Żużel. Huszcza to prawdziwa legenda. Miał coś, czego nie dałby mu żaden medal IMŚ

WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Andrzej Huszcza
WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Andrzej Huszcza

To zawodnik jakich teraz już nie ma. Nikt o nim nie powiedział złego słowa. Ceniony był za nieprzeciętne umiejętności, koleżeństwo i niezwykłą charyzmę. Niezniszczalny i niezatapialny Andrzej Huszcza obchodzi 65. urodziny.

W historii Falubazu Zielona Góra nie ma drugiego zawodnika, który kojarzyłby się z tym klubem. Andrzej Huszcza, bo o nim mowa, był związany z lubuskim zespołem przez 31 lat, a dopiero na zakończenie żużlowej przygody przeszedł do Milion Teamu Poznań, gdzie był symbolem odbudowy speedwaya w stolicy Wielkopolski.

Huszcza zadebiutował w lidze w 1975 roku i od początku był uważany za wielki talent. To właśnie na początku swojej kariery osiągnął dwa największe międzynarodowe sukcesy - dwa brązowe medale Drużynowych Mistrzostw Świata (w 1978 oraz 1980 roku). Jednak nie sposób wymienić jego sukcesów z polskich aren, bowiem tych było bez liku.

To właśnie ta dysproporcja sukcesów krajowych do międzynarodowych jest czymś co po dziś dzień niejako boli ekspertów i kibiców. Jednakże był jednym z tych pechowców, którzy po prostu urodzili się w złych czasach.

ZOBACZ WIDEO Jakim echem w Rosji odbiją się sankcje na sportowcach?

- Andrzej Huszcza to jeden z przedstawicieli tzw. straconego pokolenia polskich żużlowców. To jednak nie była ich wina, oni po prostu za wcześnie się urodzili. Gdyby urodzili się 20 lat później to zdobywaliby medale na arenie międzynarodowej jak Tomasz Gollob, Jarosław Hampel czy Bartosz Zmarzlik. Trzeba pamiętać, że to nie tylko Huszcza, bo w tej samej sytuacji byli również Jerzy Rembas, Wojciech Żabiałowicz, Roman Jankowski czy Zenon Kasprzak. Wszyscy byli świetni - wspomina dziennikarz sportowy Henryk Grzonka w rozmowie z WP SportoweFakty.

- To co oni mogli zarobić za ligowy występ to mogło wystarczyć na przysłowiową manetkę gazu czy parę szprych. Cały świat wówczas nam totalnie odjechał. My byliśmy skazani na czeskie Jawy, potem na Goddeny... ale to nie były motocykle najwyższych lotów. Po prostu byliśmy biednym krajem za żelazną kurtyną i to pokolenie polskich żużlowców, z Andrzejem na czele, zostało zmarnowane - tłumaczy z rozżaleniem Grzonka.

Na zdjęciu: Andrzej Huszcza
Na zdjęciu: Andrzej Huszcza

Walczak jakich mało

Wspominając karierę Andrzej Huszczy nie sposób nie przytaczać niesamowitych liczb jakie wykręcił w barwach macierzystego klubu. Dla zielonogórskiej ekipy w całej karierze zdobył 5521 punktów, co jest wynikiem niesamowitym i ciężko sobie wyobrazić, aby jakikolwiek inny żużlowiec pobił ten wynik. Co więcej, dwukrotnie zostawał najskuteczniejszym zawodnikiem w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jedność nie dość, że był niezwykle skuteczny to wyróżniało go coś jeszcze.

- Andrzej to był walczak. On nigdy nie odpuszczał. Zawsze o nim będę mówił z wielkim szacunkiem, wspominając go jako osobę koleżeńską oraz zawodnika walecznego i świetnego technicznie. Po prostu potrafił jeździć - wspomina Grzonka.

Nasz rozmówca przyznaje, że docenia Andrzeja Huszczę jeszcze z jednego względu. To właśnie przyczyniło się do zbudowania jego legendy.

- Wielki szacunek do jego osoby bierze się z dwóch rzeczy. Po pierwsze, był dobry jako zawodnik i wielu mogło mu, mówiąc kolokwialnie, czyścić buty. Swego czasu mógł każdego na polskich torach pokonać. A po drugie, był koleżeński. Woda sodowa nigdy mu nie odbiła. Był fair wobec innych zawodników, działaczy, kibiców czy dziennikarzy. Właśnie na tym zbudował swoją charyzmę. Tego mógłby nie dać jeden czy drugi medal na międzynarodowej arenie - wskazuje znany dziennikarz.

- Poza tym cenię w sposób szczególny to niezwykłe przywiązanie do klubu. On od początku do końca był zielonogórzaninem. Wiem, że dzisiaj są inne czasy, ale w jego czasach zawodnicy zmieniali kluby, dlatego należy docenić to niezwykłe przywiązanie do Falubazu - mówi Grzonka.

Andrzej Huszcza na prowadzeniu
Andrzej Huszcza na prowadzeniu

Nie ma pełnego spełnienia?

Huszcza na polskiej arenie był gwiazdą. Przebicie jego osiągnięć w barwach Falubazu mogą być dla innych zawodników nie do przebicia. Jednak mimo wszystko do pełnego spełnienia nieco zabrakło.

- Nie mam cienia wątpliwości. Gdyby Andrzej był chociaż 10 lat młodszy to mógłby zdobywać medale mistrzostw świata. Dlatego myślę, że na polu sportowym, mimo wszystko nie może czuć się do końca spełniony. Może to jednak sobie wszystko bardzo dobrze wytłumaczyć, bo po prostu nie miał wpływu na przepaść technologiczną. Jest jeszcze jedno niespełnienie... Andrzej zawsze chciał mieć syna, który poszedłby w jego ślady... ale za to ma trzy wspaniałe córki - zakończył z uśmiechem Henryk Grzonka.

Zobacz także: Dziwne zachowania Artioma Łaguty
Zobacz także: Oni nie zostawili klubów w potrzebie

Źródło artykułu: