Facebook

To one mogą zastąpić Kowalczyk. Siostry z małej wsi walczą o spełnienie marzeń

Marek Bobakowski

Nie mają jeszcze 15 lat, a już są chlubą 200 mieszkańców Bartne. Wioska z południowo-wschodniej części Polski liczy, że w przyszłości będą zdobywały medale igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata. Choć droga jest kręta i wyboista.

Kasina Wielka. Kościół, ośrodek zdrowia, sklep. Punkt apteczny to już komfort. No, ale to dość duża, jak na polskie warunki, wieś. Mieszka tutaj prawie trzy tysiące ludzi. Cała Polska kojarzy Kasinę Wielką z Justyną Kowalczyk, naszą multimedalistką olimpijską. Nieco ponad 100 kilometrów na wschód leży Bartne. Też wieś. Jakże inna. Zameldowanych jest zaledwie 200 osób (czyli 15 razy mniej niż w Kasinie), życie toczy się wokół dwóch zabytków: cerkwi grekokatolickiej i cerkwi prawosławnej, krzyżuje się tutaj kilka szlaków turystycznych. Mimo wszystko to jest miejsce, w którym "diabeł mówi dobranoc", albo, jak ktoś woli, prawdziwy "koniec świata".

Być może za 10-15 lat Bartne stanie się sławne. Dzięki Irenie i Darii Szkurat. Biegaczki narciarskie zamierzają podbić świat. I jak twierdzi Edward Budny, który wychował dwóch mistrzów świata (Józef Łuszczek oraz Jan Staszel), mają na to "papiery".

Siedziały przed telewizorem i krzyczały

Kiedy Justyna Kowalczyk zdobywała brąz podczas igrzysk olimpijskich w Turynie (2006), Irena miała cztery lata, jej młodsza siostra Daria zaledwie dwa. Nie mogą więc pamiętać tych wydarzeń. - Podobno siedziałyśmy przed telewizorem i krzyczałyśmy wniebogłosy - śmieje się Daria.

Dwa złote medale Kowalczyk podczas mistrzostw świata w Libercu już pamiętają. Zwłaszcza Irena. - Nie da się ukryć, że wtedy Justyna została ich idolką - przyznała w jednym z wywiadów ich mama, Lubomira. - To dzięki jej sukcesom postanowiły, że same nauczą się jeździć na nartach.

Irena (z lewej) i Daria Szkurat - wielkie nadzieje polskich biegów narciarskich (Fot. Facebook)
W ich okolicy nie działa żaden klub, rodzice nigdy nie mieli nic wspólnego ze sportem, w szkole nie było sekcji biegów narciarskich. Na początku pomógł więc... internet. To właśnie w sieci znalazły wskazówki, jak nauczyć się jeździć na nartach, jak przeprowadzić pierwsze treningi. Irena postanowiła spróbować. Daria nie byłaby sobą, gdyby nie chciała robić tego, co starsza siostra.

- Również z internetu dowiedziały się, że w położonej 50 kilometrów od Bartne są rozgrywane zawody dla dzieciaków. Ubłagały tatę, aby je tam zawiózł. Pojechały i... wygrały. Bez żadnego specjalistycznego przygotowania! Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że one naprawdę mają talent - wspomina mama.

Potrzebne dwa tysiące złotych miesięcznie

W Bartne nie ma szkoły podstawowej. Dziewczynki dojeżdżały więc do oddalonej o kilkanaście kilometrów Sękowej. Upał, deszcz, błoto, mróz... Szybko stały się lokalnymi gwiazdkami. - To są nasze wyjątkowe uczennice. Rozsławiają naszą szkołę. Miło patrzeć w klasyfikacjach narciarskich, jak przy ich nazwiskach, które z reguły są na najwyższych miejscach, pisze SP Sękowa. Pomimo tak młodego wieku mają już za sobą znaczące sukcesy i są też wzorowymi uczennicami. Osiągają bardzo dobre wyniki w nauce - powiedział przed rokiem na łamach serwisu gorlice.naszemiasto.pl Miłosz Tokarz, wicedyrektor ZSP w Sękowej.

