Rafał Fronia szczerze o Denisie Urubce. "Okazało się, że to doktor Jekyll i pan Hyde"
- Czasem w górach postępujemy w taki sposób, że możemy stracić jednego przyjaciela, ale zrobić coś takiego, by stracić wszystkich naraz? To trzeba się postarać - mówi o Denisie Urubce Rafał Fronia. Te słowa przejdą do historii.
- To, co się dzieje na tej wyprawie, to jest połączenie Agathy Christie z Hitchcokiem, cholera jasna. Nie znam takiej wyprawy w historii himalaizmu, by działo się wokół niej aż tyle rzeczy! - mówi nam Fronia, dodając: - Denis tę decyzję podjął już, kiedy ruszył do góry. Wyjechaliśmy tam jako drużyna, a nie wyobrażam sobie, by reprezentant Polski w piłce nożnej powiedział selekcjonerowi: "od teraz nie gram w ataku, tylko na bramce, a tego z bramki wyrzuć". Są pewne granice, a Denis je przekroczył, wychodząc do góry i innej decyzji nie mogło być. Gdyby on sam takiej decyzji nie podjął, to pewnie podjąłby ją kierownik. Nie wyobrażam sobie, by którykolwiek z uczestników wyprawy byłby w stanie związać się z nim liną i iść do góry. Straciliśmy do siebie zaufanie. Byliśmy teamem, a Denis z niego wystąpił. Jeśli ktoś traktuje wszystkich w taki sposób, to nie zasługuje na to, by nadal być partnerem w tej wyprawie.
Fronia jest zaskoczony zachowaniem Urubki, którego zdążył poznać jako wiernego i godnego do poświęceń kompana: - Okazało się, że to "doktor Jekyll i pan Hyde". Kiedy uległem wypadkowi i czekałem na śmigłowiec, który nie przyleciał pierwszego i drugiego dnia i nie było pewne, czy w ogóle przyleci, Denis do mnie podszedł i powiedział: "Rafał, jak śmigło nie przyleci, to musisz schodzić na dół. Twój stan nie pozwala na to, żebyś tutaj siedział i ja zejdę z tobą". Zejście ze mną oznaczało w zasadzie przedwczesne zakończenie wyprawy i rezygnację z osiągnięcia celu. Zrobił to sam, z własnej woli i nieprzymuszony przez nikogo. Nie było to pewnie wykonalne, ale to był odruch odruch troski i przyjaźni. Tymczasem dwa tygodnie później Denis zrobił coś diametralnie innego. Co nim kierowało? Nie wiem. Jako o koledze nie mogę powiedzieć o nim niczego złego - to jest tylko ta jedna rzecz.
Kontuzjowany himalaista przebywa w Polsce od dwóch tygodni, ale jest w stałym kontakcie z bazą pod K2: - W poniedziałek rozmawiałem z kolegami z bazy, którzy jeszcze na niego czekali - nie wiem, czy z naostrzonymi czekanami, czy tylko z naostrzonymi językami - i mówili jedno: czasem w górach postępujemy w taki sposób, że możemy stracić jednego przyjaciela, ale zrobić coś takiego, by stracić wszystkich na raz? To trzeba się postarać.
ZOBACZ WIDEO Elisabeth Revol: Mam w sobie dużo gniewu. Mogliśmy uratować Tomka47-latka dziwi to, że Urubko podjął decyzję wbrew Krzysztofowi Wielickiemu, z którym łączyła go szczególna więź.
- Były tylko dwa rozwiązania: albo na górze zostanie, albo zawróci. Dzięki Bogu wybrał to drugie rozwiązanie i jest teraz z nami. A teraz musi się zmierzyć z sytuacją, w której zawiódł nasze zaufanie. Zawiódł przede wszystkim Krzysztofa, który mu zaproponował udział w wyprawie. Nikt z naszej "trzynastki" nie odnosił się do Krzysztofa z tak wielkim szacunkiem jak Denis. Był jedynym, który zwracał się do Krzysztofa per pan, z dużym szacunkiem i z dużym oddaniem. Dlatego tym większe było zdziwienie Krzysztofa, jego mistrza - mówi Fronia.
- To było narażenie nie tylko wyprawy, ale też każdego z kolegów. Gdyby cokolwiek złego się wydarzyło, byliby oni zobligowani do ratowania życia swojego kolegi - nawet takiego, który nadwyrężył ich zaufanie. Naraził kolegów dla swoich partykularnych interesów. Mam o nim dobre zdanie, ale co nim kierowało? Nie mam pojęcia - dodaje.
Urubko tłumaczył, że podjął się samotnego ataku na szczyt, ponieważ w jego mniemaniu zima w Karakorum kończy się 28 lutego, podczas gdy Narodowa Zimowa Wyprawa na K2 daje sobie czas na zdobycie szczytu do 20 marca. Fronia zdradza, że Urubko od samego początku mówił o tej granicy czasu, ale uczestnicy wyprawy odbierali te deklaracje z przymrużeniem oka.- Słyszeliśmy to wielokrotnie, ale różne rzeczy się gada - czasami większe bzdury, czasami mniejsze. Nie powiem, że nie traktowaliśmy tych słów poważnie, ale przechodziliśmy nad nimi do porządku dziennego. Jeśli jest koniec stycznia i ktoś mówi, że z końcem lutego kończy wyprawę, to się mówi: "OK, to my wejdziemy potem". Natomiast, gdy Denis jednak się na to zdecydował, to był to lekki szok. Czy czuliśmy presję? Do czasu, kiedy ja byłem na wyprawie, nie czuliśmy żadnej presji z jego strony. Myślę, że nie było jej też do samego końca - mówi Fronia.
Nasz rozmówca nie zgadza się ze stwierdzeniem, że wyjazd Urubki oczyści atmosferę w bazie, bo nie było w ogóle potrzeby przeprowadzenia takiego zabiegu: - Do mojego wylotu wszystko było czyste i klarowne. Mieliśmy przed sobą cel. Jeśli były jakieś animozje, a przecież nie jesteśmy jedną wielką kochającą się rodziną, to zostały wyjaśnione, zanim stanęliśmy w bazie. Nie przypominam sobie nawet sytuacji, by ktoś podniósł na kogoś głos. Atmosfera na pewno jednak siadła, kiedy Denis ruszył do góry, ale po rozmowie z kolegami w bazie wiem, że morale zespołu jest wysokie.
Jak sprawa Urubki może wpłynąć na ostateczne powodzenie misji? Fronia jest dobrej myśli.
- Rozmawiałem z Adamem Bieleckim i Januszem Gołębiem. To, co mi powiedział Janusz, było wręcz nieprawdopodobne. Takiego optymizmu, jaki był w jego głosie, nie słyszałem dawno. Oni maja olbrzymią wiarę! To chyba znamienne dla Polaków - i było to też widać po akcji ratunkowej dla Revol - że kiedy coś jest niewykonalne, to my to robimy. Oni są sportowo podrażnieni. Chcą dokonać tego na przekór wszystkim. To mi się podoba! Ten optymizm w głosie Janusza był budujący. "Wypij za nas piwo, a my działamy!" - powiedzieli mi, że aż mi się łza w oku zakręciła. Oni walczą. Zima się jeszcze nie skończyła - mamy trochę inny kalendarz niż Denis - puszcza oko Fronia.
-
moderatorzy na SF są je_nięci Zgłoś komentarz
solówki. A tutaj trzyma całą wyprawę na smyczy. Do Twojego tekstu mogę jedynie dodać jeszcze Wojtka Kurtykę, jako absolutne przeciwieństwo w stosunku do Denisa. Dla Wojtka nie tak bardzo liczyło sie samo zdobycie szczytu, liczył się za to styl. Prawdziwy wirtuoz w górach. -
Kris59 Zgłoś komentarz
nawet jest miałoby to nastapić w lipcu.Przecież trzeba odtrąbić kolejny polski sukces,że powstajemy z kolan. A miało być tak pięknie i dostojnie i wielki sukces na rocznice niepodległosci. Ale niestety wszędzie gdzie się miesza polityka to jest...sportowa klapa. Na razie siedzą pod tą góra i czekają na ...instrukcje z Warszawy co robić dalej. Niezły polityczno-sportowy kabaret. -
Ech... Zgłoś komentarz
rozliczyć finanse wyprawy,co nie Panie Wielicki?Po co zdobywać szczyt np. w styczniu jak można w marcu.Przez 2 miesiące można naprodukowac tyle lewych wydatków żeby bilans był co najmniej zerowy.Jop waszu mać. -
Jan Nowak-Kowalski Zgłoś komentarz
