W tym artykule dowiesz się o:
Greg Hancock i krótkie spodenki
Pierwszy rok rządów Przemysława Termińskiego w Toruniu upłynął dość spokojnie. Nowy prezes Aniołów nie był zbyt częstym gościem na łamach mediów. Dopiero po swoim pierwszym sezonie mocniej uaktywnił się w rozmowach z dziennikarzami.
W listopadzie ubiegłego roku toruński klub negocjował z Gregiem Hancockiem i choć warunki dwuletniej umowy udało się dograć dość szybko, sam zawodnik zwlekał z podpisaniem umowy. Powody miały być różne. Sam Termiński, choć awaryjnie podjął rozmowy z Peterem Kildemandem, był względnie spokojny o podpis Hancocka.
- Na brak zainteresowania nie narzekamy. Kildemand nie będzie jednak zagrożeniem dla Hancocka, bo Greg po prostu będzie u nas będzie jeździł! Mam jedynie nadzieję, że nie okaże się chłopcem w krótkich spodenkach - zapowiedział.
Ostre słowa o Peterze Kildemandzie
Kilka miesięcy później, gdy Hancock był już na pokładzie Get Well, torunianie pojechali na wyjazd do Leszna. W 3. kolejce PGE Ekstraligi górą była Fogo Unia, ale głośniej niż o wyniku było na temat wydarzeń podczas samego spotkania.
Barw Byków bronił bowiem mocno poobijany Peter Kildemand, który zdaniem lekarzy zdążył wykurować się po upadkach sprzed paru dni. Duńczyk pokazał jednak, że nie jest zdolny do jazdy i dwukrotnie upadał z powodu utraty sił. Przemysław Termiński, jeszcze w trakcie meczu, za pośrednictwem Facebooka w dosadny sposób podzielił się swoimi spostrzeżeniami na ten temat. Jego wypowiedź wybraliśmy jako jeden z najlepszych cytatów kończącego się właśnie roku.
Polecamy: Kup żużlowy kalendarz ścienny na Nowy Rok! Dwie okładki do wyboru! ZOBACZ WIDEO Od dziecka marzył o tym, żeby zostać kapitanem
- Może jednak Kildemand, który ma połamane żebra i nie jest w stanie utrzymać motocykla, nie powinien być dopuszczony do jazdy?! Czekamy aż kogoś zabije?! - grzmiał w mediach społecznościowych i po chwili dodał: - Podobno Kildemand nie jest w stanie jechać. Ciekawe. A może adrenalina dożylnie, dwa Tramale i niech go przywiążą do motocykla. Da radę!
Martin Vaculik na trybunach albo w... Nice PLŻ?
Drużyna Get Well w zakończonym sezonie długo nabierała rozpędu. Wszystko zaczęło się zmieniać po "laniu", jakie Anioły 8 maja dostały w Gorzowie (28:62). Nie odnieśli oni ani jednego biegowego zwycięstwa, a gospodarzom wyrwali zaledwie pięć remisów.
Najbardziej w tym meczu zawiódł Martin Vaculik, który przed sezonem kontraktowany był jako jedna z głównych armat Get Well. Tymczasem Słowak zakończył mecz z dorobkiem zaledwie dwóch "oczek" zdobytych na koledze z pary. To właśnie mu najbardziej dostało się od właściciela klubu.
- Zawodnicy sprawili mi zawód, więc kolejne mecze będą oglądali zza krat. (...) Jeśli zawodnik z czołówki ma u mnie milionowy kontrakt, to ja oczekuję wyniku, a nie kajania się. Mój kredyt zaufania już się wyczerpał i może się zdarzyć, że Vaculik będzie oglądał mecze z trybun. Może jak trochę odpocznie to pewne sprawy przemyśli i wróci do dobrego ścigania. Na razie pokazuje poziom, z którym miałby problem nawet w Nice PLŻ.
Falubaz jak Prawo i Sprawiedliwość
Torunianie szybko złapali wiatr w żagle i awansowali do fazy play-off. W półfinale trafili na faworyzowaną ekipę Ekantor.pl Falubazu Zielona Góra. Przed rozpoczęciem dwumeczu w jednej ze swoich wypowiedzi były menedżer zielonogórzan, Jacek Frątczak, zasugerował, że zawodnicy z Torunia zachowują się jak dziewczyny.
- Czy chcemy rywalom dać łupnia? Oczywiście, że tak. Ja znam dziewczyny, które potrafią nieźle przyłożyć. Swoją drogą wolę, żeby było tak jak jest. Musimy zachować spokój i robić swoje. Gdybym miał się odnieść do polityki, to porównałbym Get Well do sił liberalnych. A Falubaz jest jak PiS. Robią wokół siebie dużo zamieszania, co nie znaczy, że idzie za tym skuteczność - ripostował właściciel Get Well.
Ostatecznie drużyna Przemysława Termińskiego awansowała do finału, gdzie mierzyła się ze Stalą Gorzów. Także i ten dwumecz doprowadził do kilku medialnych przepychanek.
