WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: stadion Wisły Kraków

Marzena Sarapata: Nie zgadzam się na łączenie jakichkolwiek form przemocy z Wisłą

Marek Wawrzynowski

Na terenach Wisły Kraków chuligani trenują ustawki? - Na nagraniu widać walczących w bokserskich rękawicach ludzi. W tle słychać komendy trenera, to stare nagranie - broni się Marzena Sarapata, prezes krakowskiego klubu.

Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Wisła ma poważny problem wizerunkowy?

Marzena Sarapata: Wizerunek buduje się latami. My jesteśmy na początku drogi. Problem wizerunkowy mamy po części przez niewłaściwy i nierzetelny przekaz mediów. Być może poprzednie władze nie kładły nacisku na kwestie wizerunkowe i pewne historie o klubie zaczęły żyć własnym życiem, dalece odbiegając od prawdy.

Ale problem z kibicami jest.

Tak, jest. Jest ich za mało na stadionie na każdym meczu. Odnosząc się do intencji pana pytania, są w Polsce kluby o ugruntowanej tradycji kibicowskiej jak Wisła, Lech czy Legia. Niekiedy w trakcie meczów dzieją się na trybunach rzeczy niepożądane. Nie mówi się o tym w kontekście pojedynczych osób zachowujących się niewłaściwe, a od razu w kontekście kibicowania konkretnej drużynie.

Ale trochę na własne życzenie. Choćby ten film, na którym chuligani ćwiczą ustawki na obiektach należących do Towarzystwa Sportowego Wisła.

Nie zgadzam się na łączenie jakichkolwiek form przemocy z klubem. Na nagraniu, które jak przypuszczam ma pan na myśli, widać walczących w bokserskich rękawicach ludzi. W tle słychać komendy trenera. Jak udało mi się ustalić, nagranie pochodzi z 2015.

Nie w każdym klubie "sekcja chuligańska" może sobie przyjść potrenować na obiektach.

Przypuszczalnie w żadnym klubie nie trenuje sekcja "chuligańska". Nie inaczej jest przy Reymonta. Jeżeli pyta pan o sekcję kick-boxingu, jest to jedna z czternastu sekcji TS, otwarta dla każdego, kto chce trenować sporty walki. Jak wygląda nabór i treningi, można się przekonać chociażby w trakcie dni otwartych. Jeżeli jednak ma pan ochotę zobaczyć Trenuj Sporty Walki, może pan zajrzeć na trening w każdej chwili, choćby dzisiaj.

Ale umówmy się, tyle razy słyszymy "chuligani Wisły", że to naprawdę już się łączy. Ci ludzie trenują na waszych obiektach.

Dla mnie Wisła to Kmiecik, Sobolewski, Gburczyk, Ziętara i wielu innych wybitnych sportowców. I to oni trenują na naszych obiektach. Nie inaczej jest w sekcji Trenuj Sporty Walki. Wracając do nagrania sprzed trzech lat - koordynator Tomasz Sarara, wicemistrz Europy w K1, zapewnił mnie, że w sekcji nie trenuje się niczego innego jak tylko sporty walki.

Oszukał panią.

Nie. Za jakość treningów we wszystkich sekcjach Wisły odpowiadają trenerzy. Jeżeli nie wywiązują się z obowiązków, są wymieniani na nowych.

ZOBACZ WIDEO Dariusz Tuzimek: Akcja z Peszko budzi we mnie obrzydzenie. A Sławek już nie dorośnie 

Jesteście jednak blisko kojarzeni ze środowiskiem kibicowskim. Pani była pełnomocnikiem Pawła Michalskiego, czyli "Miśka"...

Nie jest to formułowane jako zarzut, ale wielokrotnie powtarzane w mediach utrwala przekłamany obraz. Podczas mojej kariery zawodowej jako radcy prawnego byłam pełnomocnikiem około 300 osób, w tym pana Pawła Michalskiego, co jest faktem powszechnie znanym. Byłam też obrońcą około 50 osób podejrzanych o popełnienie przestępstw. Pełnomocnik a obrońca to instytucje z dwóch różnych dziedzin prawa - karnego i cywilnego. Nigdy nie byłam obrońcą Pawła Michalskiego. Kiedy była ta słynna sprawa ("Misiek" rzucił nożem w głowę Dino Baggio podczas meczów z Parmą - dop. red.), ja miałam 18 lat.

Rozumiem, to akurat bez znaczenia, każdy ma prawo do obrońcy. Zmierzam jedynie do tego, że macie powiązania, jesteście kojarzeni.

