Mackiewicz i Revol podjęli zbyt duże ryzyko? "Zameldowali się na szczycie totalnie wyczerpani"

Facebook / Tomasz Mackiewicz/Facebook / Szczyt Nanga Parbat był od wielu lat głównym celem Tomasza Mackiewicza.
Facebook / Tomasz Mackiewicz/Facebook / Szczyt Nanga Parbat był od wielu lat głównym celem Tomasza Mackiewicza.

- Oni po prostu zameldowali się na szczycie totalnie wyczerpani po zdecydowanie za długim ataku szczytowym na słabej aklimatyzacji - taki powód utknięcia Mackiewicza i Revol na Nanga Parbat wskazał Marcin Miotk, polski alpinista.

Według Francuzki, oboje zdołali wejść na szczyt ośmiotysięcznika. Wówczas Elisabeth Revol zobaczyła, że z jej wspinaczkowym partnerem nie jest najlepiej. Oboje utknęli na wysokości około 7300 metrów. Francuzka była jednak w stanie zejść do około 6000 metrów, gdzie znaleźli ją ratownicy z grupy wspinaczkowej na K2. Z kolei Mackiewicz, który najprawdopodobniej doznał choroby wysokościowej i ślepoty śnieżnej, został sam powyżej 7000 metrów i obecnie uznawany jest za zaginionego.

Francuzka i Polak zdecydowali się zdobyć szczyt metodą sportową. Atak przeprowadzili we dwójkę, bez zabezpieczenia dodatkowej grupy, a do tego szli bez tlenu. To była bardzo ryzykowna decyzja, którą trudno zrozumieć Marcinowi Miotkowi, pierwszemu polskiemu himalaiście, który zdobył Mount Everest bez użycia tlenu.

- Wiem, że jest to trudne, bo to pasja, ale czy koniecznie trzeba to ryzyko tak podnosić, aby w dwójkę bez zespołu zabezpieczającego atakować ośmiotysięcznik zimą. Czy to jest więcej warte niż uśmiech dziecka czekającego na tatę w domu? Dla mnie pytanie retoryczne. Ja nie chce takich bohaterów, co osierocają dzieci, a w szczególności takich, co nie pomyśleli przed wyprawą, że mogą nie wrócić i nawet nie wykupili (nie mam na myśli Tomka, bo nie wiem jak było - piszę ogólnie) porządnego ubezpieczenia, aby zabezpieczyć rodzinę na przyszłość. Bohaterami to będą matki i żony, które zostały same z dziećmi.

Po odnalezieniu Francuzki ratownicy rozpoczęli akcję bezpiecznego sprowadzenia ją do obozu. Później, ze względu na pogarszające się warunki pogodowe, nie mieli już szans, by wrócić do góry po Tomasza Mackiewicza. Akcję ratunkową trzeba było zatem zakończyć. Wątpliwości co do słuszności takiej decyzji nie ma Marcin Miotk.

- Powiedziałbym nawet, że tu nie ma co mówić o decyzji, taki był po prostu stan faktyczny - nie miał kto, nie miał jak iść. Nie wyobrażam sobie, jakby to dalej mogło się dziać. Jedyna z możliwych sytuacji to taka, że byłby śmigłowiec, który wyleciałby na pułap 7200 metrów i z którego mogliby spuścić się na linach alpiniści, którzy by mogli go ewakuować. Klasycznej akcji - ze wspinaczką, przy tej pogodzie i tym zmęczeniu - ciężko sobie wyobrazić - przyznał alpinista w wywiadzie dla Polska The Times.

Ważną rolę w zorganizowaniu akcji ratunkowej odegrało Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, gwarantując pokrycie kosztów helikoptera, który przetransportował ratowników z obozu pod K2 na Nanga Parbat.

- Jak rozpoczęła się akcja ratunkowa, wydawało mi się, że szczęście tej pary - Mackiewicza i Revol polega też na tym, że ona jest obywatelką Francji i to raczej Francuzi są w stanie skutecznie nacisnąć władze Pakistanu, a okazało się, że zrobił to polski rząd. Ale zastrzegam, że mówię to tylko na podstawie tego, co mi wiadomo, bo wszystkiego nie wiemy - podkreślił Mateusz Miotk.

Wirtualna Polska: Nie dajemy zgody na hejt wobec Tomasza Mackiewicza.

ZOBACZ WIDEO Krewna Tomasza Mackiewicza: Dzieci już wiedzą. Maksio prosił tatę, by został

Źródło artykułu: