Żużel. Czarna lista prezesów. Po nich trzeba było sprzątać bałagan i zaczynać praktycznie od zera

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Czarna lista prezesów, którzy stali za tym, że poszczególne ośrodki znikały w różnych okresach z żużlowej mapy Polski jest bardzo długa i można by napisać o nich książkę. My nie cofaliśmy się daleko i skupiliśmy tylko na historii najnowszej.

1
/ 6

Czyli tak naprawdę człowiek znikąd. Wesoły pan Irek był niczym kometa. Pojawił się w rzeszowskim klubie przed sezonem 2018, a w 2019 roku już go nie było. Niezwykły wizjoner i teoretyk z dziurawymi kieszeniami wejście do dyscypliny miał iście piorunujące. Ludzie przecierali oczy ze zdumienia, gdy udawało mu się namówić do jazdy w najniższej lidze zawodników pokroju Grega Hancocka czy Tomasza Jędrzejaka.

Zespół odniósł niewątpliwy sukces sportowy, wziął szturmem rozgrywki 2. Ligi Żużlowej, od razu wywalczając awans klasę wyżej. Szybko okazało się jednak, że Nawrocki to prędzej kabareciarz, wspaniały mówca niż poważny człowiek i przedsiębiorca, który dużą gotówkę widział co najwyżej w grze Eurobusiness. Utarł się nawet slogan: nikt ci tyle nie da, ile pan Nawrocki obieca.

Gwiazdorskie kontrakty fajnie wyglądały na papierze, ale zawodnicy, którzy związali się z jego spółką do tej pory nie zobaczyli większości zarobionych na torze pieniędzy.

Sam tytułował się "papą" ze względu na ojcowską opiekę jaką ponoć miał roztaczać nad swoimi żużlowcami. Tyle, że papa i do widzenia to powiedział mu związek po analizie dokumentów licencyjnych. Spółka utonęła w długach i klub przez niego prowadzony nie wystartował w lidze w sezonie 2019. Co ciekawe, wcześniej omamił kolejnych niezłej klasy jeźdźców, gdy przed rokiem budował skład beniaminka. Summa summarum po decyzji PZM umowy żużlowców rozwiązano, a Nawrocki zwinął majdan.

Kompletną klapą okazała się też seria turniejów Speedway Diamond Cup, z których co rusz wychodziły kolejne afery rzutujące na zerową wiarygodność Nawrockiego. Dziś o tym panu nikt już nie chce w środowisku pamiętać.

2
/ 6

Robert Terlecki Przychodził do Wybrzeża jako zastępca Macieja Polnego i miał doprowadzić klub do sukcesów. Szybko jednak wyszło, że porwał się z motyką na słońce. W 1. LŻ stworzył drużynę za wielkie pieniądze, na które nie miał pokrycia. Później po awansie, ekipa znad morza wygrała tylko dwa spotkania w Ekstralidze i pod koniec rozgrywek ledwo wiązała koniec z końcem.

Po półtorej roku klub stał się przykładem niegospodarności, a trupy z szafy wypadały przez kolejne lata. Stajnię Augiasza udało się posprzątać Tadeuszowi Zdunkowi. Obecny szef gdańskiego ośrodka złapał się za głowę widząc kwoty jakimi operował jego poprzednik.

Lista osób poszkodowanych była bardzo długa, to niemal cud, że Wybrzeże nie podzieliło losów m.in. Włókniarza i motocykle nie ucichły w Gdańsku nawet na jeden sezon. W konsekwencji jednak trzeba było budować wszystko na nowo, od 2. ligi

3
/ 6

Myślisz upadek Włókniarza, mówisz Mizgalski. Choć tak postawione stwierdzenie jest dla niego trochę krzywdzące. Z drugiej strony nie musiał się godzić na przyjęcie powierzonego mu stanowiska. "Wsadzony" na konia przez nieżyjącego już Artura Sukiennika przedstawiciela strategicznego sponsora - firmy paliwowej K.J.G Company, która pociągała wtedy za główne sznurki w Częstochowie.

