Partnerka wspinaczkowa Tomasza Mackiewicza przyznała, że dotknęła ją depresja

Elisabeth Revol długo dochodziła do siebie po tragedii, która wydarzyła się w styczniu 2018 roku na zboczach jednej z najwyższych gór świata - Nanga Parbat. W swojej książce przyznała się nie tylko do depresji, ale i tego, że jest uzależniona.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Elisabeth Revol Facebook / Elisabeth Revol/Facebook / Na zdjęciu: Elisabeth Revol
Mijają właśnie dwa lata od tragedii na Nanga Parbat (8126 m n.p.m.). Przypomnijmy, że Elisabeth Revol i Tomasz Mackiewicz weszli na szczyt tej góry 25 stycznia 2018 roku. Podczas zejścia polski himalaista zapadł na chorobę wysokościową, która nie pozwoliła mu dotrzeć do obozu (TUTAJ znajdziesz więcej informacji >>). Jego wspinaczkowa partnerka wysłała w świat prośbę o pomoc.

Fatalna pogoda spowodowała, że ekipa ratownicza (w składzie: Denis Urubko, Adam Bielecki, Jarosław Botor oraz Piotr Tomala) była w stanie dotrzeć jedynie do Revol, która mimo utraty sił schodziła ze szczytu. Nie było szans wejść na wysokość 7200 m n.p.m, gdzie w jednej ze szczelin został Mackiewicz. Oficjalnie uznano, że zmarł 31 stycznia 2018 roku. Ciała - jak dotąd - nie odnaleziono. Mimo że czescy himalaiści opowiedzieli nam, że najprawdopodobniej widzieli namiot Mackiewicza (TUTAJ więcej szczegółów >>).

Bulimiczka szczytów

Po dwóch latach Revol napisała książkę, w której opowiedziała o tej tragedii. I nie tylko. "Przeżyć. Moja tragedia na Nanga Parbat" jest już dostępna na polskim rynku.
"Jestem bulimiczką szczytów" - wyznała francuska himalaistka.

Revol przyznaje się do uzależnienia. Nie potrafi żyć bez gór wysokich, bez adrenaliny, bez ciągłych wyzwań, aby wejść wyżej, wyżej i jeszcze wyżej. "Jestem uzależniona od gór (...) Pakując się, zadajesz sobie pytanie, co cię tak nieodparcie ciągnie coraz wyżej i nagle pojmujesz, że jesteś zniewolona, że to jest jak narkotyk" - można przeczytać w książce.

W 2019 roku - kilkanaście miesięcy po śmierci Mackiewicza - Revol wróciła w Himalaje. Zdobyła najwyższą górę świata Mount Everest (8848 m n.p.m.), weszła również na Lhotse (8516 m n.p.m.). Pisaliśmy o tym wyczynie - TUTAJ. Revol podkreśla, że zdecydowała się na tę wyprawę, by... "Być może uda mi się zamknąć ten rozdział mojego życia, postawić kropkę. Skończyć z pasją, która sprawiła, że żyłam intensywnie, ale która mnie też pożerała, niewoliła, była obsesją, czasem wręcz czymś poza mną, ode mnie niezależnym" - to słowa Francuzki.

Skąd taka decyzja? "Wypadek, śmierć Tomka boleśnie przypomniały mi, jak kruche jest życie" - dodała.

Czy to oznacza, że wejście na Everest i Lhotse były ostatnimi osiągnięciami Revol? Że już nie wróci w góry, że zakończyła właśnie przygodę z himalaizmem? "Tej wiosny (2019 - przyp. red.) jestem tu tylko po to, żeby spełnić swoje marzenie, żeby porzucić życie sportsmenki, zostawić za sobą to parcie - coraz wyżej, coraz dalej; żeby zamknąć ważny rozdział mojego życia. W tym roku rezygnuję z żądzy wyczynu" - deklaracja Revol wydaje się dość jasna.

ZOBACZ WIDEO Nie żyje Kobe Bryant. "Odszedł ktoś większy, ktoś kto działał na całe pokolenia i generacje młodych zawodników."

Dopadła ją depresja

Jednocześnie Francuzka zadeklarowała, że nie kończy w ogóle z himalaizmem. Jak wyżej, nie chce już być wyczynowcem, ale... "Będę wspinać się na szczyty, sama, z własnej woli, dla własnej przyjemności. Nie zapominając jednak nigdy, że jesteśmy tam tylko gośćmi.".

Revol sporo miejsca w książce poświęciła temu, co się z nią działo przez kilka (a nawet kilkanaście) miesięcy po powrocie z Nanga Parbat. Rehabilitacja fizyczna (odmrożenia) to nic w porównaniu z tym, co się działo w jej głowie.

"On nie żył (Mackiewicz - przyp. red.), a ja żyłam. I to życie było nieznośną torturą. Pogrążałam się w niezgłębionej otchłani wyrzutów sumienia i poczucia winy. Byłam rozdarta. Ból odmrożonych palców u rąk i nóg to drobnostka w porównaniu z bólem duszy, z bólem poranionego, rozszarpanego serca" - wspomniała Revol.

I dodała: "Nie umiałam z tym żyć, co się stało, co było nieodwracalne. Na Nanga Parbat los okazał się zbyt okrutny. Prawda rozdzielała mi serce. Siedziałam sama, dzikim wzrokiem patrzyłam w jeden punkt. Czułam ciągły, wyniszczający, tępy ból".

Depresja. Nie ma wątpliwości, że francuska himalaistka przez wiele miesięcy nie mogła poradzić sobie z tą chorobą. W walce nie pomagali ludzie. Niestety. Revol napisała dość obszernie o tym, co się działo w internecie, jak ją to bolało.

To było piekło

"Niszczyły mnie jednak negatywne myśli, pochopne myśli, zniewagi (...) Kamieniowano nas, a kamieniami były osądy i komentarze. A przecież tylko my oboje, Tomek i ja, byliśmy w środku tej tragedii" - wytłumaczyła.

Revol wspomniała datę 7 lutego 2018 roku. Wówczas wyszła ze szpitala, odbyła się również konferencja prasowa w Chamonix. To był jeden z najgorszych dni w jej życiu.

"Nasza historia stała się publiczna, obiegła cały świat, była komentowana tysiące razy w telewizji, radiu, w sieciach społecznościowych, w gazetach. Dla mnie to było piekło. To, czego doświadczyłam na górze, nagle wydawało się niczym w porównaniu z przemocą, jak spotkała mnie po powrocie" - himalaistka użyła bardzo mocnych słów.

Nieprzychylne, jej zdaniem, opinie nie pomagały w walce z depresją. Kiedy wydawało się, że już jest lepiej i Revol wraca do zdrowia psychicznego... "Wystarczył jakiś drobiazg i wpadałam z powrotem w otchłań, wracałam do tych trzech styczniowych dni w 2018 roku" - można przeczytać w książce.

Czas leczy rany. Revol - dzień po dniu, tydzień po tygodniu - czuła się coraz lepiej. "Znowu zaczęłam biegać, jeździć na rowerze, wspinać się, wracać w góry. Ostatniej zimy (2018/19) spędziliśmy z Jeanem-Christophe'em (mąż himalaistki - przyp. red.) półtora miesiąca na wędrówkach po Nepalu (...) Skorzystałam wtedy z okazji, aby jeszcze raz wejść solo, klasyczną drogą na parę sześciotysięczników. Z czasem spałam coraz lepiej, koszmary powoli znikały.".

Revol książkę zakończyła słowami: "Zniknęło to, co mnie uciskało, rozwiały się rozpacz i gorycz. Życie jest dzisiaj, przede mną".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×