[nextpage]


W połowie zeszłego roku razem z rodzicami podjęły odważną decyzję. Ich zakopiańska rodzina zwróciła się do Budnego, aby pomógł w rozwoju kariery. W Bartne by przepadły, zmarnowały swój talent. W stolicy polskich Tatr, to co innego. Budny pojechał na zawody i od razu wiedział, że ma do czynienia z niezwykłymi dziewczynami. - "To są następczynie Justyny!" - od razu pomyślałem - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty.

Sprawy potoczyły się błyskawicznie. Irena dostała się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Problem był z Darią. Co prawda przeniosła się do Szkoły Podstawowej nr 3 w Zakopanem, ale nie miała gdzie mieszkać. - Udało mi się ustalić z SMS-em, że siostry zamieszkają w internacie szkoły, w jednym pokoju - mówi Budny.

Miesięcznie trzeba wyłożyć ok. dwóch tysięcy złotych za internat i wyżywienie. Rodziców na to nie stać. Mieszkają w biednej wsi. Samorządowcy z Sękowej postanowili przyznać dziewczynom po 200 zł miesięcznego stypendium. To nadal za mało. - Jako Wojskowy Klub Sportowy Zakopane (Budny jest prezesem- dop. red.) postanowiliśmy im pomóc - opowiada były trener Łuszczka. - Dziewczyny zamieszkały w internacie, uczą się, jeżdżą na zawody. Wiążemy jakoś koniec z końcem. Na całe szczęście jeszcze się nie zdarzyło, aby zabrakło nam na paliwo. Choć potrafię sobie wyobrazić taką sytuację.

Irena Szkurat podczas jednej z górskich wycieczek (Fot. Instagram)
To byłaby zbrodnia

Na całe szczęście znalazł się sponsor (jedna z firm sportowych), który postanowił pokryć koszty związane ze sprzętem do biegania. - Nie musimy się martwić o narty, kombinezony, kurtki - mówi z ulgą w głosie Daria.

- Ale już smaru do nart nikt nam nie sponsoruje - wtrąca się Budny. - A jeden słoiczek potrafi kosztować 500 złotych!

Na początku marca 2015 roku Daria wygrała dwukrotnie (w stylu klasycznym, jak i dowolnym) Ogólnopolskie Igrzyska Młodzieży Szkolnej. Jej siostra w klasyku zajęła trzecie miejsce, "łyżwą" wygrała. W tym sezonie młodsza siostra wygrała klasyfikację generalną Biegowej Ligi Małopolski, Irena została sklasyfikowana na drugiej pozycji. Uczennica SMS-u Zakopane znalazła się również na podium "Biegu na Igrzyska", co dało jej prawo do tytułu II Klasy Sportowej. - To bardzo ważne, bowiem pojawiła się szansa, że w końcu to państwo przejmie koszty utrzymania jej w internacie - wyjaśnia Budny. - Mam nadzieję, że najpóźniej od września tak będzie. Odejdzie nam trochę wydatków.

Dziewczyny startują w około 15-20 biegach w ciągu sezonu. Wygrywają lub są w ścisłej czołówce (zawsze na podium). - Na razie nie mogę stwierdzić, czy będą specjalizowały się bardziej w klasyku, czy w stylu dowolnym, czy będą maratonkami, czy sprinterkami - tłumaczy Budny. - Gdybym już chciał wprowadzać trening specjalistyczny, popełniłbym zbrodnię. Nie można niszczyć ich dziecięcego entuzjazmu. Budujemy w ich organizmach gospodarkę tlenową, która będzie procentować przez całą karierę.

Trenują dzięki właścicielom wyciągów

Jak wygląda zwykły dzień sióstr? Pobudka przed siódmą, śniadanie, szybka toaleta. - Około ósmej zaczynamy trening - mówi Irena.

