AFP / Fot. AFP / MUJAHID SAFODIEN / Na zdjęciu: Oscar Pistorius

Zabił dziewczynę w Walentynki, dostał 6 lat więzienia. Sprawa Pistoriusa nadal ma wiele tajemnic

Marek Bobakowski

Cztery strzały, śmierć Reevy Steenkamp, wyrok skazujący na więzienie dla Oscara Pistoriusa. Wydawałoby się, że w tej sprawie nic już się nie wydarzy. A jednak. W ostatnich dniach doszło do zaskakującego zwrotu akcji.

Sportowe deja vu to cykl portalu WP SportoweFakty. Co tydzień znajdziecie w tym miejscu artykuły wspominające najważniejsze wydarzenia z historii sportu. Wydarzenia, które do dzisiaj - mimo upływu lat - nadal owiane są pewną tajemnicą. Dlatego niezmiennie wywołują emocje.

Artykuły są wzbogacone scenkami (wyraźnie oddzielonymi od reszty tekstu, napisanymi tłustym drukiem), które stanowią autorską wizję na tematu tego, co działo się wokół tych wydarzeń.

***

- Oscar, słyszysz mnie? Oscar? - w oczach Henke Pistoriusa pojawiły się łzy.

Zadbany, elegancki, ponad sześćdziesięcioletni mężczyzna z idealnie przystrzyżonym zarostem patrzył głęboko w oczy swojego syna. Syna, który właśnie został oskarżony o morderstwo.

- Oscar...

Cisza. Sportowiec trząsł się, mimo że w ciasnym pokoju nie działała klimatyzacja, a na zewnątrz panowała piekielnie wysoka temperatura. Wyraźnie chciał coś powiedzieć, łamał się, próbował, ale nic z tego nie wychodziło.

- Oscar, ja wiem, że nie poświęcałem ci w dzieciństwie za wiele czasu, zajmowałem się biznesem, chciałem, abyś miał wszystko, co potrzebowałeś. Ale teraz. Oscar, proszę powiedz mi: czy z premedytacją zabiłeś tę biedną dziewczynę? Czy to był wypadek?

Lekkoatleta niespodziewanie podniósł głowę. Pierwszy raz od godziny spojrzał ojcu prosto w oczy. Głęboko. - Tato, ja... - w tym momencie osunął się bezwładnie na krześle.

- Lekarza! - głos zza zamkniętych drzwi rozniósł się po całym domu.

***

Ciągle się kłócili

Walentynki. Święto, które zna każdy z nas. Prezenty, wyznania miłości, pocałunki - tym żyjemy w ten szczególny czas. Najpopularniejszy niepełnosprawny sportowiec na świecie, biegający dzięki specjalnym protezom (nie ma obu nóg), Oscar Pistorius i piękna modelka, aktorka oraz prezenterka telewizyjna, Reeva Steenkamp spotykali się zaledwie od trzech miesięcy. To miały być ich pierwsze Walentynki. W nocy z 13 na 14 lutego 2013 roku doszło do tragedii, która - mimo wyroku sądu - nie do końca została wyjaśniona. I pewnie już nigdy nie będzie.

Sąsiedzi Pistoriusa nie mieli spokojnego wieczoru. Zresztą, tak było od kilku dni. Para potrafiła się kłócić godzinami. Robiła to w taki sposób, że cała dzielnica słyszała ich obelgi, wyzwiska, przekleństwa. Sąsiedzi wielokrotnie wzywali policję. - Również 13 lutego wysłaliśmy do domu Pistoriusa patrol, aby sprawdził, czy sytuacja jest poważna i czy trzeba interweniować. Czynności zakończyliśmy rozmową, nazwałbym to: wychowawczą - mówił później przed sądem jeden z funkcjonariuszy, który akurat tego dnia pełnił służbę.

- Po wizycie policji zrobiło się spokojniej - to z kolei słowa złożone pod przysięgą przez jedną z sąsiadek. - Było już bardzo późno. Pomyślałam, że poszli spać. Odetchnęłam, sama udałam się do łóżka, aby wypocząć. Rano musiałam wstać bardzo wcześnie. Miałem do załatwienia ważną sprawę. Nagle usłyszałam strzał...

Pomylił ją z włamywaczem?

A potem drugi, trzeci i czwarty. Oscar Pistorius oddał cztery strzały w kierunku drzwi swojej łazienki. Za nimi konała jego partnerka. Zmarła nim rozpoczęła się akcja ratownicza.

