Zdobywca 11 punktów i bonusa przyczynił się do pewnej wygranej i awansu do półfinału. Mimo wszystko skromny "Pepe" nie uważał siebie za ojca sukcesu.
- Bohaterów było wielu w naszej drużynie. Chodzi mi o kibiców, działaczy czy sponsorów - oni są również bohaterami. Cieszymy się bardzo, że udało się odrobić tą dużą stratę z pierwszego meczu półfinałowego. Ja jestem zadowolony, że dołożyłem swoją cegiełkę do tego wyniku i możemy jechać dalej. W tygodniu zaświeciło się malutkie światełko w tunelu, że mógłbym pojawić się na torze, więc robiliśmy wszystko z lekarzami, żeby do tego doszło. Chciałbym podziękować moim lekarzom z Bydgoszczy za to, że mogłem wystąpić w tym meczu, że funkcjonuję jako tako. Duży szacunek również dla rehabilitantów z Zielonej Góry. Na torze było świetnie, sprzęt spisywał się bardzo dobrze. Jednak jestem w takiej formie, że gdybym nie wygrywał startów, byłoby o wiele ciężej wygrywać te biegi. Wtorek i środa były takim przełomem, gdzie diametralnie zmieniło się moje samopoczucie. Lekarze powiedzieli, że wystąpię na swoją odpowiedzialność. Udało mi się, wytrzymałem cztery biegi i to wystarczyło. Nie jest idealnie szczerze mówiąc, ale organizm wytrzymał na tym torze. Wszyscy zresztą pojechali świetnie. Freddie odjechał mecz życia, zrehabilitował się za pierwszy mecz w Bydgoszczy. Rafał Dobrucki może trochę słabiej, ale powiedzmy sobie szczerze, że gdyby nie jego postawa w pierwszym spotkaniu półfinałowym, wówczas dziś jechalibyśmy po to, by odjechać tylko dla kibiców mecz. Tutaj dla niego wielkie słowa uznania i podziękowania. Wspierał nas w tych trudnych meczach, dlatego chciałbym mu również bardzo podziękować i pogratulować tego występu. Stworzył dla nas takie warunki, że dziś możemy cieszyć się finałem. Cieszę się, że mogę jechać ze swoją drużyną, ze swoim Falubazem - podsumował Piotr Protasiewicz.
- Bardzo się cieszę, że wygraliśmy i awansowaliśmy, bo bardzo mi na tym zależało, zwłaszcza w dwumeczu z Bydgoską Polonią. Taką moją prywatną, indywidualną porażką było to, że nie mogłem w pierwszym meczu półfinałowym wystartować. Nie mówię, że dołożyłbym tam swoją cegiełkę do lepszego wyniku drużyny, ale zupełnie inaczej przeżywa się porażkę, kiedy się startuje, a inaczej kiedy się ogląda przed telewizorem. Nie mogłem startować i ten tydzień był trudny dla mnie. Do meczu, a nawet przed, kiedy okazało się, że warunki torowe są zdecydowanie trudne po deszczu, wiadomo było, że został przygotowany tor przyczepny, jednak po opadach stał się on jeszcze cięższy. Ostatnimi dniami częściej odwiedzałem szpitale i lekarzy niż startowałem, stąd presja była ogromna, taka wywarta przeze mnie samego. Wszyscy wiemy, że gdybym pojechał cztery biegi i zdobył dwa punkty to, że przy ZZ mogło być zdecydowanie lepiej. Podjąłem jednak decyzję w piątek, spędziłem sześć godzin na masażach, ustawieniach i odblokowaniach pleców. W tej chwili czuję się w miarę przyzwoicie, choć obecnie kiedy nie jeżdżę zbyt dużo i nie ćwiczę, przy tak trudnym torze, adrenalinie i emocjach jestem osłabiony trochę. Ale to nie jest problem, cieszę się, że z kolegami daliśmy radę sprostać temu wyzwaniu. Jedziemy dalej, jest to sukces dla nas wielki, a przede wszystkim należy się on kibicom. Cały sezon jadąc dobrze i przegrać w takim rozstrzygnięciu tego półfinału byłoby trochę pechowo. Jesteśmy już trochę wyżej niż w zeszłym sezonie i bardzo się z tego cieszę - dodał wychowanek Falubazu.
Zawodnik Falubazu przyznał, że bardzo obawiał się tego meczu chociażby ze względu na ostatnio świetną dyspozycję zawodników Polonii. -Przyznam szczerze, że po cichu myślałem, że nie damy rady odrobić tej 12-punktowej straty, tym bardziej że należy spojrzeć, iż ostatnie mecze z cyklu GP wygrywali zawodnicy z Bydgoszczy i to nie jest tak, że za darmo gdzieś tam jeżdżą w czołówce. Davidsson jest zawodnikiem bardzo dobrym. W Polsce w Bydgoszczy miał różne występy, natomiast w Szwecji jest fenomenalny. Sajfudinov jadąc pod numerem 7 może zastąpić któregoś seniora. W Grand Prix w Krsko nie przegrał żadnego wyścigu. Pomyślałem stąd, że będzie bardzo ciężko, obawiałem się bardzo, ale niesłusznie.
Piotr nadal będzie poddawał się intensywnej rehabilitacji. We wtorek pojedzie w Szwecji, gdzie wystartuje w barwach Indianerny Kumla w rewanżowym pojedynku pierwszej fazy play-off. -Jechałem mecz w Polsce, więc w tym momencie muszę wystartować we wtorek w Szwecji. W piątek natomiast jest GP Challenge. Powiem szczerze, że gdyby może był inny tor, podchodziłbym do tego bardziej spokojnie. Choć tak naprawdę jestem i tak spokojny, bo najważniejsze jest moje zdrowie i Falubaz oczywiście, ale jeżdżę również w innych drużynach. Startuję od wielu lat w Szwecji i mam ważny mecz we wtorek. Na 80-90 procent pojadę, mam nadzieję, że będę się czuł w miarę dobrze. W piątek w GP Challenge w Anglii będę jechał na luzie, bo wszyscy wiemy jaka jest moja sytuacja. Później mam dużo przerwy i mam nadzieję, że wykuruję się już na 100 procent. Chciałbym w końcu z uśmiechem, bez bólu wsiadać na motor, bo na razie troszkę się męczę. Wszyscy wiemy jak jest, kiedy nie ma radości z tego, co się robi. Dzisiaj w końcu mam nadzieję, że będę spał w końcu miękko i spokojnie.
Zapytany z którą drużyną wolałby jeździć w finale odpowiedział: - Wszystko mi jedno kto będzie naszym rywalem w finale. To są dwie silne i niesamowicie mocne drużyny. Tak samo bez różnicy czy pierwszy mecz finałowy odjedziemy na własnym torze. Nie jest łatwo odrabiać straty, za to jest duża presja. Czasami zaś jak się pojedzie pierwszy mecz dobrze na wyjeździe, gdzie drużyna przyjezdna musi, a my załóżmy, że niekoniecznie, wtedy na luzie pojedziemy już dalej, bo już osiągnęliśmy jakiś sukces, oczywiście nie poddając się. Bez różnicy dla mnie czy pierwszy mecz będzie więc u nas czy nie. Oba mecze można wygrać.
(w momencie udzielania wywiadu nie znany był jeszcze wynik spotkania Unibaxu Toruń i Włókniarz Częstochowa).