Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski nie zdołali powrócić na noc do obozu. Musieli biwakować w ekstremalnych warunkach (Kowalski na wysokości około 7960 m n.p.m., a Berbeka najprawdopodobniej na przełęczy na 7900 m n.p.m).
Berbeka był widziany następnego dnia pod przełączą, która prowadziła do obozu szturmującego. Pakistański tragarz wysokościowy Karim ruszył w poszukiwania zaginionych himalaistów, ale nie trafił na żaden ślad.
ZOBACZ WIDEO: Córka Szymona Kołeckiego nie wytrzymała. Popłakała się podczas walki
Trzy dni po zniknięciu Berbeki i Kowalskiego (8 marca) Krzysztof Wielicki, który kierował wyprawą, uznał ich za zmarłych.
Kilka miesięcy później ruszyła polska ekspedycja, której celem było znalezienie ciał. Ostatecznie znaleziono ciało Tomasza Kowalskiego, ale Berbeki już nie.
- Taty nie udało się odnaleźć. Z analiz wynika, że spadł do szczeliny na 7600 m. W Polsce chodzimy na cmentarz, wspominamy zmarłych. Miałbym spokój wewnętrzny, gdybym wiedział gdzie jest ciało taty, wiedział co się stało. Teraz możemy się tylko domyślać, a te domysły spokoju nam nie dają. To chyba niewykonalne, żeby odnaleźć tatę. Jeśli się kiedyś uda, to tylko przez przypadek - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty Stanisław Berbeka, syn Macieja.
Po powrocie do kraju fala krytyki spadła na Artura Małka oraz Adama Bieleckiego, którzy nie zdecydowali się pomóc kolegom, a także zdobyli wówczas szczyt.
- Jeśli ktoś uważa, że dało się inaczej, to może powinien zacząć jeździć na takie wyprawy i szkoda, że go tam nie było. Dla mnie to zejście to był wysiłek ostateczny. Po dotarciu do obozu nie było żadnej ulgi, żadnego spania, przysypiałem tracąc przytomność. Dla mnie atak szczytowy nie skończył się ani po dotarciu do namiotu, ani po powrocie do kraju. Myślę, że jeszcze się nie skończył - mówił Bielecki w rozmowie z goryksiazek.pl kilka miesięcy po całym zdarzeniu.
W Zakopanem znajduje się symboliczny nagrobek Berebeki. W chwili śmierci miał 59 lat.