Niespełna 22-latek na to spotkanie został ustawiony pod numerem 9. To sprawiło, że trzykrotnie był zestawiony z Leonem Madsenem. Do tego doszedł pojedynek w 14. wyścigu. Czy otrzymanie tak trudnej pozycji w zespole wiązało się z jakimiś nerwami?
- Presji nie czułem. Bardziej motywację, bo chciałem się fajnie pokazać. Mam nadzieję, że spełniłem oczekiwania kibiców, mimo tego, co czasami gdzieś pisali w internecie, że "dlaczego Jasiński pod dziewiątką?". Chciałem postawić się Madsenowi, napsuć mu trochę krwi. Uważam, że troszeczkę mi się to udało. Przynajmniej w jednym biegu z nim zwyciężyłem. Wszystko fajnie się układało i fajne punkty przywiozłem - skomentował Wiktor Jasiński.
Wychowanek Stali Gorzów ostatecznie zakończył mecz z dorobkiem sześciu punktów z bonusem w pięciu startach. Szczególnie udany był dla niego środek zawodów. - Nie było łatwo, przegrywaliśmy. Potem odskoczyliśmy. Ja z Andersem przywiozłem 5:1 i to chyba był ten moment, kiedy wskoczyliśmy na prowadzenie. Po to jechaliśmy, żeby wygrać, zdobyć dwa punkty - przyznał młody zawodnik.
ZOBACZ WIDEO Arged Malesa zacznie wygrywać? Były menadżer wskazuje co musi się zmienić, by tak się stało
Początek do łatwych nie należał, bowiem zaczęło się od zera. Czy żużlowiec przyjął to na spokojnie? - Tak, bo miałem ekipę z Grand Prix. "Fredka" Lindgren i Madsen to są czołowi zawodnicy świata. Obok mnie Martin Vaculik, czyli też super zawodnik. Byłem może skazany na "zerówkę", ale chciałem się postawić. Prędkość na dystansie była fajna. Start troszkę zepsułem samym sobą, bo postawiłem motocykl na koło za wysoko i nie pojechał on do przodu. To takie błędy, które są do wyeliminowania. Wiemy, co mamy robić - stwierdził jeździec ekipy Stanisława Chomskiego.
Jasiński punktów nie zdobył także we wspomnianym wyżej 11. biegu, kiedy to został wykluczony po starciu z zawodnikami zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa. - Nie ode mnie zależy, czy wykluczenie było słuszne czy nie. Jonas Jeppesen mnie troszeczkę wywoził i miałem wybór: albo położyć się na Jonasa i pójść razem w płot, gdzie nie było już dmuchanej bandy albo przywalić w dmuchaną bandę. Obaliłem się tak, że nie sczepiliśmy się we dwóch. Taki jest żużel, że czasami trzeba pójść na łokcie. Też mój błąd, bo wyjechałem za szeroko z tego łuku i na prostej zostałem, chłopaki z Częstochowy mi dojechali - zakończył Wiktor Jasiński.
Czytaj także:
Stal monolitem, Włókniarz drużyną bez wyrazu
Presja podziałała motywująco na zawodników Stali