Superdebiut Bartosza Zmarzlika. Polak powtórzył wyczyn Emila Sajfutdinowa

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Sobotni sukces reprezentanta Polski w Melbourne to druga sytuacja w historii Grand Prix, by zawodnik debiutujący w roli pełnoprawnego uczestnika wywalczył miejsce na końcowym podium.

1
/ 7

Bez względu na rozstrzygnięcia australijskich zawodów, Bartosz Zmarzlik już był jednym z najlepszych debiutantów w Grand Prix. Przy niekorzystnych rozstrzygnięciach spadłby na piąte miejsce w klasyfikacji, co i tak byłoby drugim wynikiem w historii.

Zmarzlik zachowywał jednak szansę na medal. Pod nieobecność Jasona Doyle'a, zawodnik z kraju nad Wisłą miał wszystko w swoich rękach. Musiał odrobić 10 punktów straty do kontuzjowanego Australijczyka i uważać na Chrisa Holdera, który tracił do niego 5 "oczek". Polak podołał zadaniu i wywalczył brąz. Do ostatnich metrów walczył z Taiem Woffindenem o srebro, ale ostatecznie Brytyjczyk okazał się w końcowej klasyfikacji lepszy o 2 punkty.

W naszym rankingu pod uwagę wzięliśmy wyniki osiągane przez zawodników w ich pierwszych sezonach, jako stałych uczestników. Premierowa edycja z 1995 roku nie została uwzględniona - debiuty automatycznie zanotowali wtedy wszyscy żużlowcy biorący udział w światowym czempionacie.

2
/ 7

Peter Karlsson (Szwecja)

Jeden z najbardziej znanych i najbardziej utytułowanych szwedzkich żużlowców ostatniego ćwierćwiecza, zadebiutował w cyklu w jego dziewiczej edycji w roli rezerwowego. Jako pełnoprawny uczestnik wystąpił rok później. Okazał się on najlepszym w historii startów najstarszego z braci Karlssonów w Grand Prix. Sklasyfikowany został na szóstej pozycji, ale był trzecim w kolejności Szwedem. Bezpośrednio przed nim uplasowali się doświadczeni z jazdy w poprzednim sezonie: Tony Rickardsson i Henrik Gustafsson.

W 1996 roku "Pikej" świetnie spisał się szczególnie w turnieju o Wielką Nagrodę Niemiec w Pocking, gdzie uległ tylko Hansowi Nielsenowi. Udane występy zanotował również na Hackney w Londynie i w Vojens, dzięki czemu znalazł się tak wysoko w końcowej klasyfikacji. W kolejnych latach daleko było mu do zajmowania czołowych lokat i osiągania pojedynczych sukcesów. W 1998 roku zdołał zająć trzecie miejsce w szwedzkiej rundzie w Linköping, jadąc z dziką kartą. Karlsson nie zawsze zresztą był stałym uczestnikiem - łącznie był nim sześciokrotnie.

Do niego zresztą należy rekord startów w pojedynczych turniejach, jako nominalny rezerwowy. Szwed w tej roli wziął udział w aż 17. imprezach! Po raz ostatni w 2007 roku, gdy jednocześnie odjechał swój ostatni bieg w Grand Prix. Od tamtej pory Karlsson koncentrował się głównie na startach w rozgrywkach ligowych w Polsce, Szwecji i Wielkiej Brytanii. Niedawno święcił triumf w Elite League w barwach Wolverhampton Wolves, których bronił łącznie przez szesnaście sezonów. Od tego roku niespełna 47-latek towarzyszy podczas turniejów elity Taiowi Woffindenowi.

3
/ 7

Po świetnym debiucie w 1997 roku rozbudził nadzieje duńskich kibiców, którzy zaczęli niecierpliwie wypatrywać następców zbliżającego się do końca kariery Hansa Nielsena. Andersen w pierwszym roku startów zajął szóstą lokatę, będąc o "oczko" wyżej od starszego kolegi. Wygrał turniej w Wielkiej Brytanii na historycznym obiekcie Odsal w Bradford, dziś już nieistniejącym. Zajął także drugie miejsce w niemieckim Landshut. Na tym jednak sukcesy duńskiego zawodnika w Grand Prix się skończyły.

Wprawdzie w światowej elicie Andersen startował na pełnych prawach do 2001 roku włącznie, to jednak już nigdy nie zbliżył się do wyniku z sezonu, gdy debiutował. Dość powiedzieć, że przez kolejne lata tylko czterokrotnie zdołał przebić się do turnieju głównego, gdy obowiązywał już system tzw. "eliminatorów". W klasyfikacji generalnej plasował się regularnie poza pierwszą piętnastką i swoje miejsce na kolejny rok ratował w turniejach Challenge. Obok Andy'ego Smitha bywał w nich bardzo skuteczny.

