Jezioro lepsze niż w zeszłym sezonie?

Bartosz Półrolniczak 

Ostatnia pozycja w tabeli i mnóstwo kontuzji - tak w skrócie można podsumować sezon w Tarnobrzegu. Trener Zbigniew Pyszniak w stosunku do poprzednich rozgrywek widzi jednak pewne postępy.

Mimo iż Jezioro Tarnobrzeg ma jeszcze przed sobą wyjazdowe starcie z Rosą Radom, to ostatni mecz na własnym parkiecie stał się dla trenera Zbigniewa Pyszniaka okazją do podsumowania dokonań swoich podopiecznych. Po wielkim rozczarowaniu w zeszłym sezonie, gdy na nic zdało się pozyskanie sponsora a zespół, który miał włączyć się do walki o play-off w większości gier był dostarczycielem punktów, władze klubu stanęły przed dużym wyzwaniem.

Budowany niemal do pierwszej kolejki trwających wciąż rozgrywek zespół przez wielu obserwatorów i kibiców jeszcze przed startem rozgrywek był wręcz wyśmiewany i nikt nie dawał Jeziorowcom szans na podjęcie walki w większości starć. Pierwsze sześć kolejek potwierdzało te opinie, ale w pewnym momencie nastąpił przełom, a prowadzeni przez Dominique'a Johnsona tarnobrzeżanie zaczęli wygrywać. Mimo iż ekipa z Podkarpacia ma obecnie bilans 7-22 i prawdopodobnie zakończy sezon na ostatnim miejscu, to postawa Jeziora w wielu potyczkach była sporym zaskoczeniem. Walczący z kontuzjami i własnymi słabościami koszykarze kilka razy przegrali na własne życzenie. Wynik z sezonu 2013/2014 został powtórzony, ale okoliczności w jakich zostało to dokonane w znacznie się różnią.

- Oceniając sezon, to paradoksalnie moje zdanie jest takie, że na pewno nie jest gorszy od tamtego. Parę razy dostaliśmy lanie od rywala, ale zazwyczaj walczyliśmy. Wiele meczów przegraliśmy dopiero w samej końcówce. Wygraliśmy siedem spotkań z trzydziestu, a rok temu było siedem z trzydziestu dwóch, z czego trzy z Kotwicą. Z całym szacunkiem dla tego klubu, ale tam od połowy sezonu nie było zespołu - przedstawia sytuację Pyszniak.

Z pewnością, gdyby do końca sezonu na Podkarpaciu grał Johnson, to Jezioro wygrałoby mimo przeciwności losu więcej gier. Warto przypomnieć, że od momentu odejścia Amerykanina tarnobrzeżanie wygrali zaledwie raz - z Anwilem Włocławek.

- Był charakter w tej drużynie. Wiadomo, że z Johnsonem inaczej to wyglądało. Już nie chcę mówić o tych pieniądzach, bo to jest nudne, ale z nim jeszcze sporo byśmy namieszali. Miał w sobie tę wolę walki, werwę. Reszta zawodników szła za nim. Próbował Miller, Wysocki ale to jednak nie to. Nie mają takiej energii i chemii, by być taką postacią - dodaje trener Jeziora.

Zbigniew Pyszniak mimo ostatniej pozycji w tabeli dostrzega pewne pozytywy
Trzeba także oddać, że skromny budżet zespołu z Tarnobrzega w połączeniu z poszerzeniem ligi sprawiło, że o wygrane było trudniej. Praktycznie każdy z beniaminków przewyższał Jezioro możliwościami finansowo-organizacyjnymi.

- Doszło pięć drużyn i w stosunku do tego co było, to liga jest o wiele mocniejsza. Trzeba sobie to szczerze powiedzieć. My w tym okrojonym składzie byliśmy z połowę sezonu, co chwilę ktoś wypadał i na dobrą sprawę ciągle brakowało dwóch zawodników. Nie żalimy się, ale tak było. Zabrakło jednego-dwóch zwycięstw. Bolą szczególnie porażki u siebie z Lublinem i Kutnem. Wiele nie brakło, a wtedy na pewno wyprzedzilibyśmy trzy-cztery drużyny i byłby to naprawdę spory sukces - realnie ocenia sytuację Pyszniak.

< Przejdź na wp.pl