Co do zasady profesjonalny prawnik nie wiąże się ze swoimi klientami w żaden sposób. Broniłam oskarżonych o dużo poważniejsze przestępstwa. Natomiast mówi się o tym, żeby wzbudzić wątpliwości do moich kompetencji jako prezesa Wisły Kraków. Robi się to celowo i ja się na to nie godzę. Taki przekaz jest przekłamany i godzi w dobro klubu. Chcemy pracować nad tym, aby przekaz odpowiadał rzeczywistości.

Jak pracować?

Wiem, że to nie zabrzmi dobrze, ale wizerunek to nie był nasz priorytet, bo klub znajdował się na skraju upadku. Dużo ważniejsze rzeczy były na pierwszym planie. Klub musi istnieć, żeby można było budować jego wizerunek. Dla Wisły przyszły spokojniejsze czasy. Uważam, że zmiana jakości jest już widoczna. Wychodzimy do kibiców, jesteśmy otwarci, rozmawiamy z dziennikarzami, pokazujemy, że nie mamy nic do ukrycia.

Niestety w Krakowie od lat jest ten klimat chuligański, nie dotyczy tylko Wisły.

W kontekście tego, co wspólnie udało się nam odbudować w ciągu półtora roku, uważam, że mówienie o Wiśle jedynie w kontekście chuligańskim jest tematem zastępczym i celowo ma nas dyskredytować. Ktoś powiedział mi: "nie przejmuj się, tylko w wielkich walą", więc to komplement.

Myślę, że "walimy" we wszystkich, jeśli pojawia się patologia.

Oczywiście, że media powinny nagłaśniać każdą patologię. Ale to, że przestępstwa identyfikuje się z klubami, to też wina mediów. Ta narracja się po prostu sprzedaje, dlatego jeśli ktoś popełnia przestępstwo w mieście, od razu słyszmy, że to pseudokibice tego albo tamtego klubu.

Bo tutaj oni tworzą swoje struktury.

Ja tego nie wiem.

Wszyscy wiedzą, a pani nie wie.

Nie, nie wiem. Jeżeli w Krakowie popełniane są przestępstwa, to są odpowiednie organy do reagowania.

Ok, ale jakie to ma znaczenie? Trenują ustawki na obiektach należących do Wisły, na siłowni, którą wynajmujecie.

Rozdzielmy dwie rzeczy. Nagranie, do którego pan powraca, to trening sekcji Trenuj Sporty Walki. Siłownia natomiast jest prywatnym przedsiębiorstwem pana Pawła Michalskiego i działa bez zarzutu. To jedna z największych siłowni w Krakowie. Przychodzą tam studenci, osoby pracujące, znane osobistości.

No tak, na Twitterze czytałem kilka nazwisk, Piotr Brożek, Michał Winiarski, ale też osoby znane z telewizyjnych show czy seriali - Anna Turczyn, Mateusz Ziółko.

Dla Towarzystwa Sportowego było ważne, żeby najemca płacił czynsz i wyremontował powierzchnie. W wynajmowanych pomieszczeniach nie dzieje się nic, co mogłoby wzbudzić poważne wątpliwości. Jeżeli jest inaczej, natychmiast reagujemy.

Ale jest też druga strona. Rozkręcacie program wsparcia biznesu dla Wisły. Raczej tego typu skojarzenia nie pomagają.

Klub Biznesu 1906 jest czymś, czego w Wiśle wcześniej nie było. Ludzie, którzy są przy Wiśle, którzy obserwują ją z bliska, wiedzą, kim jesteśmy i w jaki sposób prowadzimy klub. Dlatego też inwestują pieniądze, ale - co niemniej ważne - łączą marki swoich przedsiębiorstw z obecną Wisłą Kraków. Ludzi skupionych wokół Wisły jest coraz więcej. Zmiana wizerunku trwa latami. Planujemy akcje, które będą kojarzyć się z Wisłą nie tylko bezpośrednio przez piłkę nożną, ale także działania charytatywne. Podnosimy jakość sektora rodzinnego. Organizujemy nietypowe wydarzenia jak TweetUpy, gdzie kibice mogą zapytać nas o wszystkie aspekty działania klubu. Zresztą sytuacja z kibicami jest dwutorowa. Ktoś widzi kibiców Wisły jako chuliganów, a ktoś inny przyjdzie na sektor rodzinny, który przepięknie pomalowali nasi fani w postaci z bajek. Są gry, zabawy i panie animatorki. Na każdym meczu pojawia się piłkarz. Jak ktoś do nas wejdzie, zobaczy, jak jest, przestaje mieć w głowie to, jak jest przedstawiana sytuacja z zewnątrz. I tak samo jest, być może, z tą siłownią. Ludzie przyszli, zobaczyli, jak to działa i zostali.

