Żużel. Po bandzie: Artiom, Gleb i Emil? To też ofiary [FELIETON]

WP SportoweFakty / Na zdjęciu od lewej: Artiom Łaguta, Gleb Czugunow i Emil Sajfutdinow
WP SportoweFakty / Na zdjęciu od lewej: Artiom Łaguta, Gleb Czugunow i Emil Sajfutdinow

- A Wy? Ci, którzy macie w swoich kibicowskich zbiorach zdjęcie z Grigorijem Łagutą? Dziś też mamy Was wykluczyć z życia publicznego? I posądzić o sprzyjanie putinowskiemu reżimowi? - pyta w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Zdania nie zmieniam - rosyjscy żużlowcy nie powinni startować w polskich ligach. Nie myślcie jednak, że nie biję się z myślami. Że nie mam żadnych wątpliwości i nie potrafię dostrzec paradoksów tego rozwiązania. Że nie potrafię wskoczyć w ich buty. No bo jaki zarzut można postawić Emilowi Sajfutdinowowi czy Artiomowi Łagucie? Że niewystarczająco dosadnie opowiedzieli się w jakimś poście po stronie dobra?

Po pierwsze - daleki jestem od tego, by oceniać ludzi na podstawie ich aktywności w social mediach. Chociaż, przepraszam. Nadmierna taka aktywność może powiedzieć o człowieku bardzo dużo. W każdym razie korzystanie z mediów społecznościowych wciąż jest tylko przywilejem, a nie obowiązkiem. I nie wszyscy muszą je traktować jako platformę do autopromocji. Choć tak to często wygląda. Otóż kiedyś, by ktoś o tobie zechciał napisać, musiałeś coś osiągnąć. Zapracować na to lub się czymś wyróżnić. A dziś już nie musisz się starać. Bo możesz napisać sam o sobie - na Facebooku.

ZOBACZ WIDEO Jakim echem w Rosji odbiją się sankcje na sportowcach?

Wciąż chodzą po tym świecie ludzie, którzy mniej działają wirtualnie, a bardziej realnie. Mimo że to trudniejsze.

Niekiedy też oczekujemy od ludzi nazbyt wiele, oceniając świat wyłącznie z perspektywy własnego fotela. Bo przecież rosyjscy żużlowcy zostawili w swoim ojczystym kraju bliskich. A jest to kraj morderców i ludobójców. Bezwzględny do bólu, który zmanipulował większą część społeczeństwa. I co, ci wszyscy sportowcy mają się teraz wyprzeć pochodzenia, narażając bliskich na szykany czy nawet podpisując wyrok na swoje rodziny?

Za chwilę może się okazać - albo już do tego doszło - że i my nie chcemy rosyjskich sportowców, i nie chce ich ojczyzna. Może się okazać, że już nie są świata obywatelami, lecz bezpaństwowcami. Bez prawa powrotu do miejsc swoich korzeni. Gdzie zostali bliscy, których może zacząć nękać brutalny aparat władzy. Zatem wychodzi na to, że rosyjscy żużlowcy też są ofiarami tej idiotycznej wojny, którą rozpętał tchórz, ukrywający się teraz gdzieś w głębokiej ruskiej dupie. Taki gieroj. Choć, rzecz jasna, nijak się nie da porównać ich problemów do dramatu narodu ukraińskiego.

Rosyjscy sportowcy są tak samo różni, jak ichni naród. Część bohatersko wychodzi na ulice, by protestować przeciw władzy i militarnej agresji, mimo że grożą im za to łagry albo więzienie. Inni są jednak zniewoleni i przekonani o mocarstwowej, wyjątkowej roli ich państwa w skali świata. Dopuszczają się tak karygodnych czynów, jak ten gimnastyk, który na podium Pucharu Świata stanął obok Ukraińca ze znakiem symbolizującym putinowską tyranię - z literką "z". Wynocha na zawsze z międzynarodowego świata sportu. Grigorij Łaguta jest podobnego sortu i sam się wykluczył do końca zawodów. Nie sposób też wybronić małżonki Artioma, której krwawiło serce na wieść o rzuceniu butelką czy oblaniu farbą rosyjskiej ambasady. Natomiast nie znalazła ona w sobie na tyle empatii, by, jako matka, zapłakać nad losem narodu ukraińskiego.

Przestrzegam jednak przed nadmiernym kontestowaniem, wręcz hejtowaniem, Sajfutdinowa, Artioma Łaguty czy Gleba Czugunowa, bo nie wydaje mi się, by wyrządzili komuś krzywdę. Stają się wyklęci, a też są otoczeni rodziną, dziećmi. Mieliśmy już w żużlu sporo tragedii i nie potrzeba prowokować kolejnych. Bo jesteśmy wyspecjalizowani w popadaniu ze skrajności w skrajność. A najbardziej smakuje wtedy, gdy uda się unurzać w błocku tego, któremu uprzednio postawiliśmy pomnik.

