W tym artykule dowiesz się o:
Paweł Kwiek: Leon, po zdobyciu złotego medalu w ENEA Ekstralidze mieliście okazję świętować ten sukces razem z kibicami w hali "Jaskółka" w Tarnowie. Jak wrażenia po spotkaniu z fanami czarnego sportu?
Leon Madsen: Muszę powiedzieć, że była to super impreza. Warto w czymś takim uczestniczyć. Mamy okazję już na spokojnie spotkać się z kibicami speedway’a i spędzić z nimi trochę więcej czasu. Do tego świętujemy złoty medal. Trzeba takie rzeczy doceniać, bo nie wiadomo kiedy znowu uda się to powtórzyć.
Jesteś jednym z ulubieńców tarnowskiej publiczności. Widać, że z fanami w tym mieście masz szczególną więź.
- Już w ubiegłym sezonie kibice byli dla mnie świetni. Teraz cały rok dopingowali nas, jak nigdzie indziej. Są po prostu niesamowici. Widać to było także na spotkaniu w hali. Nawet tam był głośny doping. Dziękuje im wszystkim za to, że są z nami na dobre i na złe. To jest nasz wspólny złoty medal.
Przed rozgrywkami sezonu 2012 media i wielu kibiców okrzyknęli ekipę Azotów Tauronu Tarnów mianem "dream teamu". Czy po zdobyciu złotego medalu możesz zgodzić się z tym określeniem?
- Przed tym sezonem wiele mówiło się o szansach poszczególnych zespołów, w tym i naszym. Faktycznie, gdzie tylko pojawiała się nazwa ekipy z Tarnowa, od razu wpisane tam było także "dream team". Broniliśmy się przed tym stwierdzeniem. Wiemy doskonale, że w tym sporcie nie jeżdżą nazwiska. Osiągnęliśmy sukces dzięki zgranej ekipie. Muszę powiedzieć, że po wygraniu ligi odetchnęliśmy z ulgą. Udowodniliśmy także, że jesteśmy niezwykle mocną drużyną i o to nam chodziło.
Na sukces zespołu z Tarnowa złożyło się wiele czynników. W tym także sponsorzy, dzięki którym Jaskółki mogły walczyć o najwyższe cele.
- Oczywiście, że tak. Bez nich nie byłoby tego sukcesu. Sponsorzy w dzisiejszych czasach, to jeden z najistotniejszych czynników w sporcie. Serdecznie im za to dziękujemy. Dziękujemy także wszystkim pracownikom tarnowskiego klubu i naszemu trenerowi, Markowi Cieślakowi.
Żużel powoli zapada w sen zimowy. Do życia budzi się natomiast rynek transferowy. Deklarowałeś już wcześniej chęć pozostania w Tarnowie. Czy coś się zmieniło?
- Wiemy prawie na sto procent, że zespół w takim składzie nie będzie mógł pozostać na kolejny sezon. Tutaj może się pojawić pytanie, kto ma pozostać w Tarnowie. Ta kwestia może dotyczyć dwójki zawodników, mnie i Grega Hancocka. Część decyzji będzie spoczywała na naszym trenerze. Jestem jeszcze młodym zawodnikiem i pracuję nad swoją przyszłością. Chciałbym zostać jak najdłużej w jednym klubie. Musimy jednak poczekać, co przyniesie nam nowy regulamin rozgrywek. Chcę zostać w Tarnowie. Jeżeli przyszłoby mi jednak zmienić klub, to wiem, że i tak kiedyś tutaj wrócę.
Ten sezon pokazał, że niejeden klub w Polsce chętnie by cię zatrudnił. Czy miałeś już jakieś propozycje?
- Nie mogę o tym mówić, ale faktycznie nie miałbym problemu ze znalezieniem klubu (śmiech).
Oprócz złota w Polce, krążki tego samego koloru wywalczyłeś w Danii i Szwecji. Tam jednak zmieniłeś swoje dotychczasowe kluby.
- To nie jest do końca tak, że ja postanowiłem odejść. Tam też są pewne regulacje prawne. Zresztą wielu zawodników chciało pozostać w tych klubach. Mnie przyszło zmienić barwy. Mam nadzieję, że w Tarnowie sytuacja będzie odwrotna.
Masz okazję pracować z ludźmi, którzy na żużlu znają się doskonale. W Polsce jest to Marek Cieślak w Szwecji był to Bosse Wirebrand.
- Dokładnie tak. W Vetlandzie dobrze układała mi się współpraca z Bosse Wirebrandem. To świetny menedżer i gość, który zna się na żużlu znakomicie. Dużo mi pomagał. Miałem tylko wieczne problemy z Martinem Vaculikiem (śmiech). Kiedy jeździliśmy razem, było złoto. W przyszłym roku Martin będzie musiał się zadowolić srebrem (śmiech).
W tym sezonie dużo mówiło się właśnie o dwójce przyjaciół z toru, Leonie Madsenie i Martinie Vaculiku. Słowak podobno swoją wyśmienitą formę zawdzięcza sławnym już marchewkom. A jaki był twój klucz do sukcesu? - Tak Martin miał marchewki (śmiech). Ja nie wiem skąd się wzięła u mnie taka dobra dyspozycja. Pewnie winę muszę "zwalić" na dobry zespół i bardzo dobrze przygotowane motocykle (śmiech). A tak poważnie, to naprawdę w tym roku wszystko się świetnie układało. Mój cały team bardzo mocno pracował na moje wyniki, za co im bardzo serdecznie dziękuję.
We wszystkich tegorocznych rozgrywkach udowodniłeś, że "dzika karta" uprawniająca do startu w cyklu Grand Prix dla twojej osoby, była całkiem realna.
- Sezon miałem naprawdę udany. No cóż, dzikiej karty nie otrzymałem, ale na występy w GP mam jeszcze czas. Zrobię wszystko, żeby w przyszłym roku moje starty były jeszcze lepsze i powalczę o awans do turnieju o mistrzostwo świata. Jestem brany co prawda pod uwagę jako rezerwowy, ale to wiązałoby się z czyjąś kontuzją, czego żadnemu zawodnikowi nie życzę. Teraz mam zamiar trochę odpocząć, a później zabieram się za przygotowania do kolejnego sezonu.