Anna Solska-Mackiewicz: Spotkam się z Nangą

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski

Krytyka społeczeństwa była ogromna.

Tak, że Tomek jest alimenciarzem, egoistą, że nie był dobrze przygotowany na wyprawę. To nieprawda. Płacił na swoje dzieci, zajmował się nimi z ogromnym zaangażowaniem. Miał odpowiedni sprzęt i umiejętności na wspinaczkę. I zawsze myślał przede wszystkim o rodzinie. Fala krytyki w naszym kraju mnie zdumiewa. Tomek był wtedy rozszarpywany przez innych. Ludzie mogą myśleć, co chcą, ale nie trzeba od razu dzielić się tym publicznie, a przynajmniej nie w momencie tragedii. Do dziś nie mogę uwierzyć, do czego drugi człowiek jest zdolny. To jak katowanie osoby rannej, walenie w człowieka bezbronnego. Proszę uwierzyć, bardzo trudno nie zwracać uwagi na takie ataki. Czyściłam profil Tomka na Facebooku z nienawistnych komentarzy. Poziom chamstwa i okrucieństwa mnie przerażał. To czas na składanie kondolencji, wyrażanie współczucia, milczenie, a nie siekanie człowieka na kawałki. Dostało się nam za wszystko, nawet za fakt, że pomogli nam inni.

Udało się pani zebrać ok. 1,2 miliona złotych.

Podzieliliśmy te pieniądze na trójkę dzieci: dwójkę Tomka z pierwszego małżeństwa i moją córkę. Jestem niesamowicie wdzięczna wszystkim, którzy nam pomogli. Chciałabym wszystkim podziękować, ciągle myślę, w jaki sposób to zrobię. Ale zrobię. Zebranie takiej kwoty wywołało oczywiście falę negatywnych komentarzy. Że to niesprawiedliwe, że nam się nie należy. Tłumaczyłam, że przecież wpłaca ten, kto chce, nikt nie jest zmuszany.

Długo się pani zastanawiała, czy można było zrobić coś więcej podczas akcji ratowania męża?

Nie sposób sobie takich pytań nie zadawać. Myślałam, że mogłam zrobić coś więcej, dręczyłam się tym, ale w końcu minęło. Nie przywrócę go do życia. Długo wygrzebywałam się z zadawania sobie tych pytań.

Co pomogło?

Na pewno spotkanie z Elisabeth Revol.

Która została uratowana.

Spotkałyśmy się dopiero w lipcu ubiegłego roku, czyli pół roku po śmierci Tomka. Wcześniej wymieniałyśmy się wiadomościami, potrzebowałyśmy czasu. Musiałam najpierw w sobie przepracować ból, nabrać sił. Podobnie jak Eli. Postanowiłyśmy, że spotkamy się latem, jak dzieci będą miały wakacje. Odwiedziłam Elisabeth we Francji.

Pamięta pani pierwsze pytanie?

Nie pamiętam. Rozmawiałyśmy o Tomku, o nas, stopniowo przełamując niepokój, zbliżając się do siebie, robiąc miejsce na wspólne emocje. Eli powiedziała, że Tomek spał, gdy ona rozpoczęła schodzenie. Poczułam wtedy ulgę. To był mój największy lęk, że Tomek cierpiał i się bał. Cały czas zadawałam sobie pytanie, jak długo mógł żyć i być świadomy będąc tam, w szczelinie. Fakt, że stracił przytomność i zasnął pozwoliło mi zrozumieć, że nie dało się zrobić nic więcej. Ta rozmowa była nam potrzebna, oczyściłyśmy się. Ona i ja zrobiłyśmy wszystko, co mogłyśmy, by go uratować.

Ojciec Tomasza Mackiewicz, Witold, długo utrzymywał, że syn żyje. Że trzeba po niego iść, ratować go.

Każdy przeżywał tragedię na swój sposób, nie chciałabym wypowiadać się za tatę Tomka. Na pewno ciało, które zostało bardzo wysoko na górze, nie jest już Tomkiem. Jestem przekonana, że Tomek nie chciałby, aby ktokolwiek zajmował się jego ciałem, czy podejmował niepotrzebne próby ściągania jego ciała na ziemię. Tomek uważałby to za śmieszne. Do materii zawsze miał sceptyczny stosunek, dziwił się, że ludzie tak mocno przywiązują się do rzeczy materialnych. Wyznawał też teorię reinkarnacji.

Najbliżsi mogli nie rozumieć jego filozofii.

Wiem, że ludziom trudno pogodzić ze śmiercią, gdy nie zobaczą ciała. Dopóki nie dotkną, to nie uwierzą. Ja tego nie potrzebuję, by przyjąć, że Tomek odszedł. Jego dusza odpłynęła, teraz jest we wszechświecie, jest energią. Tak naprawdę ciało to tylko skorupka, ubranie. Pochówek w górach wygląda tak, że ciało zrzuca się do najbliższej szczeliny. Z szacunku do tej osoby, aby nie była na przykład mijana przez inne wyprawy. Ciał z gór się nie znosi. Tomek jest tam, gdzie jego miejsce, które wybrał. Trzeba go zostawić w spokoju.

Współpracowała pani z Dominikiem Szczepańskim, autorem książki "Czapkins. Historia Tomka Mackiewicza". To był rodzaj terapii?

Praca z Dominikiem nad książką, jak i zajmowanie się dziedzictwem Tomka, jego historią, nadała sens mojemu życiu. Miałam czym się zająć, a opowiadanie o życiu Tomka ma dla mnie wielką wartość. Dominik przedstawił historię człowieka niezwykłego, który wielu inspiruje. Cały czas dbam o pamięć o Tomku, gromadzę jego dorobek. Opiekuję się wszystkim, co dotyczy jego wizerunku, życia, historii. Pół roku zajęło mi, żeby dojść do względnej równowagi. Ale ponieważ cały czas byłam zaangażowana w jakieś działania, archiwizowanie dokumentacji, odwiedzanie festiwali górskich, na które byłam zapraszana w związku z wydarzeniami upamiętniającymi Tomka, wychowanie dzieci, to utrzymywałam się na powierzchni, nie rozpadłam się.
Premiera książki: 23 stycznia 2019 roku Premiera książki: 23 stycznia 2019 roku
Wybierze się pani kiedyś pod Nangę?

Bardzo bym chciała, ale nie teraz. Nie jestem na to gotowa. Tak jak w przypadku spotkania z Elizabeth, potrzebuję czasu. Ale zrobię to. Chciałabym znaleźć się w tym świecie, który Tomek tak kochał.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×