Zmarzlik nie był pierwszy! Pięciu juniorów, którzy wygrywali w Grand Prix

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Zwycięstwo Bartosza Zmarzlika w Grand Prix Polski w Gorzowie odbija się szerokim echem w żużlowym świecie. W przeszłości jedynie czterem juniorom udało się triumfować w pojedynczej rundzie cyklu.

1
/ 6

Po sobotniej Grand Prix Polski w Gorzowie Bartosz Zmarzlik na stałe wpisał się w karty historii światowego żużla. Dziewiętnastolatek wygrał Grand Prix Polski w Gorzowie będąc nie do złapania w swoich dwóch ostatnich wyścigach. Był to już jego trzeci występ w tych prestiżowych zawodach. [ad=rectangle] Zmarzlik nie jest jednak jedynym juniorem, który bez kompleksów pojechał przeciwko najlepszym na świecie. Od początku istnienia cyklu, czyli od 1995 roku, przez Grand Prix przewinęło się wielu mniej lub bardziej przebojowych zawodników młodego pokolenia. Na początku ubiegłego dziesięciolecia dwukrotnie na podium stawał Lukas Dryml, który w kwietniu podjął decyzję o zakończeniu kariery. W 2002 roku dwudziestojednoletni wówczas Czech zajął drugie miejsce w Grand Prix Szwecji w Sztokholmie, a niespełna dwa miesiące później był trzeci podczas turnieju w Goeteborgu.

Trzy lata później, w 2005 roku, na inaugurację sezonu do finału Grand Prix Europy we Wrocławiu awansował Antonio Lindbaeck. Tam jednak dwudziestolatek nic nie zdziałał. Dopiero dwa miesiące później w Kopenhadze "Toninho" stanął na najniższym stopniu podium obok wielkich legend, Tony'ego Rickardssona i Grega Hancocka. Rok później, już nieco bardziej doświadczony, zajął trzecie miejsce w Pradze, a w kolejnej rundzie w Daugavpils był drugi.

Zarówno Lindbaeckowi, jak i Drymlowi w czasach juniorskich do pierwszego miejsca trochę jednak zabrakło. Łącznie tylko pięciu młodzieżowcom udało się triumfować w pojedynczych eliminacjach cyklu.

2
/ 6
Aż dwadzieścia trzy razy Jason Crump wygrywał w pojedynczych rundach Grand Prix
Aż dwadzieścia trzy razy Jason Crump wygrywał w pojedynczych rundach Grand Prix

Rudowłosy Kangur już jako junior zapowiadał się na wspaniałego żużlowca. Wielu ekspertów prognozowało, że kolejny z rodu Crumpów nawiąże do sukcesów swojego ojca, Phila, brązowego medalisty indywidualnych mistrzostw świata z 1976 roku. Jason w wieku dziewiętnastu lat został drugim wicemistrzem globu w kategorii juniorskiej, a rok później był już najlepszy.

Niebywały talent młodego Australijczyka potwierdzony pierwszymi sukcesami dostrzegli wówczas organizatorzy nowo powstałego cyklu Grand Prix, który w 1995 roku zastąpił jednodniowe finały indywidualnych mistrzostw świata. Crump w pierwszym sezonie istnienia cyklu otrzymał dziką kartę na Grand Prix Wielkiej Brytanii w Londynie i zaprezentował się z bardzo dobrej strony. W 1996 roku, jako, że w poprzednim sezonie został mistrzem świata juniorów, był już stałym uczestnikiem cyklu, choć początek nie był w jego wykonaniu szczególnie udany. Po czterech eliminacjach Crump miał zaledwie czternaście punktów na swym koncie. Wtedy przyszedł czas by wrócić na londyńskie Hackney, gdzie "Ginger", wciąż ścigając się jako junior, dość nieoczekiwanie wygrał. W pokonanym polu zostawił aktualnego wówczas mistrza świata Hansa Nielsena, kroczącego po swój pierwszy tytuł Billy'ego Hamilla oraz czempiona z kolejnego sezonu Grega Hancocka.

