Jak przekazał dziennik "L'Equipe", duet spędził dwa miesiące w Himalajach na aklimatyzacji. Wcześniej wspiął się także na Anidesh Chuli (6808 m). Rok temu Benjamin Vedrines i Nicolas Jean, wówczas w towarzystwie Leo Billona, dotarli na 6700 m, lecz musieli się wycofać z powodu choroby wysokościowej partnera.
Tym razem się udało. Francuzi rozpoczęli atak szczytowy 12 października z wysokości 5100 m. Po dotarciu na 6200 m kontynuowali wspinaczkę w trudnych warunkach. 15 października, przy porywach wiatru do 40 km/h, stanęli na wierzchołku. Ostatni odcinek był szczególnie wymagający ze względu na strome, niestabilne śniegi i konieczność korygowania planowanej trasy.
ZOBACZ WIDEO: Córka Szymona Kołeckiego nie wytrzymała. Popłakała się podczas walki
Po przejściu północnej ściany i ostrej grani wspinacze jako pierwsi w historii zdobyli wschodni szczyt Jannu. Następnie zeszli do obozu na 5100 m, a 16 października o godz. 17:30 dotarli do bazy. Wytyczoną drogę nazwali "szczyt palików" i ma ona długość 2300 m.
"Wschodni szczyt Jannu to bez wątpienia największe osiągnięcie w mojej karierze. Wspinaczka na tak wymagającą, długą i trudną ścianę w stylu alpejskim, na szczyt, którego wcześniej nikt nie zdobył, miała na mnie ogromny wpływ. To było marzenie, które Nicolas i ja zrealizowaliśmy razem" - poinformował Vedrines za pośrednictwem swojego profilu na Instagramie.
W The Himalayan Database odnotowano wcześniej zaledwie 15 prób zdobycia wschodniego wierzchołka Jannu. Duża część ekspedycji została przerwana z powodu trudnych warunków atmosferycznych. Inne zakończyły się śmiercią niektórych uczestników wypraw.
W 1992 roku życie na szlaku w drodze na wschodni wierzchołek Jannu stracił Damjan Vidmar. Cztery lata później zginęli tutaj Bojan Pockar i Ziga Petrić. Z kolei w 2024 na szczyt próbowali wejść Amerykanie. Uczestniczący w wyprawie Mike Gardner zginął po upadku ze ściany.