Przed kilkoma laty, już po aneksji Krymu, Sajfutdinow zapozował do zdjęcia z liderem Nocnych Wilków. Jeśli zrobił to ze względu na poparcie dla politycznych przekonań członków grupy, nie chcę go znać. Ale może było inaczej. Może po prostu chłopcy przyjechali na motocyklach i powiedzieli, że są fanami talentu rodaka, a ten, kurtuazyjnie, uśmiechnął się do wspólnej fotki. By nie zrobić nikomu przykrości i nie mając większej świadomości, co w nich siedzi. To jakaś zbrodnia? Jeśli zbrodnia, to pytam - czemu wtedy nie zmieszaliśmy Sajfutdinowa z błotem i nie wyklęliśmy? Czemu wtedy to my nie opowiedzieliśmy się jasno i wyraźnie po stronie dobra? Nasza wina, nasza wielka wina.

A Wy? Wszyscy ci, którzy macie w swoich kibicowskich zbiorach zdjęcie z Grigorijem Łagutą? Dziś też mamy Was wykluczyć z życia publicznego? I posądzić o sprzyjanie putinowskiemu reżimowi? Prosiliście go o taką pamiątkę, gdyż imponował Wam jego światopogląd, czy to, jak się brawurowo po płotach wozi?

Na tym, niestety, polega wojenny dramat. Że jest jak w greckiej tragedii - w którą stronę nie pójdziesz, to wdepniesz w gówno. Że wszyscy są, po prawdzie, przegrani, a brat występuje przeciwko bratu. I nie mam tu na myśli braci Łagutów. Tworzą się rany, których nie zabliźni upływ dziesiątek lat. Rany na zawsze.

Minister Bortniczuk zauważył na twitterze, wyrażając prywatną opinię, że powinniśmy tych Rosjan dopuścić do rywalizacji, o ile tylko potępią Putina.

Panie Ministrze, ale wystarczy puścić tweeta "potępiam Putina", czy jednak wyrzeknięcie się musi nastąpić notarialnie w kancelarii?

Tak, rosyjscy żużlowcy są w większości przypadków ofiarami odpowiedzialności zbiorowej. Tak samo jak niewinny ukraiński naród, heroicznie broniący swoich granic, niepodległości, ojczyzny... Broniący swojej historii i przyszłości. Naród mordowany z zimną krwią, bez poszanowania jakichkolwiek zasad etycznych. Giną wszyscy - kobiety, dzieci, niemowlęta. Bo takiego stosu ofiar zażyczył sobie barbarzyńca z Kremla, otoczony bandą potakiwaczy. To chyba nie przypadek, że jego rzecznik ma na nazwisko Pieskow.

A my się teraz zastanawiamy, jak długo mają potrwać gospodarcze sankcje. Bo niektórzy twierdzą, że jeśli konflikt na dniach ustanie, to i sankcje winny zostać rychło zniesione. Naprawdę? A co z tymi tysiącami już zamordowanych ludzi? Z popalonymi miastami? Z totalnie zniszczonym państwem, którego odbudowa potrwa latami? Z milionami ludzi, którzy musieli zapakować całe swoje życie w jedną walizkę i udać się w nieznane? Otóż sankcje można znosić dopiero wtedy, gdy zmieni się władza. Gdy nastanie taka, która zechce ze światem współpracować, a nie go terroryzować.

Nie wyobrażam sobie, by ta podłota, która za to odpowiada, nie zapłaciła głową.

Ukraina też była swego czasu częścią totalitarnego potwora, który przesiąkł komunizmem. Też pod butem Moskwy. A jednak potrafiła się wyzwolić, skręcić w kierunku zachodu i opowiedzieć za demokracją. Państwo, obszarowo, niemal dwukrotnie bardziej rozległe od naszego, też czterdziestomilionowe. Więc i Rosję da się uświadomić. Tylko każdy musi dołożyć cegiełkę. Tym bardziej, że to żadne mocarstwo, a jedynie tekturowa atrapa.

Dziś wszyscy pytają, co z klubami, które potraciły Rosjan. Ale, co przykre, nikt nie pyta, co z klubami Ukraińców, walczących właśnie za wolność swoją i naszą. Bądźmy porządni i bądźmy solidarni, jak napisał na twitterze prezes Stępniewski. Mimo że wątpliwości w głowie sporo i nie ma dobrego rozwiązania. Bo jak jest wojna, to tracą wszyscy. Prawie wszyscy.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
PGE Ekstraliga rozmawiała z klubami o zastąpieniu Rosjan. Znamy propozycje
- Skrzydlewski uderza w prezesów PGE Ekstraligi. Mówi o kombinatorstwie