Policjanci zastali Pistoriusa pochylonego nad ciałem kobiety. Krzyczał, że "zmarła na jego rękach". - Wieczór 13 lutego spędziliśmy razem. O godz. 22 byliśmy w łóżku. Ona ćwiczyła jogę, ja oglądałem telewizję, protezy miałem ściągnięte. Dostałem od Reevy prezent walentynkowy. Bardzo się kochaliśmy (...) Gdy wróciła do łóżka, zasnęliśmy. Grożono mi już wielokrotnie, dlatego pod łóżkiem trzymałem broń. Obudziłem się w nocy, by zamknąć drzwi balkonowe. Wtedy zorientowałem się, że nie ma Reevy. Myślałem, że jest w łazience, ale drzwi były zamknięte. Nie miałem założonych protez, poczułem zagrożenie. Założyłem protezy, sięgnąłem po broń i strzeliłem w kierunku łazienki, bo myślałem, że włamywacz dostał się przez okno - to fragment oświadczenia, jakie obrońca Pistoriusa odczytał przed sądem.

Rzeczywiście, policjanci znaleźli potem kartkę, którą modelka wręczyła Pistorusowi. "Dziś jest dobry dzień, by powiedzieć, że Cię kocham". To właściwie jedyna rzecz, co do której nie ma wątpliwości. Co do reszty prokurator Gerrie Nel miał poważne zastrzeżenia. - Człowieku, przyznaj się w końcu, że planowałeś to morderstwo i zabiłeś ją z zimną krwią - rzucił w pewnym momencie podczas głośnego na całym świecie procesu.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN.: O TYM CO WYKAZAŁY BILLINGI PISTORIUSA, KTO USUNĄŁ WSZELKIE DANE Z TELEFONU I KONTA MAILOWEGO SPORTOWCA ORAZ SKĄD SIĘ WZIĘŁO POTĘŻNE ZAMIESZANIE WOKÓŁ PROKURATORA.

[nextpage]

Ostry atak prokuratora błyskawicznie stał się numerem jeden w wielu opiniotwórczych mediach z całego świata.

***

- Kochanie, nie podoba mi się to, co robisz - zazwyczaj pogodny i sympatyczny Pistorius w jednej sekundzie zmienił wyraz twarzy.

- O co ci chodzi? Nie żartuj sobie - uśmiechnięta Reeva Steenkamp nawet nie oderwała wzroku od lustra. Właśnie się malowała, nie mogła sobie pozwolić nawet na sekundę dekoncentracji.

Pistorius nagle złapał ją za rękę i spojrzał jej głęboko w oczy. Tusz do rzęs spadł na ziemię i potoczył się w kierunku drzwi. - Obserwuję cię i wiem z kim się spotykasz. Jak mnie zdradzisz, to cię zabiję - mówił wolno, właściwie cedził słowa przez zamknięte zęby.

Puścił rękę, wyszedł z łazienki, trzasnął drzwiami. Modelce zrobiło się zimno. Arktyczny chłód przeszedł przez jej ciało, od stopy po sam czubek głowy. Z oczu popłynęły łzy, rozpuszczając przy okazji świeżo nałożony makijaż.

***

Cały proces, trwający od wiosny 2014 roku do 21 października 2014 wywołał na świecie wielkie zainteresowanie. Dziennikarze z najodleglejszych zakątków globu przekazywali informacje z Republiki Południowej Afryki. Pierwszy wyrok zapadł pod koniec 2014 roku. Sąd uznał, że doszło jedynie do "nieumyślnego zabójstwa". Pistorius został skazany na pięć lat więzienia, ale na wolność wyszedł już w październiku 2015 roku. Skorzystał z prawa panującego w RPA, które pozwala skazanym na kary, które nie przekraczają pięciu lat pobytu w odosobnieniu, na zamianę więzienia na areszt domowy. Zaledwie po upłynięciu 1/6 całości wyroku.

Sześć lat więzienia

Prokurator Nel (nazwany przez dziennikarzy "Buldogiem") nie odpuścił. Doprowadził do kolejnej rozprawy, wnioskował o karę 15 lat więzienia. 3 grudnia 2015 roku Najwyższy Sąd Apelacyjny RPA skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. W lipcu 2016 roku sędziowie przychylili się do wniosku Nela i zamienili kwalifikację czynu z "nieumyślnego zabójstwa" na "morderstwo", jednocześnie wymierzając karę sześciu lat więzienia. Po trzech latach Pistorius może wyjść na wolność, za dobre sprawowanie.

