Największe pogromy w El Clasico: 11:1, 8:2, 7:2

Michał Fabian

Rywalizacja "Królewskich" z "Dumą Katalonii" jest zazwyczaj bardzo zacięta. Zdarzały się jednak również jednostronne spotkania. Była nawet "dwucyfrówka", o której do dziś toczy się ożywiona dyskusja.

W czerwcu 1943 r. FC Barcelona wygrała pierwszy półfinał Pucharu Hiszpanii (wówczas Copa del Generalisimo) z Real Madryt 3:0. Z taką zaliczką - teoretycznie - była jedną nogą w finale. Tydzień później, na Estadio Chamartin, na którym mecze w roli gospodarza rozgrywała madrycka ekipa, odbył się rewanż. Rewanż, którego wynik wstrząsnął piłkarskim światem.

Mecz z 13 czerwca 1943 r. do dziś budzi wielkie emocje wśród fanów obu drużyn. Kibice Blaugrany mają ogromne poczucie niesprawiedliwości i krzywdy. Sympatycy Realu chwalą się wynikiem, bo nikt nigdy wcześniej ani później tak nie upokorzył odwiecznego rywala.

Co stało się na Estadio Chamartin, na którym wówczas rozgrywał mecze Real? Nie sposób pominąć kontekstu politycznego. W Hiszpanii panowała dyktatura generała Francisco Franco (stąd nazwa rozgrywek - Puchar Generała). Solą w jego oku były dwa regiony - Kraj Basków i Katalonia. Franco niszczył wszelkie ruchy separatystyczne. Katalończykom i Baskom zakazano posługiwania się ich językami.

Stadiony w Barcelonie i Bilbao stały się miejscami, gdzie można było - bez strachu - rozmawiać po katalońsku i baskijsku. W pierwszym spotkaniu półfinałowym, na barcelońskim Les Corts, piłkarze z Madrytu zostali przyjęci wrogo. Gdy tylko zawodnicy w białych strojach byli przy piłce, rozlegały się gwizdy i buczenie.

To zabolało "Królewskich", którzy pałali żądzą rewanżu. Stało się jasne, że ekipę z Katalonii czeka w rewanżu piekło. Zapanowało także przekonanie, że Realowi pomoże generał Franco i jego ludzie.

Jak chrześcijanie w Koloseum

Nastroje przed rewanżem podsycił dziennikarz Eduardo Teus. Napisał o artykuł, który miał zmobilizować fanów Realu. - Gdyby tylko Chamartin pomógł Madrytowi w niedzielę, tak jak "wrzący kocioł" z Les Corts pomógł Barcelonie - pisał. Cel osiągnął.

Real odpłacił się Barcelonie z nawiązką. Kibicom rozdano gwizdki. Narobiły one niesamowitego hałasu. - Myśleliśmy, że popękają nam bębenki - mówił trener gości Angel Mur Navarro. Katalończycy mieli prawo się bać. - Chamartin było jak Koloseum, a my byliśmy chrześcijanami - porównywał szkoleniowiec Barcy.

Wokół wydarzeń z Estadio Chamartin narosło wiele opowieści. Jedni je powtarzali, upierając się, że są prawdziwe. Inni negowali. Ponoć w szatni Barcy miał pojawić się człowiek (według niektórych - oficer Gwardii Cywilnej), który im groził. Postawił sprawę wprost: przegracie i lepiej się z tym pogódźcie. Inni twierdzą, że piłkarzy z Katalonii odwiedził sędzia, który już wcześniej został zastraszony i miał wspierać Real.

Do przerwy 8:0

Faktem jest, że bramkarz gości Lluis Miro był w trakcie spotkania obrzucany monetami, butelkami i kamieniami. Faktem jest także, że sędzia w I połowie wyrzucił Benito Garcię z Barcelony w bardzo dyskusyjnych okolicznościach, przy stanie 2:0 dla Realu. Straty z pierwszego meczu "Królewscy" odrobili już po 32 minutach. W końcówce I połowy bramki padały jedna za drugą. Do przerwy było... 8:0.

Katalończycy - to kolejna historia, która nie jest do końca wyjaśniona - ponoć odmówili wyjścia na drugą połowę. To wtedy do szatni miał wejść pułkownik, z bronią w ręku, który postawił im ultimatum: - Albo wychodzicie na boisko, albo traficie do więzienia wraz ze swoimi rodzinami.

Skończyło się pogromem 11:1. Cztery bramki strzelił Sabino Barinaga, trzy dołożył Pruden. To najwyższe zwycięstwo w historii El Clasico. "Marca" pisała o "nadzwyczajnym zwycięstwie w Madrycie".

Fot. "Marca"
Czy jednak aby na pewno w zwycięstwie Realu pomógł generał Franco? Dyskusyjna sprawa. Wystarczy wspomnieć, że kilkanaście dni później - w finale rozgrywek - Los Blancos nie sprostali Athletic (wówczas Atletico) Bilbao. Gdyby trzymać się teorii o zastraszaniu drużyn z regionów przeciwnych dyktaturze generała, Baskowie nie mieliby prawa tego wygrać.

Do tego Real w latach 40-tych nie zdobył żadnego tytułu mistrzowskiego, przełamał się dopiero w 1954 r. W tym okresie Barcelona triumfowała aż pięciokrotnie.

Inne pogromy?

Drugie najwyższe zwycięstwo także należy do Realu. 3 lutego 1935 r. rozbił Barcę 8:2 (4:1). Sanudo Garcia był pierwszym zawodnikiem, który strzelił w El Clasico cztery gole (później kilku piłkarzy wyrównało to osiągnięcie). To najwyższa wygrana w meczu ligowym z udziałem obu potęg.

[nextpage]


Co ciekawe, dwa miesiące później Barca srodze się zemściła. W kwietniu 1935 r. pokonała u siebie "Królewskich" 5:0. Marti Ventolra rozpoczął i zakończył strzelanie. W sumie cztery razy pakował piłkę do siatki. To była pierwsza wygrana Barcy w El Clasico od czterech lat.

W latach 1949-50 także padały wysokie wyniki. Najpierw Real rozbił w pył Barcę (6:1, 1949), by rok i sześć dni później dostać lekcję w Katalonii. 24 września 1950 r. Blaugrana odniosła najwyższe zwycięstwo w historii El Clasico - 7:2.

Wielki Di Stefano, wielki Cruyff

W pamięci kibiców zapisał się także mecz z października 1953 roku. Oba kluby stoczyły wcześniej zażartą walkę o podpis Alfredo Di Stefano na kontrakcie. Pochodzący z Buenos Aires piłkarz rozegrał kilka spotkań towarzyskich w Barcelonie, ale ostatecznie wylądował w Madrycie.

Kilka dni po zakończeniu sporu między oboma klubami rozegrano El Clasico. Di Stefano po 10 minutach otworzył wynik. W 85. minucie ustalił wynik na 5:0. W sezonie 1953/54 legendarny napastnik strzelił 27 goli, pomagając Realowi w zdobyciu pierwszego od 21 lat tytułu mistrzowskiego.

Na kolejny pogrom, który odbił się głośnym echem w świecie futbolu, czekaliśmy do 1974 roku. Katalończycy zwyciężyli na Santiago Bernabeu, dowodzeni przez genialnie grającego Johana Cruyffa. Holender, dla którego był to debiutancki sezon w Barcelonie, strzelił "tylko" jedną bramkę, ale był reżyserem, "mózgiem" sukcesu gości. Barca zdobyła w tamtym sezonie mistrzostwo, a Real był dopiero ósmy.

20 lat później na Camp Nou brylował Romario. Słynny brazylijski napastnik 8 stycznia 1994 r. trzykrotnie pokonywał bramkarza z Madrytu, a w festiwalu strzeleckim brali także udział Ronald Koeman i Ivan Iglesias. To był pierwszy z dwóch sezonów Romario w Barcelonie. Brazylijczyk strzelał wówczas bramki jak na zawołanie - 30 w 33 meczach.

Niemal równo rok po tamtym wydarzeniu - 7 stycznia 1995 r. - Real wziął srogi rewanż. To on strzelił pięć goli, nie tracąc żadnego. W roli kata "Blaugrany" wystąpił Ivan Zamorano. Chilijczyk rozpoczął kanonadę w 5. minucie, a zakończył w 39. Klasyczny hat-trick! Po przerwie Luis Enrique i Amavisca dopełnili dzieła zniszczenia.

Mourinho upokorzony

Wreszcie ostatni pogrom - 29 listopada 2010 r. Gerard Pique dumnie pokazywał pięć palców symbolizujących pięć piłek w siatce Realu. To było pierwsze Gran Derbi z Jose Mourinho na ławce Realu. Portugalczyk został zatrudniony kilka miesięcy wcześniej, by położyć kres panowaniu Barcy. W pierwszej konfrontacji marzył o pokonaniu Barcy. Ale już po 18 minutach - i bramkach Xaviego i Pedro - było 2:0 dla gospodarzy, a Camp Nou szalało z radości. Po przerwie dwa razy trafił David Villa, a piąty gol padł po strzale Jeffrena.

Real nie miał nic do powiedzenia. Przewyższał rywali jedynie agresją. 7:5 w żółtych kartkach, a do tego czerwień dla Sergio Ramosa. - To była najgorsza porażka w mojej karierze. Nigdy nie przegrałem 0:5, ale o tyle łatwiej to przełknąć, że była to porażka w meczu, w którym nie mieliśmy szans na zwycięstwo - mówił Mourinho.
Kibicuj Lewemu i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

< Przejdź na wp.pl