Smutek to mało powiedziane. "Ogromna strata"

East News / Artur Zawadzki/REPORTER / Na zdjęciu: Piotr Pustelnik
East News / Artur Zawadzki/REPORTER / Na zdjęciu: Piotr Pustelnik

To był czarny rok w historii polskiego alpinizmu. Odeszli Anna Czerwińska i Kacper Tekieli. - Ich śmierć to ogromna strata. Ten rok jest straszny - przyznaje Piotr Pustelnik, prezes Polskiego Związku Alpinizmu.

Anna Czerwińska zmarła 31 stycznia 2023 roku w wieku 73 lat. Z zawodu była doktorem nauk farmaceutycznych, ale farmację porzuciła dla wspinaczki. Jako druga kobieta z Polski, po Wandzie Rutkiewicz, stanęła na szczycie Mount Everestu. W momencie wejścia była najstarszą kobietą na świecie, która tego dokonała. Wejście na Everest dopełniło Koronę Ziemi, którą skompletowała jako druga osoba z Polski po Leszku Cichym.

- Znałem ją wyłącznie z wypraw, dwóch czy trzech. Podczas ekspedycji to osoba bardzo pożądana. Bezkonfliktowa, pomocna, z poczuciem humoru, nie sprawiała żadnych kłopotów. Oczywiście, jak każdy miała swoje przywary, ale były one praktycznie niezauważalne. Wspominam ją bardzo ciepło - przyznaje Piotr Pustelnik, prezes PZA. Jako trzeci z polskich himalaistów zdobył wszystkie 14 ośmiotysięczników.

ZOBACZ WIDEO: Lewandowski zdruzgotany po porażce w El Clasico. "Real wygrał niezasłużenie"

Kacper Tekieli zginął w wieku 38 lat. 17 maja spadł z lawiną podczas próby wejścia na Jungfrau w Alpach. Wytyczył wiele nowych dróg wspinaczkowych, dokonał pierwszego przejścia zimowego Expandera, tatrzańskiej łańcuchówki, zdobył wszystkie szczyty Wielkiej Korony Tatr w czasie 37 godzin i 28 minut - poprzedni rekord poprawił o ponad 11 godzin.

24 września 2020 poślubił Justynę Kowalczyk, dwukrotną złotą medalistkę olimpijską w biegach narciarskich. Rok później urodził im się syn Hugo.

- Kacper to zupełnie inne pokolenie. Był skoncentrowany na prawdziwym alpinizmie. Wspinał się na skałkach, i w Tatrach, i w Alpach. Próbował swoich sił na wysokościach, ale wysokości go nie lubiły. A po co się pchać tam, gdzie cię nie lubią? Miał gigantyczne możliwości fizyczne, był tytanem pracy. Idealnie się z Justyną dobrali. Byli zakręceni na punkcie sprawności, wydolności. Brał się za rzeczy, które pasowały do jego temperamentu. Był w tym naprawdę bardzo dobry. Poza tym, to był fajny chłopak, zawsze miło się z nim rozmawiało, emanował inteligencją. Z wykształcenia był filozofem, można było z nim porozmawiać na każdy temat. Jego śmierć to ogromna strata. Ten rok jest straszny. Bardzo mnie zasmucił - nie ukrywa Pustelnik w rozmowie z WP SportoweFakty.

Nie dla laików

Pustelnik nie wie, ilu alpinistów ginie, a ilu umiera w łóżku. Jednak większość zapewne odchodzi gwałtownie. Nie ze starości.

- Ale taki jest ten sport, bardzo ryzykowny. Ci, którzy go uprawiają albo się z tym zgodzą i starają się kontrolować ryzyko, na tyle, na ile można, albo się z tym nie zgodzą. Miałem do czynienia z oboma typami osób. Cześć po pierwszej groźniejszej sytuacji mówi, że to nie dla nich, że chcą żyć długo i szczęśliwie. Ale inni właśnie wtedy stwierdzają, że na pewno będą działać nadal. To nie są straceńcy, oni poznali samych siebie w trudnych sytuacjach. Anka też przechodziła przez trudniejszy okres, kiedy sporo rzeczy jej nie wychodziło, ale nie robiło to na niej większego wrażenia. Lub tego nie pokazywała - zastanawia się prezes PZA.

Niedawno w polskim alpinizmie zaszła zmiana, którą trudno zrozumieć laikowi. Tabelki z pierwszymi wejściami na najwyższe góry świata - także zimowymi - są już wypełnione. A to oznacza nowe otwarcie.

- Proszę pamiętać, że to były wyjścia o charakterze zdobywczym. Trzeba było znaleźć drogę wejścia na wierzchołek. Drużyny, które tego dokonywały, ponosiły ryzyko znalezienia drogi. Potem tą samą trasą wychodziły dziesiątki innych wspinaczy. W alpinizmie szuka się jednak innych trudności, innych sposobów wejścia na szczyt. I te próby trwają nadal. Alpinizm nie skończył się z powodu wypełnienia tabelek, wręcz przeciwnie - dopiero się zaczął. Przeniósł się z wysokości góry na trudność jej zdobycia - zaznacza Pustelnik.

Alpinizm stracił na swojej medialności, jednak specjaliści twierdzą, że rekordy, które pobija się co jakiś czas, nie mają wielkiej wartości. Liczy się coś innego.

- Wartość dla nas stanowi pokonanie ściany, a tych dziewiczych w Himalajach jest po kokardę. Można się jeszcze sto lat wspinać i wciąż będzie z czego wybierać. Poza tym nadal są szczyty bez pierwszego wejścia - sześcio- czy siedmiotysięczne. Obecnie na wszystkich ośmiotysięcznikach występują drogi nie tyle wspinaczkowe co via ferraty [zabezpieczony szlak turystyczny - przyp. red.]. To nie jest alpinizm. Wystarczy mieć linę przy sobie i tyle. To nie dla laików, bo gdyby takim powiedzieć, żeby związali się liną i poprowadzili wspinaczkę, wystarczyłby widok 20 metrów pustki pod sobą. Lina rozpięta na całej długości eliminuje ryzyko związane z alpinizmem. Nie eliminuje trudności obiektywnych, dlatego popularne jest pobijanie najlepszych wyników w czasie wejścia itd., ale Księga Rekordów Guinessa jest pojemna. Alpiniści szukają trudnych ścian, gdzie muszą rozwiązywać problemy. To ma największą wartość - tłumaczy Pustelnik.

Ideały odżywają

Prezes PZA twierdzi, że właśnie teraz alpinizm się odrodził. Paradoksalnie zdobycie K2 zimą przez Nepalczyków wyzwoliło nas z "aksjomatu" pod tytułem "K2 dla Polaków".

- To były kajdanki, które wiązały ręce współczesnym alpinistom. Kacpra czy ludzi młodszych od niego to nie interesowało. Byli skoncentrowani na trudnościach, na szukaniu fajnych problemów do rozwiązania w różnych górach. Współczesny himalaizm i alpinizm idzie w dobrą stronę. Elementy szybkościowe w dużych górach na via ferratach to nie alpinizm. Polski alpinizm po zdjęciu chomąta w postaci K2 gwałtownie odżył - cieszy się Pustelnik.

- Na nowo zauważamy też dziewczyny, ideały Czerwińskiej odżywają. Polski alpinizm ma się dobrze i będzie miał coraz lepiej - podsumowuje.

Dawid Góra, WP SportoweFakty

Tragiczna śmierć Nadieżdy Oleniewej. Na jaw wyszły nowe fakty >>
Zrobiła to! Justyna Kowalczyk w swoim żywiole >>

Źródło artykułu: WP SportoweFakty