Trzecia rocznica śmierci Tomasza Mackiewicza. Akcją żyła cała Polska

Facebook / Tomasz Mackiewicz/Facebook / Szczyt Nanga Parbat był od wielu lat głównym celem Tomasza Mackiewicza.
Facebook / Tomasz Mackiewicz/Facebook / Szczyt Nanga Parbat był od wielu lat głównym celem Tomasza Mackiewicza.

30 stycznia 2018 roku zmarł na wysokości mniej więcej 7200 m n.p.m. Zmarł tam, gdzie czuł się najlepiej, nieopodal zdobytego wcześniej szczytu Nanga Parbat. Tomasz Mackiewicz, dla przyjaciół "Czapa".

W tym artykule dowiesz się o:

Trzy lata temu jego tragedią żyła cała Polska. Bez cienia przesady. Akcję ratowniczą Tomasza Mackiewicza i Elisabeth Revol przez kilka dni śledziliśmy wszyscy. Zastanawialiśmy się, czy Adam Bielecki i Denis Urubko zdążą uratować ich spod szczytu Nanga Parbat (8126 m n.p.m.), czy nie. Do Francuzki udało się dotrzeć i sprowadzić ją na dół. "Czapa" był zbyt wysoko, w zbyt złym stanie, a na dodatek popsuła się pogoda.

Nie wiemy, kiedy zmarł. Nigdy się nie dowiemy. Został na górze, którą kochał, do której ciągle wracał i którą w końcu zdobył. Oficjalnie urzędnicy w Pakistanie wpisali do aktu zgonu datę 30 stycznia 2018. Taki dokument otrzymała najbliższa rodzina Mackiewicza.

Nanga w cieniu, wszystkie oczy na K2

Do siedmiu razy sztuka. Tomasz Mackiewicz w sezonie 2017/18 właśnie po raz siódmy próbował dokonać zimowego wejścia na Nanga Parbat. Po raz czwarty w duecie z Elisabeth Revol. Z każdą kolejną wyprawą udawało im się wejść coraz wyżej. "Czapa" miał już powoli dość jeżdżenia ciągle w to samo miejsce, ale ta góra tak zdominowała jego psychikę, że nie był w stanie odpuścić. Musiał ją zdobyć.

ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz miał kombinezon po gwieździe skoków. "Za długie nogawki!"

25 stycznia 2018 roku decydują się na rozpoczęcie ataku szczytowego. W Polsce jedynie najwięksi fani himalaizmu w ogóle wiedzą o tej wyprawie. Oczy wszystkich skupione są na tym, co dzieje się pod K2. Tam trwa polska wyprawa na ten jedyny wówczas niezdobyty ośmiotysięcznik zimą, z Bieleckim, Urubko i kierownikiem Krzysztofem Wielickim na czele.

Wróćmy do Revol i Mackiewicza. Wyruszają z namiotu rozbitego na wysokości 7300 m n.p.m. o szóstej rano, ale zawracają, bo Polakowi przemarzają dłonie i nogi. Po ogrzaniu nad kuchenką ostatecznie rozpoczynają atak szczytowy o 7:30. Późno.

"Eli, słabo cię widzę"

Mackiewicz idzie wolno, Revol cały czas musi na niego czekać. O 17:15 GPS pokazuje im wysokość 8035 m n.p.m. Tak wysoko jeszcze tutaj nie byli. Do szczytu już tylko niepełna 100 metrów. Niewiele. Ale himalaiści powinni już schodzić. Zapadająca noc błyskawicznie zmienia warunki. Na dramatyczne.

"Decyzję podjęliśmy wspólnie. Jak zwykle. Nie skarżył się na nic. Nie było też po nim widać, że ma jakieś problemy z oddychaniem czy z żołądkiem" - tak Revol wypowiada się w książce "Czapkins" napisanej przez Dominika Szczepańskiego.

Kontynuowali atak. Szczyt osiągnęli między 18 a 18:15. Bardzo późno. Aby nie znaleźć się w poważnym niebezpieczeństwie, powinni bardzo szybko zejść. "Eli, słabo cię widzę" - usłyszała Revol od Mackiewicza na szczycie Nanga Parbat.
 
W tym momencie uzmysłowiła sobie, że jest bardzo źle. Gorzej niż się spodziewała.

"Nie martw się, Tom"

Mackiewicza dopadła choroba wysokościowa. Z minuty na minutę słabł. Ślepota śnieżna, problemy z oddychaniem, w końcu odmrożenia twarzy. Jest tak źle, że o 23:10 (czyli pięć godzin po zdobyciu szczytu) francuska himalaistka wysyła wiadomość do swojego przyjaciela Ludovica Giambiasiego: "Tomek potrzebuje szybkiej pomocy. Jest odmrożony, nic nie widzi. Proszę, spróbujcie coś zorganizować, jeśli się da, to helikopter".

W tym momencie rozpoczyna się walka z czasem. Przez kilkadziesiąt godzin wielu ludzi na całym świecie próbuje zorganizować pomoc. Mackiewicz powoli umiera... Revol zostawia go na wysokości mniej więcej 7300 m n.p.m. Dlaczego? Otrzymuje informację, że musi sama zejść niżej, bo helikopter nie będzie w stanie wziąć z takiej wysokości dwóch osób.

"Tłumaczę Tomkowi, że muszę iść... poszukać obozu IV. - Nie martw się, Tom, helikopter ratowniczy przybywa za kilka godzin" - tak opisuje tę sytuację w swojej książce "Przeżyć".

Mackiewicz jest w stanie odrętwienia. Żyje, ale nie wiadomo czy słyszy Revol.

Bielecki i Urubko nie mają szans iść po Mackiewicza

Revol schodzi, ratują ją ostatecznie Bielecki i Urubko, ale na wyjście (a tym bardziej lot helikopterem) po Mackiewicza nie ma żadnych szans. Pogoda się psuje. Polak zostaje na wysokości 7300 m n.p.m. Na zawsze.

Przez kolejne tygodnie opinia publiczna żyje śmiercią Mackiewicza. Poznaje go bliżej, jego osiągnięcia, jego przygodę z "nałogiem", jego kolejne próby zdobycia Nanga Parbat. "Czapkins" staje się celebrytą. Ale dopiero po śmierci.

"Marka (Klonowskiego - przyjaciela Mackiewicza, również himalaistę - przyp. red.) budzi koszmar. - Przyśnił mi się Czapa. Miał do mnie pretensje. Powiedział: Co ty, kur**, gadasz, że ja już nie żyję?!" - to fragment książki "Czapkins", Dominika Szczepańskiego.

Kilka tygodni później tata Mackiewicza otrzymuje akt zgonu wystawiony przez pakistańskich urzędników.

Czytaj także: Dwa lata po tragedii na Nanga Parbat. Mama Mackiewicza ma pretensje do Revol >>

Czytaj także: Alpinizm. Elisabeth Revol: Przez pół roku po tragedii na Nanga Parbat miałam koszmary >>

Komentarze (5)
Tlokston
30.01.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Brawo dla niego. Nie ma co płakać. Każdy jest odpowiedzialny za swoje decyzje. 
avatar
Mariusz Kwiatek
30.01.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
a tymczasem to góra zdobyła jego... 
avatar
A my swoje
30.01.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Odgrzewany kotlet. Gdyby chociaż zdobył ten szczyt. 
avatar
Ires
30.01.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To po co tam szedł ? Co z tego ma i z tej śmierci ? Czemu Nepalczyków oskarżają o doping skoro równie dobrze mogą powiedzieć że życie na cycku sponsora jest jeszcze większym dopingiem