Andersen zdecydował się zakończyć karierę już w wieku 30 lat po wspomnianym sezonie 2001. Powodem była kontuzja odcinka szyjnego kręgosłupa. W kolejnych latach często towarzyszył zawodnikom podczas turniejów w roli mechanika i tunera. Z jego usług korzystali m.in. Chris Harris i Antonio Lindbaeck. Andersen od czasu do czasu wsiada jednak na motocykl. Przed laty brał udział w towarzyskich zawodach w Holsted, a przed rokiem uczestniczył w turnieju jubileuszowym Harrisa w Coventry. Zawodnikiem Bees był zresztą w latach 1992-1999.

4
/ 7

Piotr Pawlicki (Polska)

Młodszy z braci Pawlickich, jako młodzieżowiec zdobył wszystko co było do zdobycia, zarówno na arenie krajowej, jak i światowej. W 2014 roku wywalczył najcenniejsze trofeum - złoty medal w Indywidualnych Mistrzostwach Świata Juniorów. Powoli wypatrywał już jednak przyszłości, którą wiązał z Grand Prix. Do elity awansował przed rokiem wraz z Bartoszem Zmarzlikiem, po świetnym turnieju Challenge w Rybniku. W przeciwieństwie do reprezentacyjnego kolegi, do tego momentu Pawlicki nie miał jednak w swoim dorobku ani jednego startu w cyklu.

Bardziej doświadczony był Zmarzlik, który miał okazję czterokrotnie startować w turniejach w Gorzowie z dziką kartą. Pawlicki przez lata nie otrzymał żadnej takiej nominacji, często piastując tylko funkcję rezerwowego. Szczęście uśmiechnęło się do niego w Toruniu w 2015 roku, gdy w ostatniej chwili zastąpił niezdolnego do jazdy Pawła Przedpełskiego. Zajął dziesiąte miejsce, co było swoistym przetarciem przed nowym sezonem, w którym czekała go już rywalizacja na pełnych prawach.

Debiutancki rok początkowo nie układał się najlepiej. Wychowanek Unii Leszno nie miał najlepszej passy i zdawało się, że w pierwszym roku startów zapłaci frycowe. Po czterech turniejach zajmował czternastą lokatę i już ze sporą stratą do najlepszych. Przełom nastąpił w Cardiff, gdzie zajął piąte miejsce. Pawlicki od tamtej pory w każdym z kolejnych turniejów meldował się w półfinałach (był trzeci w Malilli), co przełożyło się na zdecydowaną poprawę w klasyfikacji generalnej. Ostatecznie zakończył rok na szóstej pozycji, pewnie zachowując miejsce na kolejny sezon.

5
/ 7

Jason Doyle (Australia)

Kilka lat wstecz trudno było wyobrazić sobie Doyle’a startującego z powodzeniem wśród najlepszych zawodników na świecie. Australijczyk z Newcastle był solidnym jeźdźcem w ligach brytyjskich, ale nie potrafił przełożyć tego na rywalizację w innych ligach w Europie, o rozgrywkach międzynarodowych nie wspominając. Przełom nastąpił w latach 2013-2014, gdy zaczął notować zdecydowanie lepsze rezultaty, przede wszystkim w Polsce. Trafił także do reprezentacji narodowej.

Kariera Doyle’a nabrała wówczas wielkiego rozpędu. W znakomitym sezonie 2014, poprowadził Orła Łódź do finału Nice Polskiej Ligi Żużlowej, samemu będąc najskuteczniejszym jeźdźcem pierwszoligowych rozgrywek. Przede wszystkim jednak zajął drugie miejsce w Grand Prix Challenge w Lonigo. Australijczyk był wprawdzie upatrywany w gronie faworytów do awansu, ale samo wyobrażenie sobie tego zawodnika w stawce najlepszych wciąż uznawano za swego rodzaju niespodziankę.

W 2015 roku brawurowo jeżdżący absolutny debiutant spisywał się jednak aż nadto przyzwoicie. Długo czekał na awans do finału, aż udało mu się to w przedostatnich zawodach w Toruniu, gdzie przegrał tylko z Nickim Pedersenem. Po równym sezonie zajął w końcowej tabeli wysokie piąte miejsce, stając się tym samym drugim najlepszym debiutantem. W tym roku kontuzja pozbawiła go być może życiowej szansy na wywalczenie tytułu. Doyle został największym pechowcem, ostatecznie kończąc zmagania na piątym miejscu.

6
/ 7

Rosjanin już jako nastolatek niejednokrotnie udowadniał, że drzemie w nim ogromny potencjał. Po udanych startach w barwach Polonii Bydgoszcz, przyszły sukcesy na świecie. Sajfutdinow stał się pierwszym żużlowcem w historii, który dwukrotnie zdobył złoty medal indywidualnych mistrzostw świata juniorów, dodatkowo czyniąc to rok po roku (2007-2008). Stało się jasne, że będzie dzięki temu w kręgu zainteresowań władz Grand Prix. Te zdecydowały się przyznać mu stałą dziką kartę na sezon 2009. "Rosyjska Torpeda" liczyła sobie wówczas 20 lat.

