Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: bolidy F1 w alei serwisowej

F1. Kwalifikacje do GP Turcji pełne kontrowersji. Mogło dojść do tragedii

Łukasz Kuczera

Kwalifikacje F1 do GP Turcji przyniosły szereg kontrowersyjnych decyzji. Już samo ich rozgrywanie, przy sporych opadach deszczu i na śliskim asfalcie, było wątpliwe. Później sędziowie nie popisali się w kilku sytuacjach. FIA zamierza zbadać sprawę.

Już w piątek kierowcy narzekali na stan świeżo wymienionego asfaltu w GP Turcji, który okazał się niezwykle śliski. W sobotę zadanie stawce Formuły 1 utrudnił deszcz, przez który warunki do jazdy stały się jeszcze trudniejsze. Mimo to, sesja kwalifikacyjna ruszyła zgodnie z planem. W takich okolicznościach kierowcy raz za razem wypadali z toru, powodując żółte flagi i psując okrążenia kwalifikacyjne rywalom.

Ostatecznie Q1 zostało przerwane po paru minutach, a sędziowie oczekiwali momentu, gdy deszcz ustanie. Po niemal godzinie udało się je wznowić, ale znów dochodziło do licznych incydentów. Pod koniec Q1 z toru wypadł Nicholas Latifi, który nie był w stanie własnymi siłami opuścić pobocza.

Wtedy też nie popisali się sędziowie, którzy ruszyli z Q2 w momencie, gdy specjalny dźwig zabierał jeszcze z pobocza bolid Latifiego. - Co oni robią? Nie mogą poczekać aż skończą sprzątać pobocze? - pytał przez radio Kimi Raikkonen.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy 

Sprawę postanowił wyjaśnić dyrektor wyścigowy F1, Michael Masi. Do sędziów miała dotrzeć wiadomość, że bolid Latifiego zostanie zabrany z toru do momentu, gdy kierowcy wyjeżdżający na tor w Q2 dojadą do feralnego miejsca. Ostatecznie prace specjalistycznego dźwigu trwały dłużej, dlatego też kierowcy musieli liczyć się z utrudnieniami i żółtymi flagami w tym zakręcie.

- Wypuściliśmy bolidy z pit-lane w momencie, gdy dźwig zjeżdżał już z toru. Dostaliśmy jasną informację, że tego pojazdu nie będzie już w ósmym zakręcie, gdy kierowcy dojadą do tego miejsca. Gdy jednak stało się jasne, że samochód funkcyjnych ma problemy, to zaczęliśmy machać żółtymi flagami, aby spowolnić bolidy - wyjaśnił "Motorsportowi" Masi.

- Nie jest to scenariusz, który chcielibyśmy zobaczyć. Patrząc z perspektywy czasu, postąpilibyśmy inaczej. Zatrzymalibyśmy bolidy w alei serwisowej do momentu oczyszczenia toru i pobocza. Teraz dokonamy przeglądu naszych procedur, aby zminimalizować prawdopodobieństwo podobnych incydentów w przyszłości - dodał Masi.

W podobnych okolicznościach, ale na dystansie wyścigu, doszło do tragedii Julesa Bianchiego przed kilkoma laty. Francuz wypadł z toru podczas opadów deszczu w GP Japonii, gdy specjalny dźwig i służby zabierały z pobocza bolid Adriana Sutila. W efekcie doznał skomplikowanych obrażeń głowy, wskutek których zmarł kilka miesięcy później.

Czytaj także:
Wsparcie dla LGBT i osób wykluczonych. Wyjątkowy kask Vettela
Męczarnie Ferrari uczyniły Leclerca lepszym kierowcą

< Przejdź na wp.pl