Przejdźmy do piłki. Carlitos został w klubie. To dla prezesa dobrze czy źle? Macie zawodnika, ale nie macie pieniędzy, a w realiach Wisły to równie ważne.

Nie ma dobrej odpowiedzi na pytanie. Jestem też kibicem i sama myśl, że odchodzi piłkarz, który jest wartością dla tej drużyny, nie jest mi bliska. Natomiast z drugiej strony tak kluby funkcjonują. Fajnie to brzmi - bierzemy piłkarza za darmo i sprzedajemy za duże pieniądze. Dobry interes. Ale też chcemy, by jak najdłużej z nami został. Oba rozwiązania mają dobre i złe strony.

Co to znaczy bardzo dobre pieniądze, jest jakieś minimum?

Nie chcę tego określać. Chodzi czasem bardziej o moment. Są takie momenty, gdy zawodnika się sprzedaje lub nie.

A w jakim momencie jesteście?

W takim, że nie musimy sprzedawać Carlitosa.

A taki Mączyński dziś by został?

To był zupełnie inny przypadek, oferowaliśmy przedłużenie umowy, nowe warunki kontraktu, więc to nie o to chodziło.

Również o to, bo wybrał stabilizację.

Na pewno była to trudna decyzja, były pewnie oczekiwania co do Ligi Mistrzów i tak dalej. To chyba bardziej pytanie do niego.

Pytam, bo czytałem, że polskie kluby zgłaszały się po Carlitosa. A skoro tak, to tylko trzy wchodzą w grę: Lechia, Lech i Legia.

Żaden polski klub nie zgłaszał się po Carlitosa. Mogę jednak powiedzieć, że do polskiego klubu byśmy go nie sprzedali. Byłoby to z naszego punktu widzenia niepoważne.

Dlaczego?

Sprzedawać jednego z najlepszych zawodników w lidze do klubu, z którym się walczy.

A pani uważa, że Wisła walczy z Legią?

Oczywiście, że tak.

[nextpage]

Ale ich cel to jest tytuł, a wasz to puchary. Wiem, że to zabrzmi trochę absurdalnie, ale po co wam potrzebne puchary?

Bo my, proszę pana, potrzebujemy sukcesu. My, czyli Wisła, rozumiana jako całość, cała społeczność. Nie dlatego, że jesteśmy zuchwali, czy brakuje nam pokory, ale dlatego, że po to gramy w tę grę. Być może są kluby, gdzie gra się o inne sprawy, utrzymanie i tak dalej. Ale my, jako Wisła, gramy o sukces. Wisła Kraków dorosła dawno temu, potem miała przerwę, ale teraz trzeba to przywrócić.

A czy nie jest tak, że środowisko w Krakowie wciąż żyje Wisłą, której już nie ma?

Ale ja stałam na tych trybunach i rozumiem te oczekiwania. Ciągle jesteśmy, jako marka, jednym z najbardziej liczących się klubów.

Oczywiście, jednym z trzech, bezdyskusyjnie.

Więc sam pan widzi, że to wszystko jest powiązane - marka, sukces i tak dalej.

Pytam jednak o to, czy należy walczyć o puchary za wszelką cenę. Zachowując proporcje, to jednak ten ciąg na puchary za czasów Stana Valcksa doprowadził Wisłę to wielkiego kryzysu, niemal upadku.

Nauczyliśmy się na błędach.

Ale patrzę na skład awizowany w Skarbie Kibica tygodnika "Piłka Nożna" i ta przypuszczalna pierwsza 11 ma średnią wieku ponad 30 lat.

Tyle że nie idą za tym takie inwestycje jak wtedy. A to jest kluczowe. Dziś jest inaczej. Mamy klub, w którym z jednej strony budujemy politykę długofalową, a z drugiej musimy wygrywać. To trzeba wyważyć.

Doskonale rozumiem, że są oczekiwania kibica, który chce tu i teraz. Ale tak naprawdę, poza Wojtkowskim i Carlitosem, nie macie piłkarza, którego bylibyście w stanie sprzedać za solidne pieniądze. Spójrzmy na Lecha, który jest wzorem.

