Po bandzie: Nocne Zmarzlika wyścigi [FELIETON]

- Trudno zrozumieć, że każe się zawodnikom gonić nocą z Grudziądza do Gorican, a dwa tygodnie później nie ma meczów ani w przeddzień warszawskiej rundy Grand Prix, ani też nazajutrz - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber
Bartosz Zmarzlik WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

W sobotę rusza cykl Grand Prix. I jest to Grand Prix nierównych szans. Otóż dzień wcześniej, w piątkowy wieczór, odbędą się dwa mecze PGE Ekstraligi. Najpierw Fogo Unia podejmie beniaminka z Ostrowa, a o godz. 20.30 ZOOleszcz GKM Grudziądz  zmierzy się z Moje Bermudy Stalą Gorzów. Zatem Bartosz Zmarzlik, Anders Thomsen i Martin Vaculik dopiero koło północy wyruszą w drogę do Gorican. Będą mieli do pokonania 1 100 kilometrów, a to jakieś 11 godzin jazdy, nie wliczając przerw na siku. Dodam tylko, że należy zdążyć nie na wieczorne zawody, lecz na poprzedzający je trening - o godz. 13. A więc nasz mistrz świata nie będzie specjalnie wyświeżony, jak mawia prezes Polo Tajner.

Oczywiście, nie takie rzeczy widział świat speedwaya. Nie takie uliczne wyścigi nocną porą. Zastanawiam się jednak, gdzie tu sprawiedliwość. Bo jeden przystąpi do zawodów wyspany i wypoczęty, a drugi wyjdzie prosto z busa. Co też nie musi wcale oznaczać, że ten wyspany będzie miał lepiej. Bo mógł się mocno stresować i miał czas na rozmyślanie. A ten, który gonił na łeb na szyję, jeszcze dzień wcześniej był zupełnie gdzie indziej - i fizycznie, i myślami.

ZOBACZ WIDEO Magazyn PGE Ekstraligi. Pawlicki, Baron, Puka i Łopaciński gośćmi Musiała!

W maju 2019 roku, w piątkowy wieczór, Zmarzlik ścigał się na Motoarenie, nawet zaliczył dzwona, a nazajutrz sięgnął po Wielką Nagrodę Słowenii w Krsku. No ale Bartosz jest postacią wybitną. I teraz też nie będzie się pewnie uskarżał na swój los. Bo i nie wypada. Robi to, co kocha i mógłby to robić, nomen omen, na okrągło. A jeszcze mu za to płacą i nawet całkiem nieźle, z wielu źródełek.

Oczywiście, po zawodach w Gorican on czy Vaculik dostaną trochę czasu dla siebie, z kolei większość stawki będzie goniła do Polski - na niedzielne spotkania zielona-energia.com Włókniarza z Betard Spartą oraz For Nature Solutions Apatora Toruń z Motorem Lublin. No ale to chyba jednak lepsze rozwiązanie dla tych, którzy podchodzą do Grand Prix ambicjonalnie i są pazerni na sukces.

Cóż, żużel to biznes, a terminów rzeczywiście brak. Nie da się pogodzić interesów wszystkich stron. Dlatego sprawiedliwość nie jest w tym biznesie podstawową cnotą. Trudno jednak się pogodzić z takimi zagrywkami z lat minionych, gdy połowa stawki może wziąć udział w treningu poprzedzającym rundę IMŚ, a połowa nie, bo ma w tym czasie jakieś ligowe zobowiązania. Zwłaszcza gdy od tego treningu właśnie zależy wybór numerów startowych. Trudno też zrozumieć sytuację, gdy każe się takiemu Zmarzlikowi gonić nocą z Grudziądza do Gorican, a dwa tygodnie później nie ma zawodów ligowych ani w przeddzień Grand Prix Polski na Stadionie Narodowym, ani też dzień po.

No, są też najświeższe przykłady świadczące o tym, że o bezpieczeństwo dbamy aż za bardzo. Bo niedzielny mecz w Ostrowie pomiędzy Arged Malesą i Włókniarzem - moim skromnym zdaniem - został przerwany zbyt wcześnie. A mój koronny argument nie jest wcale taki, że kiedyś to było i kiedyś by pojechali. Owszem, zrobiło się mokro i ślisko, ale to nie były warunki anormalne. Nie jeździli początkujący młodzieżowcy, tylko zawodnicy o najwyższych umiejętnościach, w ramach najlepszej ligi świata. I świetnie sobie radzili.

Jako że staram się nie być hejterem, pozwoliłem sobie napisać na Twitterze, że nic wielkiego się jednak nie stało. Ot, parę złotych mniej do wypłaty dla zawodników. Część kibiców zwróciła jednak uwagę, że, owszem, stało się. Bo beniaminek zaczął odrabiać straty. I trudno nie przyznać im racji. Nigdy już się nie dowiemy, w którą stronę to faktycznie zmierzało. W każdym razie taki Tomek Gapiński pokonywał kolejne metry toru z jajami ekstraligowymi. Brawa dla tego czterdziestolatka.

Nieco inaczej wyglądał w miniony piątek inny czterdziestolatek z dawnej, wielkiej Polonii Piła - Jarek Hampel. Za swoich najlepszych lat powoził niezwykle swobodnie. Wypuszczał motocykl, dawał mu jechać, stąd też nie potrzebował do prowadzenia maszyny nadludzkiej siły. A teraz? Teraz Jarek jeździł bezpiecznie. Na pagórkowatym lubelskim torze, z hopkami, głównie się skupiał na pilnowaniu przodu. A to nie jest recepta na sukces w PGE Ekstralidze. Jak to powiedział Marek Cieślak w swoim "Rozliczeniu" - w żużlu nie ma być bezpiecznie. Ma być szybko.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Znakomite serie Motoru Lublin. Lambert najlepszy w PGE Ekstralidze
Nie chce nakładać na siebie presji w Grand Prix. "Nie mam zamiaru skupiać się na wynikach"

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×