YouTube / RAI / Nóż sprężynowy trafia Dino Baggio w głowę / kadr z RAI TRE

20 lat temu Europa dowiedziała się o "Miśku". "Szok, żałoba - Tele-Fonika chciała wycofać się z Wisły"

Maciej Kmita

Dwadzieścia lat temu Wisła Kraków przekonała się, jaką moc ma "efekt motyla". Rzucony przez Pawła M. ps. "Misiek" nóż typu butterfly ranił w głowę Dino Baggio, za co klub został wykluczony z rozgrywek UEFA. Takiego skandalu Europa nie widziała.

20 października 1998 roku odbudowana dzięki pieniądzom "Tele-Foniki" Wisła miała przedstawić się Europie. Kilka miesięcy wcześniej Bogusław Cupiał i jego wspólnicy, Stanisław Ziętek i Zbigniew Urban, zainwestowali w Białą Gwiazdę z wielkim, niespotykanym nigdy wcześniej i nigdy później w polskiej piłce, rozmachem. Klub ściągał Polaków z zagranicy, zapewniając im zarobki porównywalne do tych, które mieli w Austrii, Belgii czy Francji, i zbierał z kraju najlepszych ligowców. Do pierwszej grupy należeli Krzysztof Bukalski, Ryszard Czerwiec, Grzegorz Kaliciak czy Kazimierz Węgrzyn, a do drugiej Daniel Dubicki, Radosław Kałużny, Grzegorz Niciński. Zmontowany w kilka tygodni "dream team" wiosną 1998 roku nie miał sobie równych w lidze i skończył rozgrywki na trzecim miejscu, choć po pierwszej rundzie był dopiero trzynasty i musiał oglądać się za siebie. Po trzynastu latach przerwy Biała Gwiazda znów miała zagrać w europejskich pucharach.

Żałoba zamiast wesela

Przed sezonem 1998/1999 marząca o podboju Europy Wisła zatrudniła Franciszka Smudę, który ledwie dwa lata wcześniej wprowadził Widzew Łódź do Ligi Mistrzów. Pod wodzą "Franza", i wzmocniona Tomaszem Frankowskim i Olgierdem Moskalewiczem, Wisła szła jak burza. Zdemolowała walijski Newtown (0:0, 7:0), turecki Trabzonspor (5:1, 2:1) i słoweński NK Maribor (3:0, 2:0), a w nagrodę w kolejnej rundzie trafiła na Parmę. Przed sezonem Włosi wydali na wzmocnienia 50 mln dolarów - pieniądze jak na tamte czasy kosmiczne. Na Reymonta 22 przyjechali świeżo upieczony mistrz świata Francuz Lilian Thuram, brązowy medalista mundialu Chorwat Mario Stanić, wschodzące gwiazdy włoskiej piłki Gianluigi Buffon, Fabio Cannavaro (laureat Złotej Piłki 2006), Stefano Fiore, Abel Balbo, Enrico Chiesa, Robert Sensini czy Hernan Crespo, który za dwa lata zostanie najdroższym piłkarzem świata.

Mecz z Parmą był w Krakowie świętem. Stadion przy Reymonta 22 pękał w szwach. Na żywo z trybun obejrzało go ponad dziesięć tysięcy widzów, czyli na ówczesne warunki komplet, ale chętnych było znacznie więcej. - Mieliśmy ponad czterdzieści tysięcy zamówień na bilety, a to był rozgrywany na starym stadionie, bez świateł - w środku dnia, bo o godzinie 14:30. Ludzie siedzieli na dachach akademików - wspomina Marek Konieczny, wieloletni kierownik drużyny Białej Gwiazdy. Dzień przed meczem doszło do absurdalnej sytuacji. "Podczas standardowego obchodu stadionu znaleziono dwóch kibiców, którzy ukryli się w studzience kanalizacyjnej. Mieli zamiar przeczekać tam noc, bo zabrakło dla nich biletów" - czytamy w książce "Wisła Kraków - sen o potędze" Mateusza Migi. 

ZOBACZ WIDEO Przyśpiewki, pamiątki, autografy i pistolety. Genua oszalała na punkcie Krzysztofa Piątka 

Z naszpikowanym gwiazdami zespołem Alberto Malesaniego wesoła kapela Smudy grała jak równy z równym. Choć to może niedopowiedzenie, o czym świadczy to, że remis 1:1 przyjęto w Krakowie z niedosytem. Jednak mecz, który mógł przejść do historii jako jeden z najlepszych Wisły w rozgrywkach UEFA, który mógł stać się fundamentem pod budowę potęgi, okazał się największą kompromitacją w dziejach klubu.

Nóż w głowie Dino Baggio

Była 80. minuta meczu. Sędzia Marcel Lica z Rumunii przerwał grę po faulu Diego Fusera na Grzegorzu Kaliciaku przy linii bocznej, po czym wdał się w dyskusję z Kazimierzem Węgrzynem, Krzysztofem Bukalskim i Abelem Balbo. Wtedy Dino Baggio złapał się się za głowę i przykucnął. Rzucony z trybuny przedmiot, którym raniony został reprezentant Włoch, szybko z murawy podniósł Ryszard Czerwiec i mimo protestów Fabio Cannavaro wyrzucił poza boisko. Baggio został opatrzony przy linii bocznej, ale mecz był kontynuowany. Piekło rozpętało się dopiero po końcowym gwizdku.