Bardzo szanuję osiągnięcia Lecha. Budowanie marki klubu mającego młodych, perspektywicznych zawodników to proces długofalowy i dwutorowy. Po pierwsze musi być infrastruktura, żeby szkolić młodych, ale też pierwszy skład, który tych młodych przyciągnie. Drużyna musi mieć wynik, bo to też stwarza możliwości promocji młodego zawodnika. Nie zawsze trener może zaryzykować i wystawić zawodnika.

Linetty, Kownacki, Gumny. Niby ryzyko ale są zawsze w czubie tabeli.

I my to popieramy, ale też prowadzimy równolegle projekt akademii. To się wszystko dzieje, ale nie jest tak medialne. Nie ogłaszamy transferów młodych zawodników do drużyn młodzieżowych, bo nie chcemy mieszać im w głowach. Prosimy o czas. Powiem tyle, że gdy przychodziłam do klubu, było wiele obaw dla młodych piłkarzy, czy iść do Wisły czy nie. Nie powiem, że był to ostatni wybór, bo jednak Wisła to Wisła. Ale cała sytuacja, która była wokół klubu, sprawy finansowe, akcja z panem Meresińskim, to nie pomagało młodym zawodnikom w wyborze Wisły.

Czyli dążycie do tego modelu?

Absolutnie, to jest normalny model funkcjonowania klubu. Grasz, wygrywasz, promujesz, sprzedajesz.

Kiedy efekty?

Pięć lat to okres minimum.

Ale do tego czasu musi grać i wygrywać pierwsza drużyna. Czy nad głową trenera Carrillo wisi miecz Damoklesa?

Nie, absolutnie. Cel musimy sobie postawić. Nie ma czegoś takiego, że puchary albo nic, to nie jest ta polityka.

Z drugiej strony poprzedni trener nie pasował do pewnego poziomu, jak to pani powiedziała. To jest jakaś wskazówka dla następców.

Gdy przyjmowaliśmy Kiko Ramireza do pracy, był dla nas bardzo dobrym trenerem. I jeszcze długo później. Ale w pewnym momencie zmiana stała się konieczna.

Stracił atuty?

Na pewno sporo pozmieniał, wprowadził sporo nowych rzeczy, ale coś się wyczerpało. Pewne rzeczy było widać gołym okiem. Ale trzeba pamiętać, że pomógł nam zbieg okoliczności. Trener, który był naszym pierwszym wyborem, Joan Carrillo, (przed zatrudnieniem Kiko - red), pożegnał się z Hajdukiem Split, więc mieliśmy wybór -teraz albo być może nigdy. To jest taki trener, który wkrótce nie byłby wolny. A przecież zaraz mogliśmy się znaleźć w sytuacji, że musielibyśmy zwolnić trenera i wybierać z tego co jest. A to zawsze gorszy wybór.

Oczywiście, dziennikarze z Chorwacji i Węgier wyrażają się ze sporym uznaniem o trenerze.

I to buduje. A mamy w szatni, jak pan zauważył, zawodników starszych. A ci potrafią być wymagający. Dlatego potrzebny jest silny autorytet i trener Carrillo go ma.

Czym wam zaimponował?

Gdy rozmawialiśmy z nim po raz pierwszy, jeszcze w 2016 roku, nie byliśmy dla niego pierwszym wyborem, za to on dla nas był. Mając tę świadomość, przyjechał tu w 100 procentach przygotowany, doskonale wiedział co i jak, jakie mógłby poczynić ruchy. Był wyjątkowo merytoryczny i nie było żadnych wątpliwości co do jego profesjonalizmu. Na pewno ówczesna sytuacja w klubie nie pomogła i trener wybrał Hajduka. Dlatego, gdy tylko się pojawił, przywitałam go słowami: "witam cię znowu".

Z wyrzutem?

Bardziej żartem.

To, że przyszedł do Wisły, pewnie też pokazuje, jak klub się zmienił. Może pani teraz się pochwalić, proszę bez zbędnej skromności.

Jeśli mogę, to wtedy na przykład mieliśmy sześcioosobowy dział marketingu i sprzedaży, w który wliczała się też promocja i biuro prasowe, a teraz mamy trzy oddzielne działy, które łącznie liczą 30 osób.

Już prawie korpo.

Ale bez tego stylu pracy. Zmienił się dział medialny, kiedyś to była jedna osoba, dziś kilka. Zainwestowaliśmy w siedzibę, kupiliśmy autokar. A więc idziemy do przodu, co z punktu widzenia zawodnika czy trenera jest istotne. Cieszę się, że pan to zauważa, bo to widać z zewnątrz.