górach i niczego nie są w stanie zrozumieć, z drugiej strony nie sposób pozostawić pewnych spraw bez komentarza. Ta wyprawa to jeden wielki niewypał, po pierwsze dlatego, że narodowa, po drugie dlatego, że jej cel powiązano z rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości („zdobycie” dla uczczenia), po trzecie dlatego, że zrobiono z niej medialny cyrk. Co słychać w relacjach TV? – w kółko to samo: atak, zdobyć, walka, lodowi wojownicy (jak słyszę lodowi wojownicy to zbiera mi się na pawia), szarża Urubki, zdrada, samowolka, niegodny, nie widzą możliwości dalszej współpracy i do tego niekompetentni w temacie redaktorzy ze swoimi, najczęściej tymi samymi codziennie, głupimi pytaniami. Militaryzm w czystej postaci – coś czego w górach po prostu nie trawię... Denis Urubko – Denis Urubko to purysta, ortodoks, perfekcjonista w każdym calu, do bólu uczciwy sam ze sobą i w stosunku do innych, a przez to w pewnym sensie dla innych charakter trudny do zaakceptowania. To jeden z tych facetów, który gdyby stanął na górze 5cm od jej właściwego wierzchołka uznałby, że wejścia na górę nie zaliczył, skoro wspina się bez tlenu tzn., że bez tlenu, a nie że na wszelki wypadek asekuruje się butlą tlenu w plecaku (jak czyni wielu rzekomo wspinających się bez tlenu)... mało teraz takich ludzi. Skoro facet ma niczym nie zmącone przekonanie wewnętrzne, że zima w Karakorum kończy się z ostatnim dniem lutego to nikt i nic nie jest w stanie tego przekonania zmienić, co z tego, że cały świat wejście marcowe zaakceptuje jako zimowe skoro on sam nie, ma oszukiwać samego siebie, po co? Wielka afera o to, że nie zabrał ze sobą żadnego środka łączności, czy naprawdę tak trudno odczytać co w ten sposób chciał zasygnalizować?, to są dwa proste komunikaty: 1. teraz zostaję z górą sam na sam, jest to mój wybór, moja decyzja i nie próbujcie jej zmienić, potrzebuję spokoju, skupienia i niczego więcej 2. biorę pełną odpowiedzialność za swój czyn, w razie czego nie oczekuję od nikogo żadnej pomocy, sam poniosę konsekwencje mojej decyzji, nie chcę aby ktokolwiek narażał własne życie spiesząc mi z pomocą – tyle, jak dla mnie wszystko jest OK. – pełny szacun. Że skisła atmosfera na wyprawie?, atmosfera na takich dużych wyprawach zazwyczaj jest skisła i ona wcale nie skisła z powodu tego co zrobił Urubko, atmosfera na takich wyprawach jest skisła bo każdy chciałby wejść na szczyt, a jednocześnie każdy ma świadomość, że dane to będzie jednemu, max. dwóm zespołom i na ten jeden, dwa zespoły cała reszta musi tyrać, oczywiście zapewnia się, że dla dobra kolegów, że wspólny cel, że wystarczy, że jeden wejdzie, a będzie to sukces wszystkich, ale tak naprawdę to g. prawda – każdy chce wejść... Im dłużej przyglądam się naszej wyprawie narodowej i temu co się na niej dzieje tym większego szacunku nabieram dla tego czego dokonali Tomek Mackiewicz i Eli Revol chyba to właśnie jest kwintesencja współczesnego himalaizmu – małe mobilne zespoły zapewniające równorzędność tworzącym je partnerom. Urubko i Mackiewicz – zestawienie na pierwszy rzut oka szokujące – dwa przeciwieństwa – profesjonalista i amator to jakby w sztuce zestawić Picassa z Nikiforem Krynickim, a jednak... urzekają obaj bo obaj w tym co robią są (Mackiewicz był) AUTENTYCZNI i wierni sobie i swoim przekonaniom. Swego czasu takim fajterem jak Urubko był obecny kierownik wyprawy – Krzysztof Wielicki, wystarczy wspomnieć chociażby pierwsze zimowe wejście na Lhotse w 1988r. (w Sylwestra zresztą), nie dość, że wszedł na górę solo to jeszcze w gorsecie ortopedycznym (zachowanie odpowiedzialne jak jasna ch.), dlatego zupełnie nie potrafię zrozumieć o czym Wielicki mówi gdy mówi, że nie rozumie postępowania Urubki, zapomniał wół jak cielęciem był? A K2 stoi i czeka... mając na uwadze, że żona Moro zabroniła mu wspinania się na tą górę to chyba jednak na Urubkę... no chyba, że objawi się jakiś drugi Mackiewicz... -
Jan Janowski Zgłoś komentarz
bufonem z Nowogrodzkiej zarządzanej przez półgłowka Kaina. Polaczki nigdy nie zdobędą tej góry zimą - bo zima w Himalajach jest do końca lutego . Wg. mentorów z pis - do 31marca . Niestety polaczki nie mają racji -
