PAP/EPA / EPA/LARRY W. SMITH / Kevin Durant poprowadził Warriors do ataku

NBA: wrzało w Oakland, Warriors uciekli spod topora. Była bójka i wielkie emocje

Patryk Pankowiak

Golden State Warriors pokazali charakter godny mistrzów NBA. Podopieczni Steve'a Kerra odrobili 18 punktów straty i pokonali Washington Wizards 120:117. Co może cieszyć polskich fanów, solidnie zaprezentował się w tym meczu Marcin Gortat.

Dla Golden State Warriors, którzy na starcie sezonu w pięciu spotkaniach dwukrotnie opuszczali parkiet na tarczy, następna porażka byłaby kompletnym blamażem. Washington Wizards chcieli wykorzystać słabszy okres obrońców tytułu i wywieźć z ORACLE Arena niezwykle cenne zwycięstwo. I w pewnym momencie było nawet 78:60 dla stołecznych. Ale mistrzowie pokazali charakter.

W Oakland pomyłkom powiedziano stanowcze dość. Drużyna, która niedawno ustalała rekord wszech czasów (bilans 73-9), mogła mieć właśnie przeciętne 3-3. Było nerwowo, ponieważ na początku meczu to Wizards rozdawali karty. Pierwsza kwarta padła ich łupem w stosunku 34:27, a następna odsłona 33:26 i do przerwy było 67:53. Świetnym trafieniem z około 10 metrów na koniec pierwszych 24 minut popisał się John Wall.

Była walka, emocje, a także rozdarta koszulka. Obie drużyny kończyły mecz w osłabionych składach. Przy wyniku 64:50 doszło do sporego zamieszania, Bradley Beal chciał zastawić Draymonda Greena po niecelnym rzucie, ale chwycił rywala w okolicach szyi. Poirytowany Green nie pozostał dłużny i obu koszykarzy rozdzieliły dopiero sztaby trenerskie oraz sędziowie. Dla zawodnika Warriors było to drugie przewinienie techniczne, więc musiał opuścić parkiet. Wyrzucony został też Beal. 

Trzecia kwarta rozpoczęła się idealnie dla Scotta Brooksa i Czarodziei. Goście ze stolicy USA prowadzili nawet 78:60 i wydawało się, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Ale wtedy Golden State Warriors rzucili się do ataku. Stephen Curry był cieniem samego siebie, ale w końcówce trzeciej kwarty poderwał publiczność. Trafił dwa rzuty zza łuku (wcześniej miał 0/9 za trzy), czym doprowadził do stanu 85:95. I się zaczęło.

Mistrzowie NBA zaczęli dominować, a do tańca przyłączył się też Kevin Durant. Wizards mieli jeszcze 109:107 po dwóch "trójkach" Otto Portera, lecz było to ich ostatnie prowadzenie w meczu i ostatni pozytywny akcent. Steve Kerr poprosił o przerwę, a następnie Warriors zanotowali serię 9-0, obejmując prowadzenie 116:109.

Ambitni Wizards mieli jeszcze swoje szanse, ale najpierw rzutu na wyrównanie nie trafił John Wall, a następnie chybił też Jodie Meeks. Ten pierwszy miał w całym meczu 20 "oczek" i 14 asyst. Kapitalnie prezentował się Otto Porter, który uzbierał 29 punktów oraz zebrał 10 piłek, a przy tym trafił też 7 na 9 rzutów za trzy.

Marcin Gortat spędził na parkiecie 33 minuty, a w tym czasie wdał się we znaki defensywie obrońców tytułu. Polak zdobył 18 punktów (8/16 z gry, 2/2 za 1), miał też cztery zbiórki, cztery asysty i dwa bloki. Dla Warriors 31 "oczek" rzucił Kevin Durant. 

Golden State Warriors - Washington Wizards 120:117 (27:34, 26:33, 34:30, 33:20)
(Durant 31, Curry 20, Thompson 18 - Porter Jr. 29, Wall 20, Oubre Jr. 19)

ZOBACZ WIDEO: Ogromny projekt Kusznierewicza. Cały świat będzie podziwiał Polaków
 

< Przejdź na wp.pl