Michał Bugno, WP SportoweFakty: Ryszard Pawłowski mówi, że akcja ratownicza Adama Bieleckiego i Denisa Urubko na Nanga Parbat była mistrzostwem świata. Piotr Pustelnik nie ma wątpliwości, że obaj dali z siebie wszystko, a nawet jeszcze więcej. Jak pan postrzega akcję ratunkową, która pozwoliła ocalić życie Elisabeth Revol?
Ryszard Gajewski, himalaista, ratownik TOPR i przewodnik górski: Przychylam się do tych opinii. Byłem zaskoczony tempem Adama Bieleckiego i Denisa Urubko. Spodziewałem się, że zajmie im to więcej czasu. Najtrudniejszy fragment drogi, czyli Ścianę Kinshofera, zrobili w błyskawicznym tempie. Jestem dla nich pełen uznania. Urubko zawsze był w świetnej formie, bo zdobył wszystkie ośmiotysięczniki. A Bielecki? Kiedyś był postrzegany trochę inaczej. Dziś można powiedzieć, że zebrał bardzo dużo plusów. Tak bym to powiedział.
U pana również?
U mnie szczególnie. To, co było kiedyś, to było (Adam Bielecki został negatywnie oceniony przez raport PZA po zimowej wyprawie na Broad Peak, gdzie zginęli Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski i był mocno krytykowany przez Ryszarda Gajewskiego - przyp. red.). Była taka historia, ale w tym momencie mogę ocenić, że zachował się dobrze. Był jednym z pierwszych, którzy zgłosili się do akcji ratunkowej. Ma świetną wydolność. To widać. Pozostała dwójka, która wzięła udział w akcji (Jarosław Botor i Piotr Tomala - przyp. red.) nie ma takiego doświadczenia i takich umiejętności. Reasumując - w tej sytuacji Adam zachował się wspaniale.
Na świecie jest tylko kilku ludzi, którzy mają wystarczające umiejętności, wydolność i predyspozycje genetyczne, żeby przeprowadzić taką akcję. Odnoszę wrażenie, że z taką prędkością po górach najwyższych poruszają się tylko Denis Urubko, Adam Bielecki i Andrzej Bargiel.
Podejrzewam, że Andrzej Bargiel nawet szybciej, ale on nie chodzi po Himalajach zimą, więc nie możemy się do tego odnosić. Ale zgadza się. Jeżeli chodzi o wydolność, to ta trójka wyraźnie przewyższa pozostałych.
ZOBACZ WIDEO: "Akcja Bieleckiego i Urubki była spektakularna i heroiczna. Przejdzie do historii światowego himalaizmu"
Udało się uratować życie Elisabeth Revol, ale nie można było podjąć akcji ratunkowej dla Tomka Mackiewicza. Na wysokości około 7200 metrów n.p.m., na której miał się znajdować, wiało z prędkością około 70 km/h. Nocą temperatura odczuwalna może wynosić tam nawet do -60 stopni Celsjusza. Nie było żadnych szans?
Jeżeli trwa akcja ratownicza i mamy jedną osobę, która schodzi z góry, a druga jest wyżej, to dotarcie do pierwszej osoby zespół ratowniczy traktuje jako zakończenie pewnego etapu. To jest trochę tak jak ze zdobyciem szczytu. Dochodzimy do pierwszej osoby i pojawia się pytanie, co dalej. Co jeszcze można zrobić? Im wyżej, tym wiatr staje się mocniejszy. Nie wyobrażam sobie, żeby Adam Bielecki i Denis Urubko mieli minąć Francuzkę i pójść wyżej. Co by było, gdyby ona w tym czasie spadła? Jedyne, co mogli zrobić, to po prostu ją sprowadzić. Dziś na zdjęciach widać, że Elisabeth Revol ma odmrożenia czwartego stopnia. A to dopiero początek. Te ślady będą się powiększać. Wiem, bo sam jestem po odmrożeniach. Chociaż nabawiłem się ich trzydzieści lat temu, to odczuwam je do dzisiaj.
Może pojawić się zagrożenie amputacją?
Za moich czasów amputacja byłaby konieczna. Teraz też może się to tak skończyć. Chyba, że medycyna poszła już tak bardzo do przodu, że uda się to uratować.
Co by się stało, gdyby Adam Bielecki i Denis Urubko szybko nie sprowadzili Francuzki w dół?
Powiększyłyby się odmrożenia. Mówię na podstawie zdjęć i zaznaczam, że nie jestem lekarzem. W przeszłości u kolegów i u siebie widziałem, jak wyglądają odmrożenia na wysokościach. Wiem, ile czasu potrzeba, żeby rozpocząć leczenie. Tutaj sytuacja jest o tyle dobra, że śmigłowiec z Elisabeth Revol od razu poleciał do Islamabadu, a później, w krótkim czasie, Francuzka dotarła z powrotem do swojego kraju. Dzięki temu natychmiast rozpoczęło się leczenie. My na Manaslu trafiliśmy do szpitala dopiero po dwóch tygodniach.
Takie odmrożenia zostawiają ślad do końca życia?
Tak. Człowiek ma większą skłonność do odmrożeń. Poza tym pojawiają się różnego rodzaju bóle. Skóra nie jest do końca zagojona. Choćbym nie wiem, co z tym robił i tak tego nie poprawię. Choć minęło już trzydzieści lat, to wciąż miewam dni, kiedy odczuwam ból palca. Widząc moje odmrożenia, lekarze chcieli mi uciąć cały kciuk. Na szczęście jeden z nich, rozsądny człowiek, stwierdził, że nie ma takiej potrzeby. Dolegliwości, które miał Tomasz Mackiewicz, były zapewne związane z jego chorobą wysokościową. Kiedy pojawiają się jej objawy, człowiek przestaje myśleć o odmrożeniach. Stają się dla niego mało ważne. W Himalajach należy mieć ze sobą ogrzewacze, żeby odmrożenia nie postępowały tak szybko. Podsumowując - nie było żadnych możliwości, żeby ratować Tomasza Mackiewicza. Trudno wymagać, żeby po takim wysiłku Adam Bielecki i Denis Urubko szli jeszcze raz w górę.
Obaj wkrótce wrócą do bazy pod K2. Powtarzają, że zależy im na tym, żeby dokonać pierwszego zimowego wejścia na ten legendarny szczyt. Wiadomo, że do ataku szczytowego potrzebne będzie okno pogodowe. Bielecki i Urubko są na tyle szybcy, że mogą być w stanie je wykorzystać?
Szybkość się ma, ale do pewnej wysokości. Potem ona spada. Im mniej tlenu w powietrzu, tym robi się trudniej. Od wysokości 7500 m n.p.m., gdzie ma stanąć ostatni obóz, jest jeszcze ponad kilometr wysokości do pokonania. Bielecki i Urubko jakieś szanse mają, ale z tą zimą zawsze jest kłopot.
To loteria?
Tak. Czeka się na okno pogodowe. A jeśli go nie ma, nie da się iść. Choć teraz sprzęt jest zdecydowanie lepszy niż trzydzieści lat temu. Nie myśli się tyle o odmrożeniach. Buty są dużo lepsze, a można korzystać też z ogrzewaczy. Sam ich używam. Są na baterie i kiedy ma się odpowiedni zapas, człowiek nawet nie odczuwa, że wokół jest -60 stopni Celsjusza. Zresztą, w Himalajach i Karakorum najgorszy jest wiatr. Na K2 potrafi być mocny. Teraz, po akcji ratunkowej z Nanga Parbat, w naszej ekipie na pewno będzie pewne rozprężenie. Z jednej strony, może to zadziałać dobrze, a z drugiej źle. Czas pokaże, czy będzie to działało na plus czy na minus.
Zimowa wyprawa narodowa na K2 ma bardzo duży rozmach. Wsparcia finansowego udzieliło Ministerstwo Sportu i Turystyki, które przeznaczyło na ten cel milion złotych. Zaangażowano kilkunastu najlepszych alpinistów w Polsce. Trudno wyobrazić sobie, żeby szczyt K2 zimą można było zdobyć inaczej. Takich wypraw w Polsce nie organizowano od wielu lat.
Dwójkowy zespół na pewno nie byłby w stanie przeprowadzić całej akcji górskiej. Dwie osoby mogą za to startować do ataku szczytowego z wysokości 7500 m. Jeżeli Adam Bielecki i Denis Urubko trafią na okno pogodowe, to - przy ich tempie i dobrej aklimatyzacji - będą w stanie wejść na szczyt. A czy tak faktycznie się stanie? Trudno mi wyrokować, siedząc w ciepłej kawiarni w Zakopanem.
Portal ma klikalność, ma gorący temat, ale poziomu to nie trzyma żadnego.