Finał NBA. Golden State Warriors - Toronto Raptors: mistrzowski zryw! 18-0 odmieniło mecz, Iguodala uciszył Kanadę

Getty Images / Gregory Shamus / Na zdjęciu: Andre Iguodala (z piłką)
Getty Images / Gregory Shamus / Na zdjęciu: Andre Iguodala (z piłką)

Wielcy Golden State Warriors. Mistrzowie odrobili 12 punktów straty, zanotowali serię 18-0 na otwarcie drugiej połowy i ostatecznie pokonali Toronto Raptors 109:104. W finale NBA mamy remis.

Golden State Warriors znów pokazali charakter i serce mistrzów. Kevin Durant cały czas czeka na zielone światło i powrót do gry, w trakcie meczu urazów nabawili się także Klay Thompson oraz Kevon Looney, a obrońcy tytułu mimo wszystko byli w stanie wywalczyć zwycięstwo. Były prezydent USA, Barack Obama w towarzystwie komisarza ligi Adama Silvera śledził poczynania koszykarzy z trybun, a drużyna z Oakland pierwszy raz w sezonie 2018/2019, po trzech porażkach, pokonała Toronto Raptors i wyrównała stan finału NBA.

Podopieczni Steve'a Kerra prowadzili w końcówce spotkania 106:98 i wydawało się, że wszystko zmierza dla nich we właściwym kierunku. Wtedy Kawhi Leonard wymusił faul, a Stephen Curry za podrzucenie piłki w powietrze otrzymał przewinienie techniczne. Skrzydłowy trafił wszystkie 16 oddanych rzutów osobistych w tym spotkaniu, pewnie wykorzystał także te trzy, a Raptors zbliżyli się do przeciwników na pięć punktów. Draymond Green w następnym posiadaniu popełnił stratę, Danny Green po zbiórce w ataku skutecznie przymierzył zza łuku i hala Scotiabank Arena znów eksplodowała. Było tylko 106:104.

Wtedy o swoich nerwach ze stali przypomniał Andre Iguodala, który okazał się bohaterem Golden State Warriors. 35-latek, MVP Finałów 2015 trafił za trzy na niespełna sześć sekund przed końcem i ostatecznie przypieczętował sukces aktualnych mistrzów NBA. Ci triumfowali w Kanadzie 109:104 i może okazać się to dla nich niesamowicie ważny sukces, wywalczony po trudnym starciu.

[color=black]ZOBACZ WIDEO Rafał Gikiewicz o swojej liście celów: Przed nowym sezonem powstanie kolejna. 5 lat czekałem na powołanie

[/color]

Golden State musieli odrabiać straty, bowiem "Dinozaury" prowadziły w pewnym momencie nawet 12 punktami (47:35). Szczęśliwie dla GSW Stephen Curry oraz Klay Thompson zaczęli trafiać z dystansu na finiszu kwarty numer dwa, co pozwoliło im schodzić do szatni tylko z pięcioma "oczkami" straty (54:59). Kto przewidziałby wtedy, co stanie się kilkanaście minut później.

Warriors przypomnieli wszystkim na świecie, dlaczego wygrali trzy na cztery ostatnie finały. Koszykarze z Oakland wyszli po zmianie stron naładowani pozytywnymi fluidami, ich seria 18-0 wstrząsnęła Toronto. Klay Thompson po następnym trafieniu tylko wymownie spojrzał na ławkę rezerwowych przeciwników. Nick Nurse dwukrotnie prosił o przerwy, ale jego drużyna nie potrafiła trafić do kosza przez blisko sześć pierwszych minut trzeciej odsłony. - Takie coś i to na twoim parkiecie? Nie, to nie ma prawa się wydarzyć. Widocznie nie wzięli tego meczu na serio. Nie chcieli walczyć - komentował w studiu ESPN Paul Pierce.

