Śledź relację NA ŻYWO z akcji ratowniczej na Nanga Parbat --->>>
Dramat Elisabeth Revol i Tomasza Mackiewicza rozegrał się w drodze powrotnej ze szczytu Nanga Parbat. Jest to ośmiotysięcznik, dziewiąty co do wysokości szczyt świata (8126 m n.p.m.). W czwartek (25 stycznia) najpierw stracono z himalaistami łączność radiową, a jakiś czas później okazało się, że 42-letni Polak znajduje się w fatalnej kondycji.
Podczas schodzenia Mackiewicz nabawił się choroby wysokościowej i śnieżnej ślepoty. Polak pozostał sam na wysokości ok. 7250 metrów, Revol samotnie zaczęła schodzić w oczekiwaniu na nadejście pomocy.
Kiedy okazało się, że francusko-polska para himalaistów ma poważne problemy rozpoczęła się zbiórka funduszy na akcję ratunkową. Żona Mackiewicza opublikowała w sieci dramatyczny apel. - Potrzebne pieniądze na helikopter. Ubezpieczenie nie pokryje. Pod K2 czeka ekipa ratunkowa, którą trzeba stamtąd ściągnąć. Pakistan blokuje, bo czeka na gwarancję finansową pokrycia akcji. Proszę o pomoc. Ktokolwiek może pomóc. Proszę - napisała.
Dzięki pomocy internautów - wsparcia udzieliło też Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które wydało zgodę na pokrycie kosztów akcji ratunkowej i gwarancje finansowe - udało się zebrać potrzebne fundusze.
Akcja ratunkowa miała rozpocząć się w sobotę (27 stycznia) o 4 rano polskiego czasu, ale opóźniła się ze względu na panującą pogodę. Pakistańscy piloci chcieli lecieć, ale ich dowódcy nie godzili się na to ze względu na warunki atmosferyczne. Około 9 wydali jednak zgodę na wylot i dwa śmigłowce - Eurocopter AS355 Ecureuil 2 - poleciały z lotniska w Skardu do bazy pod K2 po polskich wspinaczy.
Do maszyn wsiedli Adam Bielecki, Denis Urubko, Piotr Tomala i Jarek Botor. Liczyli na lądowanie na wysokości trzeciego obozu na Nanga Parbat, czyli 6500 metrów n.p.m. Śmigłowce wylądowały jednak w położonym 1700 metrów niżej obozie numer 1. Na dodatek przez silny wiatr nic nie wyszło z lotu obserwacyjnego.
Przed godziną 14 ratownicy rozpoczęli wspinaczkę. Bielecki i Urubko zabrali tylko najpotrzebniejsze rzeczy, m.in. tlen ratunkowy i niezbędne środki medyczne. Tomala i Botor zostali w obozie i stamtąd kierowali akcją ratowniczą.
Bielecki i Urubko wspinali się w imponującym tempie, a zdecydowaną większość drogi pokonywali już po zmroku. Ich walkę z górą za pośrednictwem internetu śledziły tysiące osób. Kolejne informacje o położeniu ratowników budziły nadzieję - 5200 m.n.p.m., 5400, 5600, 5800, wreszcie 5900. W ciągu 5-6 godzin pokonali ponad 1000 metrów, w tym niezwykle trudną "ścianę Kinshofera", niemal pionową lodową zaporę.
W międzyczasie pojawiło się kilka dobrych informacji. Elisabeth Revol czuła się na tyle dobrze, że zeszła na wysokość około 6200 metrów. O godzinie 16:45 zdołała wysłać wiadomość tekstową swojemu partnerowi wspinaczkowemu Ludovicowi Giambiasiemu: "Wciąż schodzę, proszę o helikopter jutro".
Późnym wieczorem szef polskiej zimowej wyprawy na K2 Krzysztof Wielicki szacował, że Bielecki i Urubko powinni dotrzeć do Revol w ciągu 3-4 godzin. Szef ekipy ratowniczej Jarek Botor miał wtedy zadecydować, co dalej - który ze wspinaczy pójdzie dalej po Mackiewicza, a który pomoże Francuzce w schodzeniu.
Ok. godziny 21:50 w końcu doczekaliśmy się bardzo dobrych wiadomości. - Elisabeth Revol odnaleziona!!! Adam i Denis dotarli do niej przed chwilą. Przygotowują akcję ewakuacji i będą ją opuszczać do dolnego obozu gdzie czeka Jarek i Piotrek ze sprzętem medycznym - przekazał za pośrednictwem Twittera Michał Leksiński, rzecznik polskiej ekspedycji na K2.
!!! Elisabeth #Revol odnaleziona!!! Adam i Denis dotarli do niej przed chwilą. Przygotowują akcję ewakuacji i będą ją opuszczać do dolnego obozu gdzie czeka Jarek i Piotrek ze sprzętem medycznym. #NangaParbat
— Michal Leksinski (@michalleksinski) 27 stycznia 2018
Choć jeszcze w sobotę wczesnym popołudniem Wielicki przewidywał, że do Revol ratownicy będą szli około półtora dnia, to oni zrobili to w 8 godzin! Pomógł również fakt, że Francuzka zeszła z wysokości ok. 6700 metrów do ok. 6200 metrów.
Do Mackiewicza, który znajduje się na wysokości mniej więcej 7250 m.n.p.m., była jeszcze długa droga.
Jak poinformował Giambiasi, po odnalezieniu Revol Urubko i Bielecki mieli odpoczywać przez 1-2 godziny, by później przystąpić do transportu himalaistki. Polska ambasada zorganizuje helikopter, którym w niedzielę rano Francuzka zostanie przewieziona do szpitala w Islamabadzie. - Rano zobaczymy, w jakim stanie będą nasi ratownicy. Wtedy podejmiemy decyzję, co dalej. Revol mówiła, że kiedy opuszczała Mackiewicza, miał mocno odmrożone nogi i był w takim stanie, że słabo kontaktował - powiedział na antenie Polsatu News Janusz Majer, organizator wyprawy na K2.
Tuż po północy na swoim profilu na Facebooku Giambiasi zamieścił post, w którym napisał, że - jego zdaniem - dla Mackiewicza nie ma już ratunku: "Decyzja zespołu ratunkowego: Urubko i Bielecki schodzą razem z Ravol. W niedzielę rano około godziny 10, jeśli pogoda na to pozwoli, cała piątka zostanie przetransportowana do Skardu helikopterem zorganizowanym przez polską ambasadę. Ratowanie Tomasza niestety nie jest możliwe. Ze względu na pogodę i wysokość akcja wystawiłaby życie ratowników na skrajne niebezpieczeństwo. To straszna i bolesna decyzja. Jesteśmy w głębokim smutku. Wszystkie nasze myśli łączą się z rodziną i przyjaciółmi Tomka. Płaczemy".
ZOBACZ WIDEO: Michał Bugno: Tomasz Mackiewicz to pasjonat