Żużel według Jacka to cykl felietonów Jacka Gajewskiego, byłego menedżera klubu z Torunia.
***
Sporo kontrowersji wzbudziło w ostatnich dniach przerwanie meczu w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie beniaminek PGE Ekstraligi z każdym wyścigiem czuł się lepiej w trudnych warunkach. Gdy sędzia rozpoczyna zawody, zawsze robi się to z nastawieniem, że odjedzie się pełne zawody i nie będzie trzeba w połowie przerywać zabawy. W Ostrowie przecież nie padało przed meczem, ale prognozy pogody były kiepskie. Czy decyzja o przerwaniu była słuszna? Dlaczego nie kontynuowano zawodów? Pojawiają się różne racje i argumenty.
To, że do dziewiątego wyścigu nie było żadnego wypadku wynikało z tego, że zawodnicy dostosowali trochę jazdę do panujących warunków. Nie był to mecz, który decydował o tytule mistrza Polski. Owszem, był o ważne punkty, ale na tym spotkaniu sezon się nie kończy. Zawodnicy podeszli do niego z głową. Tym bardziej, że jechali doświadczeni żużlowcy, którzy potrafią sobie tę granicę ryzyka określić.
ZOBACZ WIDEO Baron o Bellego: Emila nie da się zastąpić, ale David ma przyszłość przed sobą
Gdyby ten mecz miał jednostronny przebieg, jego przerwanie nie wzbudzałoby takich emocji. Gdyby przewaga jednej z drużyn wynosiła kilkanaście punktów, dyskusji pewnie za wiele by nie było. Mecz przerwano jednak przy stanie 30:24, kiedy w trudniejszych warunkach gospodarze radzili sobie coraz lepiej. Zaczęli odrabiać straty i faktycznie różnie mogło się to skończyć.
Generalnie jednak taka moja uwaga. Słyszę, że można jeździć w gorszych warunkach niż te, które w niedzielę były w Ostrowie. Owszem, można. Czy tylko to ma coś wspólnego z tym, czego oczekujemy od żużla? Chyba nie do końca.
Gdyby popadało przed zawodami, tor byłby ciężki, przyczepny i odmoczony, to mimo wszystko jest to łatwiejsza sytuacja do podejmowania decyzji niż kiedy trwają zawody i pada. W tym momencie powstają dwa problemy. Jeden dotyczący techniki jazdy, że trzeba się przestawić i jechać mniej agresywnie oraz mieć większą kontrolę nad motocyklem. Drugi bardzo duży problem, to jest widoczność. Zdarzało się, że na błocie, gdy pada, zawodnicy miewali po dwóch okrążeniach gogle tak zaklejone, że nic nie widzieli. Nie pomagają ani zrzutki, ani systemy roll-off.
Kolejna sprawa, to reakcje trenera - menedżera w meczu, który może nie dojechać do końca. Tutaj zgodzę się, że trzeba łamać schematy, reagować szybciej niż w normalnych zawodach, które trwają 15 wyścigów. Kiedy sam jeszcze byłem menedżerem i wiedzieliśmy przed meczem, że może się coś w trakcie wydarzyć z warunkami atmosferycznymi, to trzeba pilnować każdej możliwości taktycznej.
W Ostrowie tego mi zabrakło. Widać, że jechano schematem na zasadzie: dajmy po dwie szanse, a później się zobaczy, a nie próbowano ratować wynik. W takiej sytuacji nie ma na co czekać. Trzeba reagować momentalnie i wypuszczać do boju najlepszych zawodników. Wydaje mi się, że jest to coś normalnego i naturalnego i o to można mieć zastrzeżenia do osób odpowiedzialnych za decyzje taktyczne w Ostrowie.
Zobacz także:
Ta impreza ma spełnić oczekiwania fanów
Liga sypie niespodziankami, a ten zespół zaskakuje najbardziej