Skąd taka zmiana wyroku? Prokurator ujawnił na sali sądowej kilka tajemnic z życia Pistoriusa. Począwszy od nielegalnej broni, z której padły strzały, przez niekontrolowane wybuchy złości, po zazdrość, która miała pchnąć go do morderstwa. Trzy tygodnie przed śmiercią modelka wysłała do Pistoriusa SMS-a: "Czasami boję się ciebie i tego, w jaki sposób się wobec mnie zachowujesz".

"Buldog" pokazał również billing, z którego wynikało, że przed śmiercią spotkała się ze swoim byłym partnerem, Pistorius notorycznie do niej dzwonił i "atakował" wiadomościami tekstowymi. - Nie panował nad swoją zazdrością, nie potrafił się opanować - grzmiał prokurator.

Na dodatek okazało się, że brat Pistoriusa - Carl - po zabójstwie usunął wszelkie dane z jego telefonu, maila i konta internetowego. Nie jest trudno przypuszczać, że zrobił to na prośbę lekkoatlety. Co niepełnosprawny sportowiec miał do ukrycia? Nigdy się nie dowiemy. Co prawda policja odzyskała większość danych, ale nie ma pewności, że wszystkie.

Sześć lat więzienia to wyrok, który nie zadowala prokuratora. Nel zapowiedział kolejne odwołanie. - W 2017 roku złożymy odpowiednie dokumenty - przyznał. - Cały czas utrzymuję, że Pistorius powinien spędzić za kratkami przynajmniej 15 lat. Do tego będę dążył.

Zaskakująca decyzja prokuratora

Kilka dni temu media z RPA podały informację, która wprowadziła sporo zamieszania w i tak tajemniczej sprawie. Nel niespodziewanie złożył wypowiedzenie z pracy. Prokurator z wieloletnim doświadczeniem nagle zdecydował się zmienić stanowisko. Przyjął ofertę od organizacji Afriforum, która zajmuje się społecznymi problemami rdzennej ludności w Republice Południowej Afryki.

Wnikliwi obserwatorzy procesu Pistoriusa podnieśli alarm, że Nel został zmuszony do zmiany pracy. Ktoś "wysoko postawiony" miał go przekonać (czytaj: nie pozostawił mu wyboru) do tej decyzji. Były już prokurator zaprzecza. - To była moja autonomiczna decyzja - powiedział dziennikarzom. - Nie zostawiam jednak sprawy Pistoriusa na straconej pozycji. Nad odwołaniem od wyroku pracowaliśmy w większym zespole specjalistów. Ja odchodzę, ale sprawę zostawiam niemniej dobrym prokuratorom. Jestem przekonany, że jeszcze w 2017 roku moi współpracownicy złożą w sądzie odpowiednie dokumenty i wznowią proces. A Pistorius w końcu dostanie to, na co zasłużył. Czyli przynajmniej 15 lat pozbawienia wolności.

Jak widać, o tej tajemniczej sprawie jeszcze nie raz i nie dwa usłyszymy. Sprawie, której z pewnością nigdy nie uda się do końca rozwikłać. Czy Pistorius zabił z premedytacją? Czy śmierć jego partnerki była nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności?

***

Był cały mokry. Więzienna prycza była nasiąknięta jego potem. Znowu miał koszmar. Znowu. Podobnie jak wczoraj, jak przed tygodniem, jak miesiąc temu.

To był jeden i ten sam sen. Była uśmiechnięta, radosna, machała ręką w jego stronę. Sielanka. Roztaczała wokół siebie zniewalającą aurę. Czuł się jak w niebie. Nagle padł strzał. Pierwszy. Po chwili trzy następne. Reeva siedziała skulona w łazience, krwawiła, życie z niej uciekało. Biegł w jej stronę, łomem wdzierał się przez zamknięte drzwi. Był już blisko, miał ukochaną na wyciągnięcie ręki i nagle...

Z jego dłoni na posadzkę wypadała broń. Metaliczny odgłos odbijał się niczym echo od ścian. Przerażony patrzył na swoje ręce. Były całe z krwi.

***

Marek Bobakowski

Chcesz przeczytać wcześniejsze odcinki Poniedziałkowego deja vu - kliknij TUTAJ >>

< Przejdź na wp.pl