Po kilkunastu dniach oczekiwania na dobrą pogodę, w niedzielę wczesnym rankiem trzyosobowa ekipa w składzie Andrzej Bargiel, Jakub Poburka oraz Janusz Gołąb wyruszyła z bazy z zamiarem dotarcia do obozu trzeciego na wysokości 6900 m n.p.m. Niestety, podczas wspinaczki okazało się, że warunki śniegowe są niestabilne, a zagrożenie lawinowe wysokie. W obliczu wzrastającego ryzyka Bargiel wraz z ekipą przerwali atak i po kilku godzinach wrócili do bazy.
- Bezpieczeństwo ponad wszystko - skomentował Andrzej Bargiel po dotarciu do bazy. - Warunki na K2 były bardzo wymagające od momentu przybycia do bazy. Od ponad dwóch tygodni czekaliśmy na okno pogodowe, a sam atak szczytowy przekładaliśmy kilkukrotnie.
Rzeczywiście, warunki pogodowe od początku dawały się we znaki ekipie, która kilkukrotnie musiała zawracać do bazy podczas akcji zakładania poszczególnych obozów oraz poręczowania drogi wyjścia i zjazdu. Atak szczytowy, początkowo zaplanowany na zeszły tydzień, również musiał zostać przełożony ze względu na opady śniegu, słabą widoczność oraz silnie wiejący wiatr.
Sam atak również nie obył się bez przygód. Już w pierwszej fazie wspinaczki wycofać musiał się Janusz Gołąb. Od kilku dni miał lekkie problemy zdrowotne i - jak się okazało - nie wrócił do pełni sił. Następnie Jakub Poburka oberwał małym odłamkiem skalnym i - mimo że odbyło się bez większych obrażeń - również musiał zawrócić.
Mając na uwadze trudne warunki śniegowe oraz wzrastające zagrożenie lawinowe, Andrzej Bargiel nie zdecydował się samotnie kontynuować wspinaczki i podjął decyzję o przerwaniu ataku.
Pomimo że nie udało się dokonać pierwszego na świecie pełnego zjazdu na nartach z wierzchołka K2, Andrzej Bargiel nie opuszcza jednak bazy pod K2 na tarczy. W konfrontacji z najbardziej niebezpiecznym szczytem na Ziemi, rozwaga i spokój dyktowały przebieg wydarzeń. Nikomu nic się nie stało i to jest najważniejsze, a doświadczania zdobyte na "Górze Gór" napawają optymizmem przed kolejnymi wyprawami z pionierskiego projektu Hic Sunt Leones.
- Tym razem nie mieliśmy szczęścia do pogody i chyba nie było sensu dalej ryzykować - wyjaśnił Andrzej Bargiel.
- Szkoda, że się nie udało, ale są momenty, kiedy trzeba odpuścić i naszym zdaniem wszystko wskazywało, że to był właśnie ten moment. Jak zwykle wiele się nauczyłem i jestem pewny, że doświadczenie zdobyte podczas tej wyprawy zaprocentuje w przyszłości. Jest jeszcze kilka szczytów, z których chciałbym zjechać, a kto wie, może jeszcze będzie mi dane, żeby wrócić pod K2 - dodał polski skialpinista.
Ekipa powoli przygotowuje się do powrotu do Polski. Najpierw czeka ją trekking przez przełęcz Gondogor, a potem mozolna, kilkudniowa podróż busami do Islamabadu. Przelot do Warszawy przewidziany jest na 9 sierpnia.
ZOBACZ WIDEO: Polski pilot paralotni przeżył chwile trwogi. "Musiałem ratować się spadochronem"