Władze PGE Ekstraligi zdecydowały się na istotną zmianę. PGE IMME tym razem zostaną rozegrane już na początku kwietnia. W stosunku do ubiegłych lat to istotna zmiana, gdyż jak do tej pory turniej odbywał się latem, najczęściej w sierpniu. Jacek Frątczak uważa, że taki ruch ze strony organizatorów był konieczny.
- Moim zdaniem to bardzo dobra decyzja. Początek sezonu to czas, kiedy każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony, zasygnalizować, że jest mocny. Zawodnicy nie mieli jeszcze zbyt wielu okazji do ścigania się na światowym poziomie. Te zawody to idealny moment, by się sprawdzić. IMME to prestiżowy turniej, który według mnie jest obsadzony nawet lepiej od cyklu Grand Prix - mówi Jacek Frątczak.
Toruń? Teraz nie ma lepszego miejsca
W poprzednich latach frekwencja na IMME delikatnie mówiąc, nie dopisywała. Nie brakuje głosów, że zawody mogłyby osiągnąć organizacyjny sukces, gdyby przenieść je do mniejszego ośrodka. To byłaby doskonała okazja dla kibiców drużyn rywalizujących na co dzień w niższych ligach, aby zobaczyć ściganie na najwyższym światowym poziomie. Taki turniej z pewnością wzbudziłby wielkie zainteresowanie.
ZOBACZ WIDEO "Nadzieja umiera ostatnia". Dyrektor Apatora mówi o przywróceniu Sajfutdinowa do rozgrywek
- Zgadzam się, że takie zawody zapełniłyby niejeden stadion w nieco mniejszym żużlowym ośrodku, jednak istotną rolę odgrywa pora roku. Organizatorzy przede wszystkim chcą, żeby zawody się odbyły. Wiosną nie ma lepszego obiektu od toruńskiej Motoareny, której zadaszenie gwarantuje, że turniej się odbędzie, nawet w przypadku ewentualnych opadów. Ponadto jestem przekonany, że tym razem frekwencja dopisze. Zainteresowanie jest duże, na sparingach było mnóstwo kibiców. W obecnej chwili nie ma lepszego miejsca do odjechania tych zawodów - tłumaczy były menadżer Apatora Toruń.
Zawodnicy powinni odwdzięczyć się Ekstralidze
Jak co roku kluby są odgórnie zobowiązane do przysłania najlepszych jeźdźców z poprzedniego sezonu. Na Motoarenie pojawi się 14 zawodników, którzy zanotowali najwyższą średnią biegową w ubiegłym roku. Ponadto zobaczymy najlepszego juniora PGE Ekstraligi z wyścigów młodzieżowych i jednego żużlowca z dziką kartą.
- Raziły mnie niektóre wypowiedzi zawodników z poprzednich lat, w których to otwarcie przyznawali, że właściwie przyjechali na IMME posprawdzać nowe silniki, a zawody traktują jak kolejny trening. Polska ekstraliga jest najlepsza na świecie i gwarantuje najwyższe apanaże. Skoro organizatorzy chcą zapewnić kibicom atrakcyjne widowisko, to i zawodnicy powinni stanąć na wysokości zadania i pokazać pełnię swoich możliwości. W pełni popieram obowiązek przysyłania najlepszych żużlowców. Mistrzostwa bez udziału ścisłej czołówki tracą sens, przestają być mistrzostwami - mówi Frątczak.
Przed Doyle'm bardzo trudne zadanie, Polacy są mocni
Rok temu w IMME triumfował Jason Doyle. Australijczyk czuje się w Toruniu jak ryba w wodzie, mimo tego o powtórzenie sukcesu sprzed roku może być trudno. Przede wszystkim dlatego, że były mistrz świata cały czas eksperymentuje ze sprzętem. Ponadto u progu sezonu w kapitalnej dyspozycji jest Bartosz Zmarzlik, który brylował w sparingach, pewnie zwyciężył w bydgoskim Kryterium Asów i z pewnością zrobi wszystko, aby wygrać w Toruniu. Tym bardziej, że zwycięstwo gorzowianina byłoby już trzecim w IMME.
- Miałem okazję współpracować z Jasonem. Mieliśmy bardzo dobre relacje. Szanuję go i zawsze życzę mu jak najlepiej, jednak obawiam się, że w tym roku może nie dać rady wygrać. Marzec to bardzo intensywny czas dla żużlowców, wszyscy szukają jak najlepszych ustawień silników. Widać, że Jason jeszcze ich nie znalazł, trochę błądzi, zresztą nie on jeden. To jeszcze nie jest jego mistrzowski poziom. Moim zdaniem, dwóch zawodników ma największe szanse na końcowy triumf, a myślę o Patryku Dudku i Bartoszu Zmarzliku. Obaj kapitalnie weszli w sezon, są szybcy i żądni zwycięstw. Jako faworyta numer jeden widzę Bartka, niemniej sądzę, że tym razem znajdzie pogromcę i nie zanotuje kompletu punktów, ale to on wyjedzie z Torunia zwycięski - dodaje Frątczak.
Zobacz także:
Poznaliśmy lokalizację finału Srebrnego Kasku
Zbudowali dream-team, a to nie koniec. Dołączył do nich reprezentant Polski