Było to pierwsze z dwudziestu trzech zwycięstw w pojedynczej rundzie cyklu Grand Prix jakie Jason Crump odniósł w późniejszych latach swojej bogatej kariery. Australijczyk w tym czasie zdobył trzy złote, pięć srebrnych i dwa brązowe medale IMŚ. Przez dekadę nie schodził z podium klasyfikacji generalnej cyklu i w każdym z szesnastu sezonów pełnoprawnego uczestnictwa w Grand Prix przynajmniej raz stawał na podium pojedynczych zawodów. Ostatni raz na najwyższym stopniu i na podium w ogóle stanął 9 czerwca 2012 roku na kopenhaskim stadionie Parken.

3
/ 6
Kibice czekają na szybki powrót Emila Sajfutdinowa do cyklu
Kibice czekają na szybki powrót Emila Sajfutdinowa do cyklu

Żużlowy świat usłyszał o Rosjaninie w 2005 roku gdy ten miał niespełna szesnaście lat i z dobrym skutkiem ścigał się w rodzimej lidze. Później zainteresowały się nim kluby w Polsce. Ostatecznie kontrakt podpisał w Bydgoszczy z polecenia tamtejszego kapitana, Andreasa Jonssona, który Sajfutdinowa wypatrzył w lidze rosyjskiej. - Jonsson strasznie się męczył na dystansie, by go wyprzedzić. W końcu nie wytrzymał, przewrócił Sajfutdinowa. Jak później przyznał, był to jedyny sposób wtedy na Rosjanina. Śmiał się, bo sędzia wykluczył z tego biegu Emila. Andreas wiedział, że to on sam był winny. Zapamiętał nazwisko Sajfutdinowa - opowiadał na łamach Gazety Wyborczej Tomasz Suskiewicz, menedżer Rosjanina.

Jeszcze jako nastolatek zdobył tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów, a rok później - jako pierwszy w historii - obronił go. To zaowocowało stałą dziką kartą na cykl Grand Prix w 2009 roku. Wtedy właśnie Emil, mimo że wciąż był juniorem, postanowił, że skupi się jedynie na seniorskim czempionacie. Debiut Sajfutdinowa przypadł na praską Marketę i początkowo wypadał on poprawnie. Dwudziestoletni wówczas Rosjanin zdobył w fazie zasadniczej turnieju osiem punktów (wygrywając indywidualnie jeden wyścig) i z ósmej pozycji awansował do półfinału. Tam bez problemu rozprawił się z weteranami żużlowych torów - Leigh Adamsem, Nicki Pedersenem oraz Gregiem Hancockiem, a w finale pokonał Fredrika Lindgrena, Jasona Crumpa i wspomnianego już Adamsa. Rosyjska Torpeda został przy okazji drugim w historii żużlowcem, który wygrał pojedynczą rundę Grand Prix w swoim debiucie.

Kolejny triumf z czasów juniorskich Sajfutdinow świętował niespełna miesiąc później na Ullevi w Goeteborgu. Przez kilka kolejnych rund spisywał się przyzwoicie, jednak ani razu nie udało mu się stanąć na podium. To nie oznaczało jednak, że Rosjanin spuścił z tonu. We wrześniu na obiekcie w Krsko Emil odniósł swój trzeci w sezonie triumf wygrywając wszystkich siedem biegów! Debiutancki sezon w Grand Prix zwieńczył brązowym medalem indywidualnych mistrzostw świata.

Aktualnie Emil nie jeździ już w Grand Prix, jednak wciąż zalicza się do ścisłej światowej czołówki. Po trzech zwycięstwach w 2009 roku, kolejne - również trzy - przyszły dopiero rok temu. Najbliżej zdobycia tytułu najlepszego zawodnika globu miał właśnie w sezonie 2013, gdy toczył zacięty bój z Taiem Woffindenem. Kontuzja wykluczyła go jednak z trzech ostatnich rund cyklu przez co zakończył rok dopiero na szóstej pozycji.

