W tym artykule dowiesz się o:
Uśmiech na twarzy to podstawa
Greg Hancock zasłynął ze swojego uśmiechu. Byli tacy, co twierdzili, że byłby w stanie występować w reklamie pasty do zębów, ale fakty są takie, że trudno znaleźć zdjęcie, na której 49-latek nie uśmiechałby się.
Niektórzy zaczęli nazywać go "Mr Nice Guy", a on sam ze swojego uśmiechu zrobił jeden z elementów swojej kariery. Niezależnie czy rozmawiał z własnym trenerem, dziennikarzem czy kibicem, to twarz promieniowała radością.
Im starszy, tym lepszy
Próżno szukać w innych dyscyplinach sportu zawodnika, który miałby tak długą przerwę między pierwszym a kolejnym tytułem mistrzowskim. Hancock po raz pierwszy najlepszym jeźdźcem globu został w roku 1997. Miał wtedy ledwie 27 lat.
Po raz drugi mistrzem świata został jako… 41-latek. W sezonie 2011 świetnie wykorzystał pojawienie się nowych tłumików, szybko się do nich dopasował i najlepsze lata swojej kariery przeżył jako zawodnik grubo po 40-stce. To osiągnięcie, którego prędko nikt nie powtórzy.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle'a
Prawie trzy dekady startów w mistrzostwach świata
Hancock regularnie ścigał się w Speedway Grand Prix od 1995 do 2018 roku. Przez wiele lat był zawodnikiem, który mógł poszczycić się tym, że nie opuścił ani jednej rundy mistrzowskiego cyklu. Passa została przerwana pod koniec sierpnia 2014 roku, gdy w Gorzowie nabawił się kontuzji ręki i przez to opuścił kolejne zawody w Vojens.
Do tego zdążył jeszcze wystąpić w jednodniowych finałach IMŚ w Pocking i Vojens w latach 1993-1994. Daje mu to niemal 30 lat spędzonych w mistrzostwach świata. Osiągnięcie godne podziwu.
Pan Rekord
Hancock w Grand Prix zdobył 2655 punktów w 1248 wyścigach. Do tego odniósł 455 biegowych zwycięstw. W finale zawodów meldował się 92 razy.
Tylko pod względem liczby wygranych turniejów (21) musi uznawać wyższość kolegów z toru - Jasona Crumpa (23) i Tomasza Golloba (22).
Zawsze znalazł czas dla mediów i kibiców
Hancocka charakteryzował nie tylko wiecznie przyklejony uśmiech do twarzy, ale też profesjonalne podejście do mediów i kibiców. Nigdy nie odmówił wywiadu, zaczepiony przez kibica chętnie pozował do zdjęć. Nawet jeśli musiał pozostać w parku maszyn godzinę po zawodach, to robił to. Niejednokrotnie jako ostatni opuszczał stadion. Za to ogromny plus.
Bezpieczna jazda
Hancock był w stanie tak długo kontynuować starty na żużlu, bo udawało mu się unikać kontuzji. To poniekąd wynikało z jego stylu jazdy. Amerykanin słynął ze świetnych startów, więc jeśli coś się działo i kotłowało, to za jego plecami.
Gdy już Hancock musiał atakować, to robił to zazwyczaj w sposób bardzo przemyślany. Sam przy tym zostawiał sporo miejsca rywalom na torze i zawsze postępował fair.
Jednej z poważniejszych kontuzji, przez którą musiał przejść operację barku i stracił część sezonu 2018, nabawił się… w domu. Spadł bowiem ze schodów w swojej posiadłości w Szwecji.
Mistrzostwa w najważniejszych ligach
Hancock ma na swoim koncie tytuły mistrza kraju z drużynami w Polsce, Szwecji, Danii, Czechach oraz Wielkiej Brytanii. W tym ostatnim przypadku wydawało się, że Amerykanin nie dopisze do swojego CV triumfu na Wyspach.
Aż nadszedł rok 2013, gdy w końcówce zmagań zastąpił w Poole Pirates kontuzjowanego Chrisa Holdera. Hancock w finale Elite League poprowadził "Piratów" do zwycięstwa i uzupełnił brakujące trofeum w gablocie.
Mentor dla młodzieży
Hancock pozwolił kilku młodym zawodnikom czerpać wzorce ze swojej kariery. W Polsce najbardziej skorzystał na tym Maciej Janowski, którego początki ze speedwayem zaczęły się właśnie od podglądania Amerykanina. Żużlowiec z Wrocławia mógł liczyć nie tylko na porady od wielkiego mistrza, ale też pomoc materialną w postaci akcesoriów żużlowych.
Wystarczy prześledzić pierwsze zdjęcia Janowskiego, by zobaczyć go w kevlarze Hancocka. Choć dzieli ich spora różnica wieku, to Polaka i Amerykanina połączyła przyjacielska więź.
Oddany rodzinie
Nie tylko decyzja sprzed roku, by zawiesić karierę ze względu na chorobę nowotworową małżonki pokazała, jak bardzo Hancock jest oddany rodzinie. Amerykanin sporo czasu i uwagi poświęca też swoim synom - Wilburowi, Billowi i Karlowi. Razem z nimi trenuje na motocyklach, jeździ na rowerach.
To właśnie rodzina Hancocka zyska na tym, że ten postanowił po wielu latach odejść na emeryturę. Wilbur już ściga się na motocyklu żużlowym, a to daje gwarancję, że jego ojciec nie odetnie się kompletnie od środowiska.