Cel długoterminowy Wisły to...

Już to chyba omówiliśmy. To, co dzieje się w Lechu, bardzo mi się podoba. Jak się ustabilizujemy finansowo, organizacyjnie, to będziemy walczyć o kolejne cele.

To kiedy to nastąpi? Kiedy pojawi się w klubie inwestor?

Miesiąc, dwa.

Rozumiem, że to jest ten wspominany w krakowskich mediach Paul Bragiel.

Nie mogę o tym mówić. Ale powiem tyle, że jeśli współpraca nam się ułoży tak, jak to sobie planujemy, to może być zupełnie inna Wisła.

Czego się spodziewacie?

Nie ma tu żadnego "spodziewania". Ustaliliśmy sobie pewną ścieżkę postępowania. Rozmowy trwają. Proszę pamiętać, że nie chodziło o to, żeby się dogadać "za ile on kupi akcje", bo pieniądze ze sprzedaży akcji nie idą do klubu, w sensie Wisły Kraków SA, tylko do właściciela, czyli TS Wisła. Ważne jest to, co za tym pójdzie, czyli w jaki sposób Wisła Kraków SA będzie się rozwijała dzięki osobie nowego inwestora. To jest dla nas najważniejszy punkt rozmów z każdym potencjalnym inwestorem.

I pani jest spokojna?

Będę, jak już wszystko będzie podpisane i zaczniemy działać. Mogę natomiast powiedzieć, że ten człowiek jest tak niesamowicie…

Wysportowany?

Na pewno ma mnóstwo pozytywnej energii i olbrzymie możliwości.

Większe niż Bogusław Cupiał?

Nie chodzi tu tylko o pieniądze, ale o projekt, który roboczo nazwaliśmy sobie "Wisła Kraków - więcej niż futbol". W skrócie "Wielka Wisła".

Kto kogo szukał?

Ciekawa historia, bo tak naprawdę to on znalazł nas. Jeden z kibiców, zajmujących się dużym biznesem, zaraził go tematem, przekazywał mu systematycznie dane.

Czyli dziś dobrze, że nie sprzedała pani klubu biznesmenowi z Niemiec?

Nigdy nie było żadnego biznesmena z Niemiec. Nigdy nie było nawet blisko sprzedaży klubu. To sprawa, która rozegrała się w mediach, tylko i wyłącznie. Dostaliśmy śmieszny dokument, odłożyliśmy do szuflady. A trzy miesiące później firma zbankrutowała. Oczywiście dzwoniliśmy i próbowaliśmy się czegoś dowiedzieć, ale nie było żadnej odpowiedzi, więc to niepoważne.

Teraz, mając wiedzę, że jesteście blisko podpisania poważnej umowy, możemy się spodziewać latem jakichś spektakularnych transferów?

Chyba za wcześnie na takie plany. Błędem jest myślenie o tym, że wejście nowego inwestora, to wrzucenie wielkiej ilości pieniędzy i robienie Ligi Mistrzów.

Już taka próba była.

Nie tylko w Krakowie. To musi być fajny zintegrowany projekt. Jak pan długo siedzi w piłce, to pewnie pan wie, że każde pieniądze można przejeść, niekoniecznie w sposób właściwy.

Tu się zgadzamy. Są dziś trzy ekstraklasowe kluby w Polsce, które kojarzą się z dużą piłką. To Legia, Lech i Wisła. Kiedy będziecie mogli równać się z pozostałą dwójką również pod względem sportowym?

Mam nadzieję, że jak najszybciej. Wiem, że to żadna odpowiedź dla pana…

Przyznaję.

Jeśli uda nam się awansować do europejskich pucharów, to już będzie pierwszy krok w tym kierunku. Sporo podróżuję, również prywatnie, i spotykam w wielu miejscach barwy Wisły. Ostatnio na przykład w Czarnogórze w miejscowości Bar. Okazało się, że właściciel lokalu swego czasu bronił nawet w jakimś sparingu przeciwko Wiśle na jednym ze zgrupowań. I to widać również w rozmowach z zawodnikami. Wiedzą, z kim rozmawiają.

A jednak, mając takie możliwości, w tym oknie Wisła nie zaszalała transferowo.

Bo nie czas na to. Teraz chcieliśmy spokojnie poukładać drużynę. Wie pan jak się kończy rewolucja?

Na gilotynie?

Albo na układaniu wszystkiego od nowa.

< Przejdź na wp.pl