle nie wyjeżdżał (kadra meczowa mogła liczyć osiem nazwisk). Pobyt w Toruniu zakończył się więc z niezadowalającymi wynikami indywidualnymi i "tylko" z srebrem drużynowym. Zawodnik dość nieoczekiwanie powędrował więc do niższej ligi, do Grudziądza, w celu odbudowy. To się udało i na lata 2005-2006 zawitał już z powrotem na rewir ekstraligowy. W Bydgoszczy w pierwszym roku przeżył renesans formy, ale za to w drugim duży regres. Wtedy uznał, że czas kończyć.
Tak naprawdę wszędzie był silnym punktem, liczył się do tego w krajowych imprezach. Do jego największych sukcesów należą dwa medale Indywidualnych Mistrzostw Polski (brąz i srebro). Takie same dwa zdobył w solowej rywalizacji do lat 21. Wywalczył też m.in. jedno złoto w Mistrzostwach Polski Par Klubowych i trzy w młodzieżowej kategorii duetów. W roku 1999 otarł się o awans do Grand Prix. W Lonigo szansy pozbawiły go jednak problemy sprzętowe.
Wrócił na chwilę, poznał też smak pracy jako menadżer
W 2010 Sawina zaskoczył... powracając do ścigania. W drugoligowym Ostrowie zaliczył jednak tylko epizod, więcej prób nie podjął i definitywnie pożegnał się z torem. Przed tym miał już za sobą pierwszą pracę jako trener-menadżer. W trakcie trwania sezonu 2007 objął na ponad dwa lata Wybrzeże Gdańsk. Awansował z nim do Ekstraligi, ale też z niej od razu spadł.
W latach 2011-2012 prowadził natomiast Polonię Bydgoszcz i była to jego ostatnia praca w sztabie szkoleniowym w jakimkolwiek klubie. Z nim także wywalczył awans do najwyższej ligi i tam ją utrzymał, choć nie brakowało tarć z tamtejszym środowiskiem, przez co poczuł, że jego rola się zakończyła. W żużlu był potem okazjonalnie komentatorem, ale też komisarzem toru.
Za pełnienie tej drugi funkcji był dobrze oceniany. Stanowczy, mówiło się nawet, że zbyt pedantyczny. W 2016 po tragedii w Rybniku, gdzie wypadek miał Krystian Rempała (po sześciu dniach zmarł w szpitalu - red.), oskarżenia ze strony ojca zawodnika za śmierć syna padały na wiele osób, w tym m.in. za te odpowiedzialne za przygotowanie nawierzchni. A komisarzem na tamtych zawodach był właśnie Sawina, który wkrótce zrezygnował z pracy w tej roli.
Odmawiał propozycjom powrotu
Objęcie macierzystej drużyny dokładnie dekadę po pracy w Bydgoszczy jest zaskakujące nie tylko z samego faktu, że Sawina od dawna był tak naprawdę poza światkiem speedwaya. Jeszcze jesienią nikt nie sądził, że będzie to ktoś inny niż Tomasz Bajerski. Brak porozumienia dotychczasowego opiekuna zespołu z władzami klubu sprawił jednak, że rozpoczęto poszukiwania nowego menadżera. Sawina początkowo nie palił się do tej roli, mówił o braku kompetencji ze swojej strony, a przedtem odrzucał tego typu propozycje powrotu.
Ostatecznie dał się przekonać i wiadomo już, że powróci do parku maszyn. 50-latek objął zespół wyraźnie wzmocniony i chcący zająć w końcu wysokie miejsce w PGE Ekstralidze. Dysponować będzie szczególnie silnym zestawem seniorów, w którym na ten moment jest (nie wiadomo jaka przyszłość czeka Emila Sajfutdinowa) aż czterech uczestników Grand Prix i do tego pierwszy rezerwowy cyklu. Torunianie muszą jednak myśleć nad rozwojem juniorów, żeby być bardziej konkurencyjnymi i tym zwiększyć szanse na sukces.
Takim będzie już samo miejsce na podium, co by oznaczało pierwszy od sześciu lat krążek DMP dla Torunia. A gdyby Robertowi Sawinie, który od wielu lat zajmuje się rolnictwem, udało się z Apatorem wywalczyć tytuł, dołączy do legend. Stałby się wówczas trzecią w historii klubu, która świętowała drużynowo mistrzostwo Polski zarówno jako zawodnik, jak i jako trener. W tym gronie są na razie Jan Ząbik (1986 jako jeżdżący trener, potem 2001 i 2008 jako szkoleniowiec) oraz Stanisław Miedziński (1986 jako zawodnik i 1990 jako trener).
CZYTAJ WIĘCEJ:
Ranking. Stal i Włókniarz najczęściej miały w składzie najlepszego żużlowca ligi
Od słów do czynów. Kluby zaczynają angażować się w zbiórki na rzecz uchodźców z Ukrainy
ZOBACZ WIDEO Żużel. Lech Kędziora wskazał, co trzeba zmienić w częstochowskim torze