Materiały prasowe / McLaren / Na zdjęciu: Lando Norris

Powiedział o tym jako pierwszy. Tak presja wyniszcza od środka kierowców F1

Łukasz Kuczera

Formuła 1 to 20 najlepszych kierowców na świecie. Biznes, na który wydawane są setki milionów dolarów. Kierowca co wyścig musi zapewniać odpowiednie wyniki, bo na jego miejsce czekają kolejni. Presja to słowo, o którym mówi się jednak niechętnie.

Gdy ostatnio w GP Włoch doszło do zderzenia Lewisa Hamiltona z Maxem Verstappenem, aktualny mistrz świata Formuły 1 stwierdził, że błąd Holendra był spowodowany presją walki o tytuł. - Nawet jeśli otwarcie tego nie przyzna, to tak było - mówił dziennikarzom Hamilton.

Jego rywal, zgodnie z oczekiwaniami, wyśmiał słowa Brytyjczyka. - Tak. Jestem tak zdenerwowany walką o tytuł, że nie mogę spać po nocach. To jest okropne. Nienawidzę tego. Oj tak - mówił kierowca Red Bull Racing, a później dodawał już całkiem na poważnie, że "luźno podchodzi do tego wszystkiego".

Czy tak jest naprawdę? Czy Verstappen tylko założył odpowiednią maskę? F1 to bowiem świat, w którym czeka tylko 20 miejsc. Gwarantujących walkę o czołowe pozycje jest jeszcze mniej. To nie piłka nożna czy koszykówka, gdzie sportowiec po nieudanym epizodzie w jednym klubie może próbować szczęścia w innym. W królowej motorsportu, jeśli nie dostarczasz odpowiednich wyników, po prostu wylatujesz. W kolejce czekają inni.

"Ludzie nie zdają sobie sprawy, przez co przechodzi kierowca"

O presji i oczekiwaniach w F1 coś powiedzieć może Lando Norris. Nieco ponad tydzień zdobył swoje pierwsze pole position w karierze. Następnie długo zmierzał po premierową wygraną w wyścigu, aż na trzy okrążenia przed końcem GP Rosji spadł ulewny deszcz. Kierowca McLarena nie zjechał na czas po opony przejściowe. Z pierwszej pozycji spadł na ósmą. Z bohatera do zera w ledwie kilka minut.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się stało?! Po trzech sekundach prowadzili 1:0 

To właśnie Norris, przemawiając w poniedziałek w telewizji iTV, jako pierwszy poruszył kwestię presji w F1. - Wydaje mi się, że ludzie oglądający wyścigi w telewizji, nie zdają sobie sprawy z tego, przez co przechodzi kierowca - przyznał wprost 21-latek.

- Szkoda, bo mamy teraz coraz więcej seriali i filmów, które pozwalają zajrzeć za kulisy. Dzięki nim widać, z jaką presją i stresem musimy sobie radzić. Zwłaszcza w moim wieku. Miałem 19 lat, gdy wchodziłem do F1 i nagle patrzył na mnie cały świat. To się odbiło na mojej psychice - dodał Brytyjczyk.

Norris od początku uważany był za olbrzymi talent. Razem z nim z F2 do F1 trafili George Russell i Alexander Albon. Pierwszy z nich w sezonie 2019 musiał sobie radzić z fatalnym bolidem Williamsa, kolejne wyścigi kończył w ogonach. Albon zanotował szybki awans do Red Bull Racing, by po sezonie 2020 stracić miejsce w F1. Uznano, że jego wyniki pozostawiają sporo do życzenia.

- Był taki moment, że nie wiedziałem, co dalej. Jeśli coś pójdzie nie tak, jeśli nie pojadę w kolejnej sesji, jeśli nie zanotuję odpowiedniego wyniku, to co się ze mną stanie? Czy w przyszłym roku nadal będę w F1? Co mam robić, bo nie umiem nic innego w życiu? To się we mnie kotłowało, chodziłem przygnębiony. Jeśli miałem słaby weekend, to od razu myślałem, że nie jestem wystarczająco dobry na F1 - stwierdził Norris w iTV.

Psycholog kluczem do sukcesu

Norris zwrócił uwagę na to, że media społecznościowe potęgują presję w F1. Najmniejszy błąd potrafi urosnąć do rangi gifa, który następnie krąży po Twitterze. Zdarza się, że część fanów atakuje bezpośrednimi wpisami. - To wszystko naprawdę może zaboleć - zdradził młody kierowca.

Kluczem w przypadku Norrisa okazało się wsparcie szefostwa McLarena, które od początku deklarowało, że widzi w nim przyszłość, ale też współpracą z organizacją Mind. Pracują dla niej specjaliści, którzy dbają o odpowiedni komfort psychiczny.

- Rozmawiam z ludźmi z McLarena i Mind. Dzięki nim jestem teraz w znacznie lepszym miejscu niż kiedyś. Jestem o wiele szczęśliwszym człowiekiem. Mogę się cieszyć z tego, co robię w F1 - stwierdził Norris.

Warto przy tym zauważyć, że 21-latek reprezentuje zespół środka stawki, który dysponuje bolidem pozwalającym okazjonalnie walczyć o podia. Ostatni triumf McLarena w GP Włoch był bardziej wyjątkiem potwierdzającym regułę, niż czymś naturalnym. Jeśli ekipa z Woking podkręci tempo w kolejnych miesiącach, stanie się pretendentem do tytułu, Norris zmierzy się z nieporównywalnie większą presją.

- Wygraliśmy na Monzy, ostatnio prawie zwyciężyłem w Rosji. Wielu ludzi nagle oczekuje niesamowitych rzeczy ode mnie. Jednak musimy ograniczyć te żądania. My nadal nie jesteśmy na poziomie Red Bulla i Mercedesa. Wciąż mamy sporo pracy do wykonania - stwierdził Norris.

Jednak w świecie F1 nikt nie patrzy na to, że młody Brytyjczyk przez 50 okrążeń zachwycał tempem w GP Rosji i był bliski zwycięstwa w Soczi. W pamięci kibiców utkwiły te ostatnie "kółka", na których Norris tańczył na wodzie, aż w końcu wypadł z toru i stracił zwycięstwo. 

Czytaj także:
"Rozmawiamy tak, jakby był martwy". Ferrari o Schumacherze
Nie stracił nadziei na miejsce w Alfie Romeo

< Przejdź na wp.pl