4
/ 6
Michael Jepsen Jensen udowadnia, że jest gotów aby na stałe zagościć w Grand Prix
Michael Jepsen Jensen udowadnia, że jest gotów aby na stałe zagościć w Grand Prix

Już za czasów jazdy na minitorze Duńczyk określany był jako wielki talent, który w przyszłości nawiąże do sukcesów wielkich mistrzów z kraju Hamleta. I rzeczywiście, jako junior Jepsen Jensen radził sobie bardzo dobrze w młodzieżowych zawodach indywidualnych i drużynowych. W polskiej ENEA Ekstralidze zaowocowało to kontraktem w Toruniu, gdzie "Liglad" ścigał się przez dwa sezony i w pewnym momencie wygryzł ze składu swojego rówieśnika, aktualnego wtedy mistrza świata juniorów Darcy'ego Warda.

Prawdziwa eksplozja formy młodego Duńczyka nastąpiła w 2012 roku. Mając dwadzieścia lat był jednym z liderów kroczącej po srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski Stali Gorzów, a dobre występy notował też w innych czołowych ligach. Wtedy właśnie szansę postanowili dać mu organizatorzy cyklu Grand Prix, od których otrzymał dziką kartę na czerwcowe Grand Prix Danii w Kopenhadze. Na Parken Jensen zdobył siedem punktów i był trzecim punktującym spośród aż siedmiu Duńczyków, którzy wystąpili w tym turnieju.

Najlepsze wciąż jednak było przed nim, ponieważ na 22 września zaplanowano kolejne Grand Prix w kraju Hamleta, a czołowych żużlowców globu miało gościć Vojens. Tymczasem "Liglad" był jednym z liderów złotej reprezentacji Danii na Drużynowym Pucharze Świata. Ambitnie kroczył po tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów i na cztery rozegrane rundy wygrał trzy. Seria dobrych wyników sprawiła, że i w Vojens Jensen otrzymał dziką kartę. Tam z siedmioma punktami ledwo awansował do półfinału, w którym zajął drugą pozycję. Ostatni bieg dnia padł już jednak jego łupem i w wieku dwudziestu lat został trzecim juniorem w historii, który wygrał Grand Prix.

W tym samym roku Jensen utrzymał dobrą formę w IMŚJ i został najlepszym młodzieżowcem globu. Rok później wyraźnie jednak spuścił z tonu. Nie startował w finałach juniorskiego czempionatu, a w Grand Prix na Parken zdobył tylko sześć punktów. Teraz jednak idzie mu coraz lepiej. Jako, że Jensen jest pierwszym rezerwowym cyklu, w Gorzowie po raz trzeci w tym roku wystąpił w Grand Prix zastępując zawieszonego Darcy'ego Warda. Wcześniej w Kopenhadze i w Cardiff jechał w miejsce kontuzjowanego Chrisa Holdera. Jak na razie spisuje się całkiem udanie potwierdzając jednocześnie, że ubiegły rok już dawno zostawił za sobą.

5
/ 6
Kontrowersje nie wpływają pozytywnie na rozwój ogromnego talentu Darcy'ego Warda
Kontrowersje nie wpływają pozytywnie na rozwój ogromnego talentu Darcy'ego Warda

Kariera kontrowersyjnego Australijczyka na dobre rozpoczęła się w 2009 roku, gdy podpisał swoje pierwsze kontrakty w Polsce i na Wyspach Brytyjskich. O ile w barwach King's Lynn Stars "Darky" spisywał się udanie, o tyle w Polsce tylko czasami korzystano z jego usług w charakterze młodzieżowca. Sztab szkoleniowy Unibaksu Toruń wolał stawiać na trzy lata starszego Mateja Kusa.

