Czescy himalaiści pokazali nam zdjęcie z obozu u podnóża Nanga Parbat. Chodzi o Tomasza Mackiewicza

Facebook / Tomasz Mackiewicz/Facebook / Szczyt Nanga Parbat był od wielu lat głównym celem Tomasza Mackiewicza.
Facebook / Tomasz Mackiewicz/Facebook / Szczyt Nanga Parbat był od wielu lat głównym celem Tomasza Mackiewicza.

- Duch Tomka jest obecny na tej górze - powiedział nam Pavel Burda uczestnik lipcowej ekspedycji, która zdobyła szczyt. Pakistańczycy zadbali, aby każdy, który pojawi się w tym miejscu, poznał historię Polaka.

Nanga Parbat Czech Expedition 2018 zakończyła się sukcesem. Sześciu czeskich himalaistów (Pavel Korinek, Radoslav Groh, Pavel Bem, Tomas Kucera, Pavel Burda i Lukas Dubsky) 20 lipca 2018 roku stanęło na szczycie ośmiotysięcznika. Tym samym, na którym pozostał w styczniu Tomasz Mackiewicz. Skontaktowaliśmy się z czeskimi wspinaczami, aby opowiedzieli, jak wygląda jedna z najtrudniejszych gór świata pół roku po tragedii, którą żyła cała Polska.

- Zajął się nami dokładnie ten sam zespół Pakistańczyków, który był zżyty z Tomkiem i który zawsze z nim współpracował - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty Pavel Burda. - Sporo więc rozmawialiśmy o Tomku, o jego pasji, o jego walce z Nangą.

W obozie bazowym, który jest założony na stałe pod zboczami Nangi Parbat, na wysokości ok. 3600 m n.p.m., Czesi zobaczyli wzruszający obrazek. - Pakistańczycy "zbudowali" coś na kształt pomnika dla Tomka - opisuje Burda. - Z kamieni. To oczywiście bardzo prowizoryczny monument, ale świadczy o tym, jak ważny dla nich był Mackiewicz.

Burda przesłał nam zdjęcie tego miejsca.

W obozie pod Nanga Parbat Pakistańczycy zbudowali "pomnik" ku pamięci Tomasza Mackiewicza. Fot. archiwum prywatne uczestników wyprawy Nanga Parbat Czech Expedition 2018.
W obozie pod Nanga Parbat Pakistańczycy zbudowali "pomnik" ku pamięci Tomasza Mackiewicza. Fot. archiwum prywatne uczestników wyprawy Nanga Parbat Czech Expedition 2018.

- Nikt z nas nie znał osobiście Tomka - twierdzi z kolei Lukas Dubsky. - Jego historia jest jednak wpisana w tę górę już na stałe. Na każdym kroku można to usłyszeć. Albo wręcz zobaczyć.

Czesi zaczęli planowanie ekspedycji jesienią 2017 roku. Opracowali różne strategie wejścia, ich celem było dość szybkie zdobycie szczytu. Chcieli zamknąć temat w miesiąc. - Kiedy w styczniu 2018 wydarzyła się tragedia i Tomek Mackiewicz został u podnóża Nangi, śledziliśmy bardzo dokładnie informacje napływające z Pakistanu - dodaje Dubsky. - To były trudne dni dla nas wszystkich. Przerażająca tragedia.

Jeszcze przed wyruszeniem do Pakistanu z ekspedycją skontaktowała się Elisabeth Revol. Francuska alpinistka, która wspinała się w styczniu z Mackiewiczem, a potem została uratowana przez Denisa Urubkę, Adama Bieleckiego, Piotra Tomalę oraz Jarosława Botora, poprosiła Czechów o to, by będąc pod szczytem spróbowali odnaleźć namiot, w którym został Polak. - Odezwała się do Pavla Burdy - mówią uczestnicy czeskiej ekspedycji.

- Tak, zgadza się - wyjaśnia Burda.

- Eli przekazała nam wszelkie wskazówki, szczegóły i opis miejsca, w którym po raz ostatni widziała Tomka - dodaje Dubsky. - Wiedzieliśmy mniej więcej, czego mamy "szukać" pod drodze.

