Próby pobicia rekordu świata w długości lotu narciarskiego były utrzymywane w tajemnicy do ostatniej chwili. Ryoyu Kobayashi oddał tam skok na odległość 291 metrów, co jest nieoficjalnym rekordem świata. Nieoficjalnym, bo światowa federacja (FIS) nie uznała go. Mało tego, nikt nawet nie wiedział, że taki projekt jest realizowany.
Gdy szef Pucharu Świata Sandro Pertile został zapytany o konstruktora skoczni na Islandii Bernharda Rupitscha, nic o nim nie wiedział. - To wszystko, co zrobił Ryoyu na Islandii, było dla mnie takim samym zaskoczeniem, co dla was - mówił Pertile.
No właśnie, kim jest Rupitsch? Prowadzi pensjonat w Austrii, gdzie jak sam mówi, jest farmerem i "hoduje koniki i krówki". Od 30 lat współpracuje też z Red Bullem i pomagał w organizacji różnych eventów. W 2011 roku pomagał w budowie specjalnej mamuciej skoczni w Austrii, gdzie Thomas Morgenstern i Gregor Schlierenzauer mieli próbować oddać skok na odległość 300 metrów.
ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz usłyszał przykre słowa od dawnych kolegów. "Strasznie mnie to zabolało"
Wtedy to nie wyszło, choć skocznia była gotowa do użytku. W austriackiej i światowej federacji to się jednak nie spodobało i wszystko zostało zablokowane w ostatniej chwili. Teraz utrzymywano całe przedsięwzięcie w sekrecie.
- Woleliśmy uniknąć niepotrzebnego rozgłosu. To tylko by nam przeszkadzało. Może ktoś więcej chciałby to zobaczyć? Coś sugerować, uważając, że wie lepiej? W sytuacji, gdy wszystko było sekretem, mieliśmy spokój. Mogliśmy robić to, co umiemy - bez rozglądania się na boki - powiedział Rupitsch.
Nie kryje on krytyki wobec FIS i regulaminów światowej federacji. - Islandia i ten projekt tylko pokazują, że limity nadawane przez FIS są bez sensu. Że da się to zrobić inaczej, równie bezpiecznie. Po co musieć mieścić się w jakichś liczbach, kombinować, skoro po prostu można znaleźć większą górkę? I jeszcze jedno: dlaczego ten limit jest tak mały? Kto i na jakiej podstawie to ustalał? W FIS myślą, że są bogami. Że mają monopol na ten sport. Tak wcale nie musi być. Możesz po prostu zbudować sobie skocznię taką, jaką uważasz, że powinna powstać. Nie ma nieomylnych. Pokazaliśmy, że oni też nie są takimi ludźmi - dodał.
Według Austriaka, FIS "to firma, która stara się bronić własnych interesów. On uważa, że Kobayashi pobił rekord świata. Światowa federacja nie jest dla niego wyrocznią, a temat rekordowego świata osądzi środowisko skoków narciarskich. Jego zdaniem już wkrótce pojawią się kolejni śmiałkowie, którzy będą chcieli skoczyć 300 metrów.
- Ja czuję, że wykonałem świetną pracę. Ale nie wykluczałbym, że ktoś może poczuć niedosyt. To z pewnością jest pole do tego, żeby stanąć do kolejnej próby. 300 metrów w skokach w końcu padnie. Po tym, co stało się na Islandii myślę też, że będzie to szybciej niż później. I może o to też trochę nam chodziło - zakończył Rupitsch.
Czytaj także:
"Nie uciekł". Stanowcze słowa ws. byłego trenera polskiej reprezentacji
Szok. Ujawnił, ile tak naprawdę mógł skoczyć Kobayashi