Nie tylko premierowy turniej, ale i sezon okazał się być dla młokosa niemalże wymarzony. W debiucie pogodził rywali na torze w Pradze, a następnie wygrał jeszcze w Goeteborgu i Krsko. Wydatnie pomogło mu to zająć na koniec sezonu miejsce na najniższym stopniu podium. Będąc juniorem stanął więc na podium najważniejszych zmagań na świecie obok wielkich mistrzów: Jasona Crumpa i Tomasza Golloba. Wcześniej jako młodzieżowiec medal IMŚ zdobył Tony Rickardsson - w 1991 roku w Goeteborgu. Sajfutdinow do dziś jest najmłodszym medalistą odkąd istnieje cykl.

Rosjaninowi w kolejnych latach w kontynuacji sukcesów na przeszkodzie stanęły głównie kontuzje. W 2010 roku opuścił z tego powodu aż siedem imprez, w kolejnych dwóch edycjach do medalu brakowało punktów. Przed życiową szansą podopieczny Tomasza Suskiewicza stanął w 2013 roku. Na trzy turnieje przed końcem doznał jednak kontuzji, która wykluczyła go z dalszej jazdy. Rosyjski zawodnik był wtedy wiceliderem klasyfikacji, ze stratą zaledwie trzech punktów do Taia Woffindena. Cykl zakończył na szóstym miejscu i wkrótce zrezygnował z jazdy wśród najlepszych, skupiając swoją uwagę na Indywidualnych Mistrzostwach Europy.

7
/ 7

Kariera jednego z najbardziej utalentowanych polski żużlowców ostatnich lat rozwija się prawidłowo i sukcesywnie. Najlepszy żużlowiec PGE Ekstraligi, trafił do Grand Prix jako indywidualny mistrz świata juniorów i już uznany zawodnik na arenie międzynarodowej. Czterokrotnie startował w rundach w Gorzowie z dziką kartą i trzykrotnie meldował się w nich w finale. Wygrał raz - w 2014 roku. Awans do elity urodzonego w Szczecinie zawodnika uznano za naturalną kolej rzeczy, ale też nadzieję na nawiązanie do sukcesów swojego idola, Tomasza Golloba.

W debiutanckim sezonie Zmarzlik rósł w oczach. Początkowo nie mógł przebić się przez fazę półfinałową, ale z każdym turniejem nabierał pewności. Co najważniejsze, kolekcjonował punkty, które gruntowały jego pozycję. Po drugim miejscu w turnieju w Teterow stało się jasne, że 21-letni Polak włączy się do walki o medale. Tytuł mistrzowski wydawał się wprawdzie bardzo mało prawdopodobny, ale Zmarzlik cierpliwie odrabiał straty do trzeciego Woffindena. Po zawodach w Toruniu zbliżył się do Brytyjczyka na dwa punkty, a dodatkowo kontuzja wykluczyła z dalszej jazdy drugiego w tabeli Doyle’a.

Lider Stali Gorzów miał tym samym wszystko w swoich rękach. W Melbourne od początku imponował, choć wciąż musiał uważać na Woffindena i rewelacyjnie dysponowanego Chrisa Holdera. Po drugim miejscu w biegu półfinałowym stało się jasne, że Zmarzlik stanie na podium. Wciąż jednak nie było wiadomo czy na drugim czy trzecim stopniu. Finał lepiej rozegrał Brytyjczyk i po chwili na szyi Polaka zawisnął brąz. Powtórzył więc wyczyn Emila Sajfutdinowa i sprawił, że kibice w Polsce mogą z optymizmem spoglądać w niedaleką przyszłość.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (56)
avatar
Piokon
25.10.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Emil byl młodszy  
avatar
zawodowiec
25.10.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Smieszne jest jak porownuja osiagniecia polskich chlopakow w tym sporcie, ktorzy maja kosmiczne budzety do jakiegos Karlssona albo Doyla ktory oszczedza na czym moze zeby jezdzic w GP.  
avatar
Ben Bernanky
24.10.2016
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Zmarzlik jest wybitnym i ułożonym zawodnikiem .Zapamiętajcie to sobie wszelakiej maści osiołki........hejtujący od początku sezonu jak wściekłe skunksy ...  
avatar
D-W-R
24.10.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Teraz to chyba Sajfutdinow chciałby być niczym Zmarzlik :-)  
avatar
Lipowy Batonik
24.10.2016
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Oby go tylko omijały kontuzje bo Emil niestety mocno został przez nie przystopowany.