Bartosz Ława: Poświęciliśmy piękno dla wyniku. Bez efektu
Arka Gdynia jechała do Świnoujścia po przełomowe zwycięstwo, a pogorszyła swoją sytuację. Pomysł na mecz z Flotą był prosty, ale jego realizacja przerosła podopiecznych Dariusza Dźwigały.
- Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, jak wygląda tabela I ligi i założenie numer jeden brzmiało: zdobyć trzy punkty - powiedział Bartosz Ława. Plan pozostał jednak tylko planem, a Arka Gdynia zagrała z Flotą Świnoujście przeciętną pierwszą połowę i beznadziejną drugą. Wynik 0:2 to najniższy wymiar kary, jaką mogła otrzymać w sobotę.
- Wszyscy chwalili nas za ładną grę w poprzednich meczach. Transmitowano je i doceniano za atrakcyjność. Problem w tym, że za wrażenia artystycznie nikt nie przyznaje oczek. Dlatego do Świnoujścia przyjechaliśmy przede wszystkim zapunktować. Staliśmy na własnej połowie i czekaliśmy na błąd przeciwnika, a to on doczekał się naszego. Flota strzeliła gola, po którym reszta meczu nadaje się do zapomnienia - opowiadał Ława o trafieniu Rafała Grzelaka z 52. minuty, które zdeterminowało wydarzenia boiskowe.
- Dopóki utrzymywał się wynik 0:0, to mogło zdarzyć się wszystko. Każdemu mógł przydarzyć się błąd. Po zdobyciu gola Flota wycofała się, zdając sobie sprawę, że potrzebujemy wyrównać ze wszelką cenę. Czekała na nasze następne pomyłki, a że było ich sporo i byliśmy odkryci, to ciągle dochodziła do stuprocentowych sytuacji strzeleckich. Ten mecz mógł się skończyć znacznie gorzej niż 0:2 - przyznał doświadczony pomocnik.
Ostatnie poczynania Ławy i spółki oglądali na żywo piłkarze Pogoni Szczecin Maksymilian Rogalski oraz Rafał Murawski. - Utrzymujemy kontakt na bieżąco, więc nie zrobili mi niespodzianki. Sam ich zapraszałem na mecz. Komu kibicowali? Trzeba ich podpytać – zakończył pomocnik żółto-niebieskich.