[nextpage]


Zajęcia trwają dwie, trzy godziny. W południe są już w szkole. Potem późny obiad i... - Nauka! - przekonuje Budny. - Sport jest ważny, ale o nauce nie możemy zapominać. Jestem przerażony, ile jest tej wiedzy w gimnazjum. Odrabianie lekcji, przygotowywanie się do sprawdzianów.

- Zasypiamy nad książkami - mówią zgodnie młode zawodniczki.

Za to w weekend udaje się przeprowadzić dłuższe zajęcia. Problemem jednak jest brak naśnieżonej trasy w Zakopanem. To sprawa, o której od lat mówi Justyna Kowalczyk. W grudniu siostry Szkurat nie miałyby, gdzie trenować, gdyby nie... - Ćwiczyliśmy na sztucznie zaśnieżonych wyciągach narciarskich - mówi Budny. - Turystów jeszcze wielu nie było, więc właściciele tych prywatnych biznesów otwierali nam na dole bramy i z uśmiechem na ustach wpuszczali, abyśmy mogli wspinać się na nartach na górę. Należą im się wielkie podziękowania. Wielu z nich znam osobiście. Oni mnie też. Więc problemu nie ma.

Dziewczyny mają już na swoim koncie pierwsze sukcesy (Fot. ZSP w Sękowej)

Powstaje jednak pytanie: czy tak powinna wyglądać kariera utalentowanej sportowo młodzieży? Dlaczego zawodniczkami nie interesuje się Polski Związek Narciarski, ministerstwo sportu? - Jestem daleki od ataków personalnych na działaczy związku czy szefów ministerstwa - przekonuje Budny. - W Polsce zawodzi system, nie PZN. Dziewczyny staną się "atrakcyjne" dla reprezentacji dopiero w wieku 16-17 lat. Wtedy zakwalifikują się do kadry młodzieżowej i będą miały łatwiej. Wcześniej muszą radzić sobie same.

To system skopiowany wiele lat temu z bogatszych krajów, np. Austrii. Tam rodziców stać, aby inwestować w swoje dzieci aż do 16. roku życia. Opłacać im prywatnych trenerów, dodatkowe lekcje, itd. Mamy i taty Ireny i Darii nie stać. Jak setek tysięcy polskich rodziców. Dlatego tracimy 99 procent talentów. - Eeee tam. 99,9 procent! - grzmi Budny.

Rozłąka z rodzinnym domem

Siostry mają charakter, są mocne psychicznie. W tak młodym wieku wyjechały z rodzinnego domu i dobrze sobie radzą. - Najważniejsze, że mieszkamy razem w pokoju w internacie - mówią.

- Jestem spokojniejsza wiedząc, że trzymają się razem. Na miejscu jest też trener Budny, jego żona (Weronika Budny, trzykrotna uczestniczka igrzysk olimpijskich w latach 1964-72), nasza rodzina - przekonuje mama Ireny i Darii.

Do Bartne dziewczyny wracają tylko na święta, wakacje. - Ostatnio były na początku stycznia, bo wtedy przypada Boże Narodzenie w religii prawosławnej - tłumaczy Budny. - Kilka dni i powrót do treningowego reżimu. Nie płaczą, nie narzekają, są mocne. A to wiele mówi o tym, że w przyszłości dadzą sobie radę w zawodowym sporcie.

- Justyna też miesiącami była i nadal jest poza domem - twierdzi Daria. - Ona daje radę, więc my też. Bieganie jest dla nas wszystkim. Kochamy sport. I to nas tutaj trzyma.

Justyna Kowalczyk zadebiutowała w Pucharze Świata mając 18 lat. Irena ma 14. W 2020 roku spróbuje swoich sił z najlepszymi zawodniczkami świata? A może wcześniej?

Marek Bobakowski

< Przejdź na wp.pl