W sobotę Denis Urubko odłączył się od Adama Bieleckiego i bez zgody oraz bez wiedzy kierownictwa wyprawy podjął próbę samotnego wejścia na szczyt K2. W poniedziałek, po nieudanym ataku szczytowym, wrócił do bazy, a chwilę później ogłoszono, że opuści wyprawę.
- To była moja szansa na to, by coś zrobić, a nie tylko siedzieć w bazie. Podjąłem się ataku szczytowego i tak naprawdę jestem usatysfakcjonowany, bo to zrobiłem. Bez tego byłbym wściekły - wyjaśnił Urubko w rozmowie z TVN24.
- Wróciłem bez zdobycia szczytu. To była bardzo ryzykowna sytuacja. Było bardzo dużo śniegu, a widoczność zerowa. Warunki były bardzo złe. W takich okolicznościach moją jedyną decyzją musiał być odwrót - stwierdził Urubko.
44-latek nie ma zamiaru przepraszać towarzyszy za swoją niesubordynację: - Myślę, że nie mam za co przepraszać. Oni też nie są aniołami. Krzysztof Wielicki pozwolił mi wejść do obozu trzeciego, a później kazał mi wrócić z powodów, których nie rozumiem. OK, jesteśmy mężczyznami, himalaistami - nikt nie przeprosił mnie za ich błędy i moje zdanie zostaje takie samo.
Urubko był zdeterminowany, by zdobyć K2 do końca lutego, ponieważ jego zdaniem właśnie wtedy w Karakorum kończy się zima. Pozostali uczestnicy wyprawy planują zdobyć szczyt do 20 marca.
ZOBACZ WIDEO Elisabeth Revol: Mam w sobie dużo gniewu. Mogliśmy uratować Tomka
whatthefuck?