Jaimon Lidsey zmagania w PGE Ekstralidze rozpoczął od czterech punktów z bonusem w Częstochowie, a następnie dorzucił pięć oczek przeciwko Moje Bermudy Stali Gorzów. W trzeciej kolejce, kiedy to Fogo Unia Leszno rywalizowała we Wrocławiu, Lidsey swój dorobek podwoił, a najlepszy występ w tym roku zaliczył przeciwko Arged Malesie Ostrów, kiedy to przy jego nazwisku pojawiła się dwucyfrówka.
- Niczego specjalnego nie zmieniałem. Kiedy masz coś szybkiego pod sobą, jesteś pewny sprzętu i pewny siebie, to łatwiej się ścigać. To podstawa w każdym sporcie - mówi w rozmowie ze Speedwayekstraliga.pl.
Lidsey pytany o to, czy u progu sezonu miał problemy np. z pewnością siebie, odpowiada, że nie, a jedynym jego problemem była kwestia niemożliwości znalezienia optymalnych ustawień i wykrzesania z motocykla tyle, ile by oczekiwał.
ZOBACZ WIDEO Takiej imprezy w polskim żużlu jeszcze nie było. Samolot, Greg Hancock i nietypowy finał
W postawie Australijczyka na torze widać m.in. różnice w kwestii jego momentu startowego. Czy nad tym elementem były prowadzone zaawansowane prace przez Lidseya? - Wynika to z tego, że poprawiłem się nieco w każdym aspekcie - zarówno jeśli chodzi o sprzęt, jak i same starty. Kiedy czujesz się szybki, to jesteś szybki na wielu poziomach i każdym torze - dodaje.
W najbliższy weekend ekipa Piotra Barona uda się do Lublina, gdzie będziemy świadkami meczu na szczycie PGE Ekstraligi. W ubiegłym sezonie Motor Lublin był lepszy od Byków 49:41, a 23-latek przy swoim nazwisku zapisał osiem punktów. - Tak, zdecydowanie bardzo lubię ten tor. W ostatnich latach całkiem nieźle się tam czułem i notowałem dobre wyniki, więc liczę, że w piątek zaliczę kolejny solidny występ.
Czytaj także:
Włókniarz może być jeszcze mocniejszy? Zaskakujące słowa Kacpra Woryny
Został bohaterem Motoru. Pomogła mu rozmowa z Tomaszem Gollobem