I najprawdopodobniej znaleźli. Najprawdopodobniej, bo... - To jest bardzo trudne pytanie - nie ukrywa Burda. - Znaleźliśmy pozostałości po kilku wyprawach. Zawsze w górach tak jest. Natomiast kilkanaście metrów od drogi, którą szliśmy, zauważyliśmy szczyt namiotu. Był prawie cały zasypany.

- Widać było ok. 30 cm tego namiotu, który został po prostu zasypany śniegiem i przykryty lodem - dodają inni uczestnicy wyprawy.

Burda od razu zidentyfikował to miejsce jako namiot Mackiewicza. Wszystko zgadzało się z opisem, który przekazała Revol. - Wysokość ok. 7330 m n.p.m. - wspomina Dubsky. - Zapadła mi w pamięć ta liczba.

- Powiem tak - kontynuuje Burda. - Można było tam skręcić i nawet lekko odkopać pokrywę śnieżną i próbować zajrzeć do środka. To dało się zrobić. Fizycznie nie byliśmy aż tak wyczerpani. Jednak proszę nas zrozumieć. Emocjonalnie to był cholernie trudny moment. Przez kilka minut patrzyłem na ten namiot, nie znałem Tomka osobiście, ale tam i w tym momencie czułem, jakbym stracił najlepszego przyjaciela. Tomek osierocił trójkę dzieciaków, ja mam dwójkę. Rozkleiłem się. Po drugie, schodząc z okrutnej Nangi, naprawdę ostatnią rzeczą, jaką chcesz zobaczyć, jest ciało innego człowieka. To nie byłoby dobre dla naszej psychiki, która i tak była na granicy wytrzymałości. Dlatego nie odważyliśmy się tam pójść.

Pavel Burda pokazujący zdjęcie swojej rodziny na szczycie Nanga Parbat. Fot. archiwum prywatne uczestników wyprawy Nanga Parbat Czech Expedition 2018.
Pavel Burda pokazujący zdjęcie swojej rodziny na szczycie Nanga Parbat. Fot. archiwum prywatne uczestników wyprawy Nanga Parbat Czech Expedition 2018.

Zadaliśmy czeskim himalaistom pytanie: czy ich zdaniem można sprowadzić ciało Mackiewicza ze zbocza góry? Czy to możliwe? Pamiętamy, że jeszcze w lutym były pomysły, aby zorganizować taką wyprawę.

- To możliwe - mówi Dubsky. Ale zaraz chłodzi emocje: - Bądźmy jednak realistami. Potrzeba byłoby zorganizować profesjonalną wyprawę, z silnymi himalaistami, którzy po dotarciu na taką wysokość mieliby jeszcze siłę sprowadzić ciało niżej. To nie jest takie proste.

Słowa kolegi potwierdza Burda. - Jeżeli Tomek jest rzeczywiście w tym namiocie, który widzieliśmy i który pasuje do opisu Eli, to taka wyprawa jest możliwa. Myślę, że czterech bardzo mocnych himalaistów wystarczyłoby, aby zrealizować takie zadanie. Mimo "technicznej" możliwości sprowadzenia ciała pozostaje pytanie: "czy Tomek nie powinien zostać na zawsze na tej górze?". Od razu uprzedzę, nie znam odpowiedzi. Taką decyzję ma prawo podjąć tylko najbliższa rodzina, nikt więcej.

Czesi - mimo sukcesu w postaci zdobycia szczytu Nanga Parbat - również sporo przeżyli podczas wyprawy. Korinek ma bardzo groźne odmrożenia kciuków. - Odzyskiwanie czucia w palcach ma zająć nawet pół roku - twierdzi. - Dopiero po tym okresie rehabilitacji dowiem się, co dalej. Czy kiedykolwiek jeszcze te palce będą w pełni sprawne.

Przeczytaj inne artykuły autora >>

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 88. Janusz Gołąb: K2 zimą? To powinien być mały zespół, a nie duża wyprawa

Komentarze (1)
avatar
token
30.08.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Niech on tam zostanie gdzie jest!!! Kochał tą górę i wierzę że jest na niej szczęśliwy!