- Nikt dokładnie tego nie widział. Baggio złapał się za głowę, ale grał dalej. Rysiek Czerwiec jako jedyny widział ten nóż i wyrzucił go szybko za boisko. W czasie meczu nie było żadnego problemu, dograliśmy do końca, ale po meczu zrobiło się zamieszanie - wspomina Konieczny i dodaje: - Na starym stadionie z tunelu wchodziło się do pokoju sędziów i do pokoju delegata i Włosi - jak to Włosi - zaczęli biegać po tunelu, dobijać się do sędziów i delegata. Ciągali Baggio za rękę od jednych drzwi do drugich i pokazywali ranę na głowie. Zaczęli go tam przed nimi bandażować, mówili, że zasłabł w szatni po meczu, ale tak naprawdę nie wiedzieli, co się stało i czym został uderzony. Delegat opisał to zdarzenie, ale dopiero później wszyscy zobaczyli w telewizji, że Baggio oberwał "butterflyem". I zrobiła się afera.

Baggio i Cannavaro stwierdzili po meczu, że ten pierwszy został trafiony nożem, Czerwiec też to przyznał, ale potem wycofał się z tych słów. - Istotnie, ze smutkiem stwierdzam, że ktoś z chuliganów, bo to nie był prawdziwy kibic, rzucił nożem w Baggio. Natychmiast odrzuciłem ten przedmiot, bo strach byłby, gdyby dopadli go Włosi. Ponadto sędzia mógł przerwać mecz - mówił, ale dzień później zadzwonił do redakcji "Dziennika Polskiego", prosząc o sprostowanie, że "przedmiot, który odrzucił, wcale nie był nożem".

Za odrzucenie "przedmiotu" wiślak został zawieszony przez UEFA i nie mógł zagrać w rewanżu. Europejska federacja zakwalifikowała jego zachowanie jako "popełnienie rażącego wykroczenia poprzez pozbycie się dowodu rzeczowego". Gdy został poproszony o złożenie wyjaśnień, dalej utrzymywał, że to nie był nóż. - Napisałem tylko, że to metalowy przedmiot, nic więcej. Gdy opowiadałem o tym w dniu meczu, jakoś tak samo wyszło, że to nóż. Nie ukrywam, że to zdarzenie wyprowadziło trochę bałaganu w moje życie. Dostawałem różne telefony - stwierdził.

Czerwiec do dziś niechętnie rozmawia o tamtej sytuacji. - Tak naprawdę nigdy nie byłem przekonany co do tego, czy to był nóż. Wszystko działo się szybko, działałem intuicyjnie i nie przyjrzałem się dokładnie co to za przedmiot. Ale po co do tego wracać? - pyta, gdy prosimy go o komentarz.

Nieodnaleziony

Uczestnicy spotkania, poza Baggio, Cannavaro i Czerwcem, faktycznie mogli nie wiedzieć, co się wydarzyło. W wyniku konfliktu miedzy Wisłą a UFA Sports mecz nie był transmitowany w żadnej polskiej telewizji. Przekaz na żywo mieli tylko widzowie włoskiego RAI, dla którego obraz produkowała TVP. Dopiero po meczu z Włoch zaczęły docierać sygnały, że Baggio został trafiony przedmiotem przypominającym nóż.

[nextpage]


Delegat UEFA Karel Bohunek nie widział incydentu, ale opisał sytuację na wniosek Włochów, nie wiedząc, że Baggio został trafiony nożem. Dopóki TVP nie wyemitowała fragmentu nagrania, na którym widać, że Włoch oberwał nożem sprężynowym, Wisła utrzymywała, że Baggio doznał rozcięcia głowy w trakcie walki o piłkę, co z wyraźnym niesmakiem podkreślił w swojej korespondencji wysłannik "La Gazzetty dello Sport", czyli największej włoskiej gazety sportowej.

Niczego nieświadomi byli też działacze Parmy. - Siedzieliśmy w loży z przedstawicielami Parmy i nikt nie zauważył, że stało się coś takiego - mówi nam Zbigniew Koźmiński, ówczesny wiceprezes Wisły. - Dziś ten mecz wszyscy pamiętają przez ten nieszczęsny nóż, a Wisła zagrała wtedy wielkie spotkanie. Ze stadionu wyjeżdżałem, nie wiedząc, co się stało, a jeszcze długo po meczu siedzieliśmy z Włochami. Dopiero w domu z telewizji dowiedziałem się, że ktoś rzucił w Baggio nożem. I zrobiła się afera na pół Europy - dodaje Koźmiński.

Smuda natomiast twierdzi, że od razu wiedział, co się stało. - Już podczas meczu widziałem, że coś rzuconego z trybun uderzyło w głowę Baggio. Nie widziałem, czy to był nóż, bo to działo się po drugiej stronie boiska, ale od razu kreśliłem w głowie czarne scenariusze. Dziękowałem w myślach Bogu, że nic się temu chłopakowi nie stało. A czarny scenariusz się ziścił - mówi nam "Franz".