"Płacąc komisarzom wyrzucamy pieniądze w błoto"
Choć w pewnym momencie przez wielu skreślona, drużyna Get Well zdobyła srebrne medale Drużynowych Mistrzostw Polski. Finał PGE Ekstraligi w Gorzowie nagromadził jednak sporo kontrowersji co do sposobu przygotowania toru. Władze rozgrywek ukarały nawet niedawno gospodarzy drugiego meczu.
Po meczu Przemysław Termiński, choć zadowolony z sukcesu swojej drużyny, miał sporo pretensji do przygotowanej nawierzchni. - W Gorzowie liczył się tylko krawężnik. Kto pierwszy zdołał do niego dojechać i się przy nim utrzymać, po prostu wygrywał. Ten mecz pokazał, że komisarz toru jest po prostu zbędny. Płacąc mu, wyrzucamy pieniądze w błoto. Po co nam taka osoba, skoro gospodarz zawodów i tak robi na torze to, co chce? - pytał właściciel Get Well.
Termiński zgodził się też z prezesem Stali, Ireneuszem Maciejem Zmorą, którzy przyznał, że... tor był równy dla wszystkich. - Rzeczywiście tak było. Ale gdyby zbronowano tor pół metra wgłąb, by mogły jeździć na nim tylko traktory, to można by powiedzieć to samo. Tor byłby równy dla wszystkich. Pozostaje jednak pytanie: czy o to nam w żużlu chodzi? Naprawdę w ten sposób chcemy promować ten sport? Oglądaliśmy finał, w którym zawodnicy walczyli głównie z torem, a nie ze sobą - komentował w swoim stylu.
Martin Vaculik pokazał, że nie ma charakteru
Nieco ponad miesiąc po finale PGE Ekstraligi okazało się, że jeden z podstawowych zawodników Get Well, Martin Vaculik, zasili Stal Gorzów. Torunianie z pewnością spodziewali się, że Słowak lepiej spisze się w barwach Aniołów. Sam zresztą przyznał, że nie spełnił oczekiwań.
- Od początku nic mu się nie układało i psychicznie źle się z tym czuł. Moim zdaniem za bardzo się tym wszystkim przejął. Trochę jakby pokazał, że nie ma charakteru. Jak to się nie zmieni to on nigdy nie zostanie mistrzem świata - powiedział Termiński, który już wcześniej krytykował Vaculika.
- Nie powiem, że moje słowa nie zrobiły na nim wrażenia. Normalny facet otrzepałby jednak kurz i poszedł dalej. W życiu tak jest, że czasami padają męskie słowa. Martin nie powinien się takimi głupotami przejmować - dodał właściciel Get Well.
Słowak zakończył swoją przygodę z toruńskim klubem zdobywając średnio dwa punkty na wyścig. To najsłabsze statystyki Vaculika od 2013 roku.
Stal dostanie w palnik - nie zemsta, a sprawiedliwość
Torunianie rozpoczną kolejny sezon od bardzo trudnych rywali z województwa lubuskiego. Najpierw zmierzą się ze Stalą Gorzów, a potem z Ekantor.pl Falubazem Zielona Góra.
- Pierwszy mecz mamy u siebie ze Stalą Gorzów? I dobrze. Potem jedziemy do Zielonej Góry? Jeszcze lepiej. Zaczynamy z grubej rury. Stal dostanie w palnik. Zemsta za finał? Raczej sprawiedliwość dziejowa - komentował właściciel toruńskiego klubu po czym dodał: - No dobra, ale żarty na bok. Zobaczymy, jak to będzie. Przynajmniej od razu będzie wiadomo, jaki mamy potencjał.
Termiński nawiązał też do relacji z Martinem Vaculikiem, który dość szybko będzie miał okazję zmierzyć się ze swoją byłą drużyną. Jak właściciel Aniołów ma zamiar przywitać Słowaka? - W ogóle nie będę się z nim witał. Przyjedzie, pojedzie i tyle. To ani mój brat, ani swat. Kilka miesięcy u nas jeździł, może trzy razy się z nim widziałem. A to, że on mnie zapamiętał to dobrze - zakończył.
Wyścig szczurów i głodowe pensje
Gdy Przemysław Termiński przejmował toruński klub, w wywiadzie z jedną z lokalnych gazet stwierdził, że stworzył dokładnie wyliczony i realny budżet. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała jednak te plany. Właściciel Get Well otwarcie dziś przyznaje, że sam musi łatać dziury.
Nic więc dziwnego, że jest on jednym z głównych zwolenników ograniczenia kosztów w polskim żużlu, za przykład podając Anglików i Szwedów. - Jeśli mamy dwa, czy dwa i pół miliona złotych z biletów to naprawdę mogę zrobić dobry biznesplan. Dziś jest tak, że na nic nie ma kasy. Trudno wygospodarować na szkolenie młodzieży, a pracownicy administracji działają na głodowych pensjach. Mamy dosłownie wyścig szczurów, gdzie cała kasa idzie na wypłaty dla zawodników. Nie tak to powinno wyglądać - powiedział dosadnie i celnie Termiński.