Mówiło się, że Mizgalski był figurantem, miał dobrze wyglądać, tak samo ładnie, elokwentnie się wypowiadać, świecić oczami przed opinią publiczną, ale wpływ na losy klubu w kluczowych kwestiach miał niewielki. Co nie zmienia opinii, iż stał się symbolem wszystkiego co złe w ostatnich latach przy czarnym sporcie pod Jasną Górą.

Każdy kojarzy, że to za jego kadencji Włókniarz żył ponad stan i zaczęły się problemy z kasą. Złożył rezygnację na początku sezonu 2014. Klub przejął Dariusz Śleszyński, ale reanimacja trupa zakończyła się niepowodzeniem i żużel w Częstochowie na rok zniknął z ligowej mapy. Spis żużlowców, którzy do tej pory nie odzyskali astronomicznych sum wynikających z podpisanych wtedy kontraktów otwierają Emil Sajfutdinow i Grigorij Łaguta.

W 2016 roku za odbudowę od zera speedway'a w tym mieście zabrał się Michał Świącik. Zespół zaczął od 2. LŻ, ale całkowicie odciął się od zobowiązań wcześniejszej władzy.

4
/ 6

Poczet niegospodarnych prezesów zamyka na razie Paweł Sadzikowski. Ponad dekadę temu zabrał się za reaktywację żużla w Krakowie. Początkowo szło mu całkiem nieźle. Klub krok po kroku szedł do przodu aż w końcu prezesowi zamarzył się długi sus i droga na skróty.

Spełnił marzenie, do którego długo dążył. Doprowadził klub do 1. LŻ, niestety nie zważając na koszty. Wanda nie była gotowa na awans, pójście ligę wyżej było nieformalnym pocałunkiem śmierci. Sadzikowski nie patrzył na konsekwencje, które odczuje dopiero teraz.

Zbliża się sezon 2020, a zawodnicy czekają na pieniądze nawet sprzed trzech lat. Sadzikowski zapadł się pod ziemię, wierzyciele nie mogą się z nim skontaktować, a klub nie przystąpił do procesu licencyjnego, co skutkuje brakiem zespołu w lidze.

Już w minionym sezonie można było się spodziewać, że okręt pod szyldem Wandy ma wielką dziurę na środku pokładu i jego zatonięcie jest nieuniknione. Drużyna była pośmiewiskiem całej 2. LŻ. Przegrywała w fatalnym stylu mecz za meczem, wystawiając praktycznie samych juniorów.

O ile w innych miastach udało się postawić na nogi zasłużone kluby, o tyle przyszłość Wandy staje pod dużym znakiem zapytania.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

5
/ 6

Trzeba na wstępie przyznać, że Ostrów nie miał dobrej passy jakby popatrzeć kilka lat wstecz. Stworzenie czegoś od podstaw było karkołomnym zadaniem, zważywszy na to, że najpierw należało zapukać do sponsorów, których zaufanie było mocno nadszarpnięte.

Z tego względu Ostrów nie był zbyt przyjaznym gruntem pod postawienie nowych i solidnych fundamentów, a mimo to początkowo Wodniczak nieźle sobie poczynał z prowadzeniem klubu. Wcześniej musiał sobie radzić z debetem w kasie pozostawionym przez działaczy Klubu Motorowego.

Podjął się tego wyzwania, ale w końcu i on przed sezonem 2016 wywiesił białą flagę. Gwoździem do trumny był finał 1. LŻ i zakończona skandalem konfrontacja z Lokomotivem Daugavpils. To na zawodach w Ostrowie doszło do awantury, w trakcie której Wodniczak powiedział do trenera ŻKS-u Marka Cieślaka słynną już frazę "ty pijaku, jesteś skończony, wyliż mi buta", sugerując zarazem, że szkoleniowiec prowadził drużynę w stanie wskazującym.

Niedługo potem skończona była ale Ostrovia. Drużyna przegrała dwumecz z Łotyszami, a później poległa także w barażach (na rewanż ekipa udała się oszczędnościowym składem). Wodniczak utrzymywał, że miał dogadanych partnerów, z którymi podpisałby sponsorskie kontrakty, gdyby ostrowianie zwyciężyli z Lokomotivem.

