Adam Banaś: Po prostu ręcę opadają...
Po meczu ze Śląskiem Wrocław Adam Banaś długo analizował grę Zagłębia Lubin. Miedziowi mają już bardzo trudną sytuację w tabeli. - Trzeba zakasać rękawy i do boju - mówi doświadczony obrońca.
Piłkarze KGHM Zagłębie Lubin w meczu ze Śląskiem Wrocław chcieli przede wszystkim nie przegrać. Miedziowi od początku spotkania byli ustawieni bardzo defensywie, lecz w samej końcówce Marco Paixao zdobył decydującego gola. - Pracowaliśmy na boisku, wiedzieliśmy, że to będzie bardzo ciężki mecz. I tak też to wyszło. To było trudne spotkanie, ale przeciwstawiliśmy się Śląskowi i czekaliśmy na swoją szansę. Straciliśmy gola ze stałego fragmentu gry. Po prostu ręce opadają... - mówił Adam Banaś.
Kapitan Zagłębia w tym spotkaniu długo w rozmowie z dziennikarzami analizował grę swojej drużyny. - Śląsk miał swoje sytuacje, my ich szukaliśmy w kontrach. Też jakieś zagrożenie stanowiliśmy. Mecz na pewno w naszym wykonaniu był dobry pod względem defensywnym. Tracąc jednak taką bramkę tym bardziej w 88. minucie, to podcina to skrzydła. Rozmawialiśmy już w szatni, że zostało sześć meczów. Najgorsze co moglibyśmy teraz zrobić, to spuścić głowy i myśleć o najgorszym. Dopóki jest piłka w grze, wszystko może się wydarzyć. Jeszcze jest sześć meczów i każdy sobie może policzyć ile punktów jest do zdobycia. Trzeba zakasać rękawy i do boju - komentował.
We Wrocławiu Miedziowi stworzyli praktycznie jedną dogodną sytuację strzelecką. Poza tym głównie pilnowali tego, aby samemu nie stracić gola. - Mieliśmy pewne założenia taktyczne. Wiedzieliśmy, że czeka nas we Wrocławiu ciężka przeprawa - tym bardziej, że derby zawsze rządzą się własnymi prawami. Szukaliśmy naszej szansy w kontratakach, na pewno te zagrożenie stwarzaliśmy. Wiadomo, Śląsk miał więcej okazji, strzelał, dwoił się. Miał na pewno założenie takie, żeby szybko strzelić gola i mecz sobie ułożyć. Czym bliżej było końcowego gwizdka, tym oni robili się bardziej nerwowi i my mogliśmy stwarzać sobie sytuacje i takie mieliśmy w końcówce. Mogło być całkiem inaczej. Później jednak stały fragment gry i przegraliśmy 0:1 - zaznaczył stoper.
Orest Lenczyk przyznał po meczu, że gra jego drużyny posypała się w momencie, gdy z przymusu Banaś musiał opuścić boisko. Sam doświadczony obrońca nie chciał natomiast oceniać kolegów z zespołu. - Trener jest od oceniania nas, ja od tego nie jestem. Chcieliśmy na tym boisku naprawdę dobrze wyglądać i wypełnić założenia taktyczne. Jak się nie traci bramki, to wiadomo - czy ktoś gra słabiej czy lepiej - to i tak rozpatruje się to przez pryzmat drużyny. Przede wszystkim nie traciliśmy gola, było wszystko w porządku, ten wynik 0:0 w tej sytuacji byłby optymistyczny. Nie będziemy oceniać każdego po kolei. Nie na tym to polega. Piłka nożna to jest gra błędów, one zawsze będą się zdarzać. Chodzi o to, aby jak najmniej ich popełnić, a szczególnie w takiej sytuacji w jakiej teraz jest Zagłębie - podsumował.