Nie oznacza to jednak, że Ward spisał ten sezon na straty. Wręcz przeciwnie! Świetna postawa w juniorskim czempionacie pozwoliła mu dojść do finału indywidualnych zmagań wśród młodzieżowców. Turniej rozegrano w październiku w chorwackim Gorican, gdzie z trzynastoma punktami siedemnastoletni wówczas żużlowiec został najmłodszym w historii mistrzem świata juniorów. Rok później jako drugi żużlowiec w historii obronił tytuł.

Na debiut w Grand Prix Ward musiał czekać do 2011 roku. Wtedy właśnie przyznano mu dziką kartę na zawody rozgrywane na toruńskiej Motoarenie, gdzie Australijczyk doszedł do finału i stanął na najniższym stopniu podium obok Andreasa Jonssona i Jarosława Hampela. Półtora miesiąca później Ward ponownie założył plastron z szesnastką na plecach; tym razem organizatorzy postanowili przyznać mu "dzikusa" na Grand Prix w Gorzowie. Zawody zostały jednak przerwane po czterech seriach, a dziewiętnastolatek uplasował się na piątym miejscu.

Rok później Ward mógł startować w prestiżowym cyklu jako stały uczestnik, jednak padł ofiarą przepisów jakie obowiązywały wówczas w polskiej Ekstralidze. Ograniczały one liczbę zawodników z Grand Prix w klubie do jednego, a w Unibaksie miejsce to należało do Chrisa Holdera. Ward postanowił więc odrzucić propozycję organizatorów i poczekać rok na swoją szansę. Przepisy zostały zmienione, a BSI ponownie zwróciło się do Australijczyka z propozycją występów w Grand Prix - tym razem +na 2013 rok. Ward, wciąż jako junior, rozpoczął swoje wojaże w cyklu dość udanie, jednak w trzeciej rundzie rozgrywanej na początku maja w Goeteborgu upadł na tor i złamał łopatkę, co wykluczyło go z rywalizacji w trzech kolejnych eliminacjach. Wrócił dopiero pod koniec czerwca na Grand Prix w Kopenhadze i był to powrót w wielkim stylu. Przegrywając jedynie w dwóch wyścigach Ward został czwartym juniorem w historii, który triumfował w pojedynczej rundzie cyklu.

Jeszcze w tym samym roku zajął drugie miejsce na Łotwie, a sezon zakończył na ósmej pozycji. W bieżących rozgrywkach nie idzie mu już tak udanie, choć stanął na podium w Bydgoszczy i w Cardiff. Wpływ na słabszą postawę mogła mieć kontuzja kolana, jakiej nabawił się na początku sezonu. Teraz jednak Australijczyk sam wykluczył się z rywalizacji, ponieważ przed Grand Prix Łotwy wykryto w jego organizmie powyżej 0,10 g alkoholu na litr krwi. - Sytuacja jest bardzo niedobra, nieprzyjemna dla całej dyscypliny, a zwłaszcza dla samego zawodnika. Zaliczył kolejną wpadkę. Wcześniej miał założoną sprawę sądową w Anglii oraz został przyłapany w swojej ojczyźnie, gdy pędził na motocyklu, będąc pod wpływem niedozwolonych środków. Totalna głupota z jego strony. Inaczej tego nazwać nie można. Szkoda chłopaka, bo marnuje swój ogromny potencjał - mówił w rozmowie z naszym portalem Jacek Gajewski, były menedżer Unibaksu Toruń, który doskonale zna Warda z wieloletniej współpracy.

6
/ 6
Bartosz Zmarzlik jest jedną z największych nadziei polskiego żużla
Bartosz Zmarzlik jest jedną z największych nadziei polskiego żużla

O talencie najmłodszego w żużlowym klanie Zmarzlików mówiło się na długo, zanim rozpoczął starty w dorosłej drużynie Stali Gorzów. Bartosz dość wcześnie rozpoczął treningi na dużym torze - najpierw pod okiem Stanisława Chomskiego, a później Czesława Czernickiego. Mając piętnaście lat bronił barw żółto-niebieskich w zawodach młodzieżowych i już wtedy był jednym z czołowych juniorów w Polsce, choć z racji wieku nie mógł nawet rywalizować w Ekstralidze!

