PAP / PAP/Bartłomiej Zborowski

MŚ Londyn 2017: Smutek Pawła Wojciechowskiego. "Nie wszystko zagrało"

Tomasz Skrzypczyński

- Było mnie stać na więcej - ocenił Paweł Wojciechowski, piąty zawodnik konkursu skoku o tyczce na mistrzostwach świata w Londynie. Polak bardzo żałował straconej szansy na medal, bo czuł się na siłach, by skakać zdecydowanie wyżej.

Z Londynu Tomasz Skrzypczyński 

Nie udało się Pawłowi Wojciechowskiemu utrzymać znakomitej passy i z trzecich swoich mistrzostw świata przywieźć trzeciego medalu. W Londynie nasz skoczek zakończył rywalizację na piątej pozycji, z wysokością 5,75 m.

Polak miał ogromną szansę na medal, ponieważ w jego próbach widać było moc, a o zrzutkach decydowały detale. Gdyby nie minimalne błędy techniczne, Wojciechowski mógł ze stolicy Anglii wywieźć nawet złoto. Te powędrowało ostatecznie w ręce Sama Kendrikcsa.

- Wiem, że było mnie stać na więcej. W trakcie konkursu wydawało mi się, że to był mój dzień. Czasem tak jednak bywa, gdy człowiek się czuje bardzo dobrze, to nie do końca wszystko wychodzi. Nie zagrało to tak, jak należy - ocenił nasz zawodnik.

Dodał jednak, że mimo niedosytu piąte miejsce na tak wielkiej imprezie nie jest najgorszym wynikiem.

ZOBACZ WIDEO Anita Włodarczyk: Najtrudniejszy konkurs w karierze. Scenariusz był inny (WIDEO) 

- Jestem piąty na świecie i z tego muszę się cieszyć. Niedosyt jest, ale jestem sportowcem, wiec zawsze on będzie gdy nie będę pierwszy. Życie toczy się dalej, mam cele przed sobą, choćby skoczenie w końcu 6 metrów. Wiem, że mogę to zrobić, nie poddaję się i walczę dalej - zapowiedział.

Z czym Wojciechowski miał w finale największy kłopot? - Pojawiał się problem, że dołek był bardziej w pionie niż być powinien i dlatego tyczki trochę stawały. Ale chłopaki sobie poradzili, więc ja też mogłem. Nie zamierzam szukać wymówek. Postawiłem w finale wszystko na jedną kartę: zmieniałem tyczki, goniłem wysokości. Po prostu się nie udało.

Jego zdaniem ostatnie problemy z tyczkami nie miały wpływu na dyspozycję we wtorkowym finale. - Podszedłem do konkursu na dużo większym luzie niż do eliminacji. Bawiłem się tymi skokami, czułem, że stać mnie na dużo. Nie myślałem już o ostatnich perturbacjach. Czego najbardziej szkoda? Pierwszej nieudanej próby na 5,82, gdzie poprzeczka spadła w ostatnim momencie. Myślę, że to dużo zmieniło, bo miałbym wtedy jeszcze jedną okazję pokonać 5,89, może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej.

- Najbardziej mi smutno, że przerwałem swoją passę na mistrzostwach świata, bo do tej pory z każdych przywoziłem medal. Teraz się nie udało, choć było bardzo blisko. Może za dwa lata - zakończył mistrz świata z Daegu.

W finale srebrny medal zdobył za to Piotr Lisek

< Przejdź na wp.pl