Ten zryw dał GSW prowadzenie 72:59 i kontrolę nad spotkaniem. Gospodarze próbowali odpowiedzieć, Kawhi Leonard skutecznie wymuszał następne faule, w sumie zdobył 34 punkty i miał 14 zbiórek, aczkolwiek Golden State za każdym razem odpowiadali. Kapitalnie spisywał się środkowy DeMarcus Cousins, który w 28 minut zapisał przy swoim nazwisku 11 "oczek", 10 zebranych piłek i sześć asyst. - Grał mądrze i przede wszystkim dał nam dużo energii. To dla niego pierwszy finał i on docenia ten moment - mówił o Cousinsie Curry w rozmowie z Doris Burke.

W ważnym momencie, niewiele ponad osiem minut przed końcem spotkania dwukrotnie zza łuku trafił również Quinn Cook, zdobywca dziewięciu punktów z ławki rezerwowych. GSW prowadzili dzięki temu 98:88. - Jak to jest, że zawodnik wchodzi z ławki i w takim nawet momencie nie waha się z oddaniem rzutu? - pytała Curry'ego reporterka ESPN. - On ma najwięcej pewności siebie z nas wszystkich - śmiał się Steph. - Ciężko pracuje, żeby być w tym miejscu. Kiedy oddaje rzuty, wie, że je trafi. To były bardzo ważne akcje - dodawał Curry.

Czytaj także: Finał Ligi Mistrzów. Świetna inwestycja LeBrona Jamesa. Zarobił duże pieniądze na sukcesie Liverpoolu

Tytaniczny wysiłek w ten sukces włożył też Draymond Green, skrzydłowy uzbierał 17 punktów, 10 zbiórek i dziewięć asyst. Klay Thompson przez kontuzję mięśni tylnej części uda musiał udać się do szatni na początku czwartej kwarty, ale w 32 minuty z 25 punktami na koncie i tak był najlepszym strzelcem swojego zespołu. Teraz kluczowe pytanie dla obrońców tytułu brzmi, czy ich strzelec będzie zdolny do gry w następnych meczach.

- Grali tak, żeby nie przegrać. A to był podstawowy błąd. Powinni grać, żeby wygrać i tak być nastawionym - charakteryzował Raptors ekspert ESPN, były koszykarz Chauncey Billups. W Toronto 17 punktów miał wchodzący z ławki rozgrywający, Fred VanVleet. Kyle Lowry trzy minuty przed końcem popełnił szósty faul i nie dokończył spotkania, trafił tylko 4 na 11 oddanych rzutów i kiedy przebywał na boisku, jego drużyna była o 17 punktów gorsza od przeciwników. Zabrakło też wsparcia Pascala Siakam, który umieścił w koszu zaledwie 5 na 18 wykonanych prób.

- My po prostu gramy do końca, niezależnie od tego, co by się działo. Oni są świetnym zespołem, ale my w trzeciej kwarcie byliśmy nie do zatrzymania. Twarda obrona otworzyła nam drogę do tego zwycięstwa. Zadanie wykonane - mówił Curry w rozmowie z Burke. - To było świetne zwycięstwo. Jestem dumny z naszego zespołu i naszych rezerwowych. W takich meczach zdecydowanie potrzebujesz od nich wsparcia, a oni stanęli na wysokości zadania - komentował na konferencji prasowej trener Steve Kerr.

Trzeci mecz finału NBA, tym razem w Oakland, odbędzie się w nocy ze środy na czwartek o godz. 3:00 czasu polskiego.

Czytaj także: Kilka gwiazd NBA poważnie zainteresowanych grą w kadrze USA na mistrzostwach świata

Wynik:

Toronto Raptors - Golden State Warriors 104:109 (27:26, 32:28, 21:34, 24:21)
(Leonard 34, VanVleet 17, Lowry 13 - Thompson 25, Curry 23, Green 17)

Stan serii: 1-1

Źródło artykułu: