Partnerka wspinaczkowa Tomasza Mackiewicza przyznała, że dotknęła ją depresja
Elisabeth Revol długo dochodziła do siebie po tragedii, która wydarzyła się w styczniu 2018 roku na zboczach jednej z najwyższych gór świata - Nanga Parbat. W swojej książce przyznała się nie tylko do depresji, ale i tego, że jest uzależniona.
Fatalna pogoda spowodowała, że ekipa ratownicza (w składzie: Denis Urubko, Adam Bielecki, Jarosław Botor oraz Piotr Tomala) była w stanie dotrzeć jedynie do Revol, która mimo utraty sił schodziła ze szczytu. Nie było szans wejść na wysokość 7200 m n.p.m, gdzie w jednej ze szczelin został Mackiewicz. Oficjalnie uznano, że zmarł 31 stycznia 2018 roku. Ciała - jak dotąd - nie odnaleziono. Mimo że czescy himalaiści opowiedzieli nam, że najprawdopodobniej widzieli namiot Mackiewicza (TUTAJ więcej szczegółów >>).
Bulimiczka szczytów
Po dwóch latach Revol napisała książkę, w której opowiedziała o tej tragedii. I nie tylko. "Przeżyć. Moja tragedia na Nanga Parbat" jest już dostępna na polskim rynku.Revol przyznaje się do uzależnienia. Nie potrafi żyć bez gór wysokich, bez adrenaliny, bez ciągłych wyzwań, aby wejść wyżej, wyżej i jeszcze wyżej. "Jestem uzależniona od gór (...) Pakując się, zadajesz sobie pytanie, co cię tak nieodparcie ciągnie coraz wyżej i nagle pojmujesz, że jesteś zniewolona, że to jest jak narkotyk" - można przeczytać w książce.
W 2019 roku - kilkanaście miesięcy po śmierci Mackiewicza - Revol wróciła w Himalaje. Zdobyła najwyższą górę świata Mount Everest (8848 m n.p.m.), weszła również na Lhotse (8516 m n.p.m.). Pisaliśmy o tym wyczynie - TUTAJ. Revol podkreśla, że zdecydowała się na tę wyprawę, by... "Być może uda mi się zamknąć ten rozdział mojego życia, postawić kropkę. Skończyć z pasją, która sprawiła, że żyłam intensywnie, ale która mnie też pożerała, niewoliła, była obsesją, czasem wręcz czymś poza mną, ode mnie niezależnym" - to słowa Francuzki.
Skąd taka decyzja? "Wypadek, śmierć Tomka boleśnie przypomniały mi, jak kruche jest życie" - dodała.
Czy to oznacza, że wejście na Everest i Lhotse były ostatnimi osiągnięciami Revol? Że już nie wróci w góry, że zakończyła właśnie przygodę z himalaizmem? "Tej wiosny (2019 - przyp. red.) jestem tu tylko po to, żeby spełnić swoje marzenie, żeby porzucić życie sportsmenki, zostawić za sobą to parcie - coraz wyżej, coraz dalej; żeby zamknąć ważny rozdział mojego życia. W tym roku rezygnuję z żądzy wyczynu" - deklaracja Revol wydaje się dość jasna.
ZOBACZ WIDEO Nie żyje Kobe Bryant. "Odszedł ktoś większy, ktoś kto działał na całe pokolenia i generacje młodych zawodników."Dopadła ją depresja
Jednocześnie Francuzka zadeklarowała, że nie kończy w ogóle z himalaizmem. Jak wyżej, nie chce już być wyczynowcem, ale... "Będę wspinać się na szczyty, sama, z własnej woli, dla własnej przyjemności. Nie zapominając jednak nigdy, że jesteśmy tam tylko gośćmi.".
Revol sporo miejsca w książce poświęciła temu, co się z nią działo przez kilka (a nawet kilkanaście) miesięcy po powrocie z Nanga Parbat. Rehabilitacja fizyczna (odmrożenia) to nic w porównaniu z tym, co się działo w jej głowie.
"On nie żył (Mackiewicz - przyp. red.), a ja żyłam. I to życie było nieznośną torturą. Pogrążałam się w niezgłębionej otchłani wyrzutów sumienia i poczucia winy. Byłam rozdarta. Ból odmrożonych palców u rąk i nóg to drobnostka w porównaniu z bólem duszy, z bólem poranionego, rozszarpanego serca" - wspomniała Revol.
I dodała: "Nie umiałam z tym żyć, co się stało, co było nieodwracalne. Na Nanga Parbat los okazał się zbyt okrutny. Prawda rozdzielała mi serce. Siedziałam sama, dzikim wzrokiem patrzyłam w jeden punkt. Czułam ciągły, wyniszczający, tępy ból".
Depresja. Nie ma wątpliwości, że francuska himalaistka przez wiele miesięcy nie mogła poradzić sobie z tą chorobą. W walce nie pomagali ludzie. Niestety. Revol napisała dość obszernie o tym, co się działo w internecie, jak ją to bolało.
To było piekło
"Niszczyły mnie jednak negatywne myśli, pochopne myśli, zniewagi (...) Kamieniowano nas, a kamieniami były osądy i komentarze. A przecież tylko my oboje, Tomek i ja, byliśmy w środku tej tragedii" - wytłumaczyła.
Revol wspomniała datę 7 lutego 2018 roku. Wówczas wyszła ze szpitala, odbyła się również konferencja prasowa w Chamonix. To był jeden z najgorszych dni w jej życiu.
"Nasza historia stała się publiczna, obiegła cały świat, była komentowana tysiące razy w telewizji, radiu, w sieciach społecznościowych, w gazetach. Dla mnie to było piekło. To, czego doświadczyłam na górze, nagle wydawało się niczym w porównaniu z przemocą, jak spotkała mnie po powrocie" - himalaistka użyła bardzo mocnych słów.
Nieprzychylne, jej zdaniem, opinie nie pomagały w walce z depresją. Kiedy wydawało się, że już jest lepiej i Revol wraca do zdrowia psychicznego... "Wystarczył jakiś drobiazg i wpadałam z powrotem w otchłań, wracałam do tych trzech styczniowych dni w 2018 roku" - można przeczytać w książce.
Czas leczy rany. Revol - dzień po dniu, tydzień po tygodniu - czuła się coraz lepiej. "Znowu zaczęłam biegać, jeździć na rowerze, wspinać się, wracać w góry. Ostatniej zimy (2018/19) spędziliśmy z Jeanem-Christophe'em (mąż himalaistki - przyp. red.) półtora miesiąca na wędrówkach po Nepalu (...) Skorzystałam wtedy z okazji, aby jeszcze raz wejść solo, klasyczną drogą na parę sześciotysięczników. Z czasem spałam coraz lepiej, koszmary powoli znikały.".
Revol książkę zakończyła słowami: "Zniknęło to, co mnie uciskało, rozwiały się rozpacz i gorycz. Życie jest dzisiaj, przede mną".