Ryszard Botwina Zgłoś komentarz
Czy Urubko przekroczył jakieś normy? Postąpił może mało elegancko, ale nikogo nie naraził. Nie zabrał telefonu by go nie kusiło by prosić o pomoc, a potem potrafił wrócić, by nie narażać kolegów na poszukiwania. I wszelkie gdybanie jest idiotyczne, że gdyby sam nie odszedł to by go wykluczyli, idiotyczne bo on taką decyzję podjął. Więc lepiej milczcie. Fronia wypisując te bzdury zaraz potem mówi, że Urubko chciał porzucić cel życia by mu pomóc. Kto więc tutaj jest nie w porządku? Pamiętam, jedną poważną dyskusję na temat moralności w himalaizmie po śmierci córki Miodowicza (chyba "mrówki"), gdy kumplowi pomogla i dała swoją maskę a on potem minął ją w drodze powrotnej, gdy umierała i poszedł dalej. I też niczego wtedy nie ustalono, żadnych reguł... Urubko jest wojownikiem i niech taki pozostanie... -
Ryszard Botwina Zgłoś komentarz
Czy Urubko przekroczył jakieś normy? Postąpił może mało elegancko, ale nikogo nie naraził. Nie zabrał telefonu by go nie kusiło by prosić o pomoc, a potem potrafił wrócić, by nie narażać kolegów na poszukiwania. I wszelkie gdybanie jest idiotyczne, że gdyby sam nie odszedł to by go wykluczyli, idiotyczne bo on taką decyzję podjął. Więc lepiej milczcie. Fronia wypisując te bzdury zaraz potem mówi, że Urubko chciał porzucić cel życia by mu pomóc. Kto więc tutaj jest nie w porządku? Pamiętam, jedną poważną dyskusję na temat moralności w himalaizmie po śmierci córki Miodowicza (chyba "mrówki"), gdy kumplowi pomogla i dała swoją maskę a on potem minął ją w drodze powrotnej, gdy umierała i poszedł dalej. I też niczego wtedy nie ustalono, żadnych reguł... Urubko jest wojownikiem i niech taki pozostanie... -
bicz bozy Zgłoś komentarz
Rusek to rusek -
Bogusław ZG Zgłoś komentarz
tygodniami na wiosnę. Paranoja. Urubko, gdyby nie akcja ratownicza, wnerwił by się już ze trzy tygodnie temu. -
MaciejKowal Zgłoś komentarz
nieodpowiednie i zawrócił. Nie usiłował za wszelka cenę zdobyć tego szczytu 2. Mówicie o kolegialności, lojalności? A czy ktoś się z jego zdaniem w tym zespole liczył? 3. Czy odpowiedzialnym będzie atak lub jego próba podjęta przez Bieleckiego? Jak czytam, ze ma złamany nos to nie wierze, że w ciągu tygodnia wrodzi do pełni sił potrzebnych na 8000 tys metrów i kilku stopniach mrozu. Może Urubko poszedł sam nie dlatego, ze chciał się wdrapać w lutym, sam i jest ponoć samolubem ale dlatego, że nie widział w tym zespole nikogo, kto na chwile obecną dałby radę z nim tego dokonać. Wiec zamiast brać ze sobą balast spróbował sam. Poszedł, ocenił i odpuścił. A to, że nie urodził się w Polsce nie powinno nikomu zasłaniać trzeźwej ocenie sytuacji. -
Zbigniew Nowakowski Zgłoś komentarz
A skąd on ma polski paszport, czy jest uchodźcą z Kazachstanu, czy ma polskie korzenie, czy też był inny powód ? -
sleza Zgłoś komentarz
Gość ma jaja i tyle,co to za "przyjaciele" którzy się tak od razu na niego nadają. -
Samuel Góźdź Zgłoś komentarz
Wielickiem i poszedł dalej to odbyło by się to w innej atmosferze. Ale nam, patrzącym z boku, bardzo łatwo jest osądzic człowieka na podstawie jednego złego postępowania które zasłoni nam wszystkie inne. Po pierwsze i tak puki co najbardziej z całej ekipy przysłużył się wyprawie bo to on pierwszy wszędzie wchodził i robił rekonesans a po drugie jedna osoba zawdziecza miedzy innymi jemu swoje życie. Wiec nie usprawiedliwiam szczeniackiego potraktowania przez niego kolegów z wyprawy a przede wszystkim swojego kierownika ale w moich oczach ten jeden błąd nie przekreśla Denisa jako mega sportowca, himalaisty a przede wszystkim człowieka.