Po wydarzeniach związanych z batalią finałową i rezygnacji Wodniczaka z funkcji prezesa wyszło na jaw, że klub posiada zadłużenie, którego nowe władze z Michałem Szymczakiem na czele nie były w stanie zniwelować. W rezultacie podjęto decyzję o zakończeniu działalności klubu.

Sezon 2016 jest wyrwą w ostrowskim żużlu, po rocznej przerwie nastała natomiast era Radosława Strzelczyka.

6
/ 6

Na koniec bajkowa historia rodem z Lublina, w której chronologia jest niezwykle istotna. Na starcie sezonu 2014 z funkcji prezesa rezygnuje Dariusz Sprawka. Gabinet po nim przejmuje Andrzej Zając, a drużyna jest w 1. LŻ.

Następuje równia pochyła. Lublin od razu dotyka degradacja. Działacze nie poddają się, rok 2015 ma być tym na przetrwanie. Agonia się pogłębia, choć zespołowi Koziołków udaje się wdrapać do fazy play-off. W półfinale wybucha jednak afera. Lublinianie przygotowują nieregulaminowy tor na mecz przeciwko Polonii Piła. Klub zostaje ukarany walkowerem, a na rewanż nie wysyła najlepszych zawodników.

U progu 2016 roku panel licencyjny odmawia wydania pozwolenia KMŻ-owi na jazdę w lidze. Zając zgłasza wniosek o upadłość klubu. W wywiadach mówi, że na ugodę nie chciało iść przynajmniej trzech krajowych żużlowców.

- Podjęliśmy w gronie zarządu decyzję, że ogłoszenie upadłości będzie w tym wypadku najlepszym rozwiązaniem. KMŻ po kilku latach działalności niestety znika z żużlowej mapy Polski. Jest nam z tego powodu bardzo przykro. Jednocześnie dziękuję z tego miejsca kibicom i sponsorom, którzy wspierali nasz klub, wszystkim osobom funkcyjnym, a także zawodnikom, którzy jego barwy reprezentowali - wyjaśniał cztery lata temu, gdy klub szedł na dno.

Zając zdążył w tamtym okresie też kilkukrotnie podkreślić, iż cierpi za grzechy poprzedników. Dalszy ciąg zdarzeń znamy. Po roku pauzy, w 2017, na Aleje Zygmuntowskie na białym koniu wjeżdża Jakub "odnowiciel" Kępa, który prowadzi rozsądną politykę finansową i robi z Motoru marketingowy majstersztyk. Okrasą są dwa awanse z rzędu i tłumny powrót kibiców na stadion. W sezonie 2019 Motor odnosi kolejny wielki sukces. Klub skazywany na spadek, utrzymuje się w PGE Ekstralidze bez konieczności jazdy w barażach. Ciąg dalszy nastąpi...

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (83)
Marobyd
8.02.2020
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Jest wielu niewdzięczników, którzy nie pamiętają, co zrobiłem dla tego klubu - nieładnie :))  
avatar
Rysio-z-Klanu
8.02.2020
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
@Sebastain1978 o jakich 80 sprawach Ty tutaj wyjeżdżasz mitomanie. Kto tobie nagadał takich głupot? Kolega wysoko postawiony w Polonii:)hehehehe Czytaj całość
avatar
ZPF
8.02.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Na tej liście zabrakło przede wszystkim tandemu taryfiarz z Lipian i Owczy Syn. Zadłużenie po nich odbija się czkawką jeszcze do czasów obecnych.  
avatar
motogonki
7.02.2020
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Jeśli chodzi o Nawrockiego to raczej on długów nie narobił. Pospłacał poprzedników i zwyczajnie brakło na bieżącą działalność. Zapewne z tych wszystkich wymienionych, włożył więcej pieniędzy w Czytaj całość
avatar
R1tch1e
7.02.2020
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
A gdzie felietonistka Marta Półtorak i jej nominat Andrzej Łabudzki? Spółka zadłużona była na przeszło 2 mln. zł, kiedy Półtorak przekazała ją Łabudzkiemu. A Nawrocki to był małe miki, bo liczy Czytaj całość