Zmarzlik w dorosłym żużlu na dobre zadebiutował w 2011 roku niespełna dwa tygodnie po swoich szesnastych urodzinach. Od samego początku pokazywał, że obdarzony jest ogromnym talentem, a w przedostatnim meczu sezonu zdobył swój pierwszy komplet punktów w Ekstralidze. Nic więc dziwnego, że działacze z Gorzowa, którzy rozpoczynali przygodę z Grand Prix, robili wszystko aby w rundzie rozgrywanej na Stadionie im. Edwarda Jancarza to właśnie siedemnastolatek otrzymał dziką kartę. Wszystko poszło po ich myśli i w czerwcu 2012 roku Zmarzlik zadebiutował w prestiżowym cyklu. Od początku zawodów wychowanek Stali spisywał się bardzo dobrze i po czterech wyścigach miał na swym koncie osiem punktów, co praktycznie gwarantowało mu awans do półfinału. W tym znakomicie dopasowany wystrzelił spod taśmy i uporał się z Chrisem Holderem, Emilem Sajfutdinowem oraz Gregiem Hancockiem. Przed finałem rozpadał się jednak deszcz i ostatni bieg dnia był prawdziwą loterią. Loterią, w której Zmarzlik był bez szans w rywalizacji z Martinem Vaculikiem i wspomnianym już Holderem, ale za to udało mu się pokonać Tomasza Golloba. Został on tym samym najmłodszym zawodnikiem, jaki kiedykolwiek stanął na podium w pojedynczej rundzie Grand Prix. Miał wtedy 17 lat i 72 dni - wynik, który będzie niezwykle trudno pobić.

Rok później kandydatura Zmarzlika do dzikiej karty na Grand Prix Polski w Gorzowie znów została przeforsowana i miał on okazję do poprawienia swojego wyniku, jednak z sześcioma punktami zajął odległą, dwunastą pozycję. To nie przekreśliło jego szans na trzecią dziką kartę w bieżących rozgrywkach. Zmarzlik z biegu na bieg rozkręcał się coraz bardziej i jako jeden z najlepszych zawodników awansował do półfinału, a następnie do finału turnieju. Tam startował ze swojego ulubionego zewnętrznego pola i po uporaniu się z Matejem Zagarem na przeciwległej prostej, dojechał do mety na pierwszym miejscu z bezpieczną przewagą kilkunastu metrów. Był to kolejny rekord Zmarzlika, który jako pierwszy nastolatek w historii wygrał pojedynczą rundę Grand Prix. W momencie triumfu miał 19 lat i 140 dni.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (18)
avatar
tkitaki
4.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
co sie tak zachwycacie -a co jest teraz? z JARKIEM- a bartus to do Jarka moze mówic tylko p.Jarku.  
avatar
lukim81
2.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tylko nie porównujmy Zmarzlika do Golloba,Tomek zaczynał w innych czasach tym bardziej Jancarz.Dziś przypadła rocznica tragicznej śmierci Kazimierza Deyny wybitny piłkarz a po za boiskiem pozo Czytaj całość
15X ZŁOTO
2.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Miejmy nadzieje,że tak się stanie.  
avatar
Login Nick
2.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
brawo bartek.czas to przełożyć na tory inne niż gorzowski. myślę,że masz za mało jazdy w innych ligach.  
avatar
yes
2.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Bardzo ciekawy artykuł. Wszyscy poprzedni juniorscy zwycięzcy w turniejach SGP są pwszechnie znanymi żużlowcami. Na temat Zmarzlika nie wypowiadam się - jest jeszcze czas.