Instagram / Formula 1 / Na zdjęciu: pożar bolidu Pierre'a Gasly'ego

Chwile grozy kierowcy F1. To mogło skończyć się fatalnie

Łukasz Kuczera

Pierre Gasly przeżył chwile grozy, gdy podczas drugiego treningu F1 przed GP Singapuru zjechał do alei serwisowej, a po chwili za jego głową pojawiły się płomienie ognia. Na szczęście bardzo szybko zareagowali mechanicy Aston Martina i Alpha Tauri.

Wybuchające i płonące silniki nie są niczym nowym w Formule 1, ale zwykle do takich sytuacji dochodzi na torze, gdy jednostka napędowa znajduje się na najwyższych obrotach. W przypadku Pierre'a Gasly'ego płomienie z tyłu samochodu pojawiły się, gdy ten zjechał do alei serwisowej, a mechanicy zajmowali się wprowadzeniem maszyny Alpha Tauri do garażu.

Na szczęście na widok płomieni bardzo szybko zareagowała załoga konkurencyjnego Aston Martina, która ruszyła z gaśnicą, by zgasić pożar. Z kolei mechanicy Alpha Tauri ostrzegli Gasly'ego o czyhającym za jego plecami niebezpieczeństwie i dali mu sygnał do szybkiego opuszczenia kokpitu.

- Incydent? Nie wyglądało to najlepiej. Pożar pojawił się w momencie, gdy do samochodu podłączono odpowietrznik paliwa. Jednak udało nam się wyłączyć silnik i po chwili ponownie uruchomić samochód. Zrobił się mały grill w garażu, ale generalnie nie wydarzyło się nic poważnego - powiedział Gasly przed kamerami Sky Sports.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "będę tęsknić". Kto tak powiedział do Federera? 

- To była zwykła procedura, nic szczególnego. Po prostu w Singapurze jest niezwykle gorąco. Nie jest to coś, czym powinniśmy się martwić w dalszej fazie weekendu - dodał francuski kierowca.

Po problemach z bolidem Gasly był w stanie wrócić na tor. Ostatecznie zakończył wieczorną sesję przed GP Singapuru na czternastym miejscu. Miał 1,882 s straty do najszybszego Carlosa Sainza.

Czytaj także:
Tak będzie wyglądał kalendarz startów Kubicy? Nie wygląda to dobrze
Alfa Romeo rozczarowuje formą. Jest reakcja zespołu

< Przejdź na wp.pl