Sędzia i delegat nie widzieli zdarzenia, ale dla Komisji Dyscyplinarnej UEFA, która zajęła się sprawą, dowodem było nagranie wideo, na którym wyraźnie widać, ze Baggio został trafiony w głowę metalowym przedmiotem rzuconym z trybun. Narzędzia zbrodni nigdy nie odnaleziono. Policji udało się jedynie ustalić, że przedmiot, który odrzucił Czerwiec, podniosła jedna z osób stojących przy płocie oddzielającym boisko od trybun i rzuciła go w kierunku kibiców. Dopiero ekspertyza materiału wideo, której na potrzeby śledztwa dokonali policyjni technicy, wykazała, że to faktycznie był nóż sprężynowy typu "butterfly".

Narodziny "Miśka"

Władze Wisły przeprosiły Włochów za incydent i wyznaczyły 5 tys. zł nagrody za ujawnienie tożsamości sprawcy. Jeden z nich wskazał Pawła M., ps. "Misiek" jako tego, który zranił Włocha nożem i zgarnął nagrodę. 19-letni wtedy "Misiek" był już znany w środowisku. Na swoją chuligańską renomę pracował od kilku lat, był już poszukiwany listem gończym za napaść na policjanta i pobicie mieszkańca Krakowa. List gończy w związku ze sprawą Baggio prokuratura wysłała 13 listopada. Wtedy też po raz pierwszy potwierdziła oficjalnie, że Włoch został raniony nożem.

Mimo wcześniejszych listów gończych "Misiek" swobodnie poruszał się po Krakowie, o czym świadczy o tym to, że zjawił się na meczu z Parmą, który obstawiało kilkuset policjantów. Po ataku na Baggio ukrywał się dwa miesiące. Wpadł dwa dni przed wigilią Bożego Narodzenia. Jak podała "Gazeta Krakowska", dorabiał w jednej z agencji towarzyskich jako ochroniarz i woził prostytutki na spotkania z klientami. Zatrzymany został na Kazimierzu, na zbiegu ulic Halickiej i Miodowej. Policjanci rozpoznali go wśród pasażerów czarnego bmw poruszającego się z niemieckimi tablicami rejestracyjnymi.

Paweł M., ps. "Misiek" po usłyszeniu wyroku / Jacek Bednarczyk/PAP
4 kwietnia 2000 roku "Misiek" został skazany na 6,5 roku pozbawienia wolności. Krakowska prokuratura zarzuciła mu działanie z zamiarem spowodowania ciężkiego kalectwa, usiłowanie wręczenia łapówki, a także udział w zamieszkach na stadionie w Chorzowie w maju poprzedniego roku. M. przyznał się tylko do udziału w zamieszkach w Chorzowie, ale zaprzeczył, że rzucił nożem w Baggio. Został tym obciążony na podstawie zeznań świadka incognito i analizie materiału wideo.

W uzasadnieniu sąd stwierdził, że "wysoki wyrok powinien być środkiem wychowawczym dla Pawła M., a także sygnałem dla innych, że tego typu zachowania nie będą tolerowane". W więzieniu M. nie poddał się resocjalizacji. Dzięki atakowi na Baggio awansował do chuligańskiej ekstraklasy - zyskał sławę, o jakiej nawet nie marzył. A tuż po wyjściu na wolność przeistoczył się z zadymiarza w kryminalistę. Szybko piął się w kibolskiej hierarchii, aż w końcu został numerem jeden wśród "Sharksów". A dziś, równo 20 lat po rzucie nożem w Baggio, jest podejrzany o kierowanie wyjątkowo brutalną grupą przestępczą, która zajmowała się m.in. handlem narkotykami. Więcej o tym TUTAJ. Pod koniec września został aresztowany we Włoszech, a w czwartek został przetransportowany z Italii do Polski. 

Sorry, Dino

Na rewanż do Parmy Wisła leciała z obawami, ale została dobrze przyjęta przez Włochów. - Włosi zawsze byli gościnni i wtedy nie było inaczej. Kierownictwo Parmy zdawało sobie sprawę z tego, że to był odosobniony przypadek. Nie żywili do nas urazy, ale włoskie media nie dawały o tym zapomnieć i podnosiły temperaturę przed meczem - mówi Koźmiński.

Delegacja krakowskiego klubu przeprosiła Baggio i wręczyła mu szklaną rzeźbę Wawelu. Z kolei kibice Białej Gwiazdy wywiesili na Stadio Ennio Tardini transparent o treści "Sorry, Dino". Parma wygrała 2:1 i awansowała do kolejnej rundy, by potem wygrać całe rozgrywki. - Do dziś uważam, że mogliśmy przejść Parmę, ale ta sprawa z nożem wszystko nam utrudniła. Brak Ryśka Czerwca, który był w wielkiej formie, był olbrzymią stratą, ale nawet bez niego niewiele brakło, żebyśmy zremisowali tam 2:2 i awansowali dalej - mówi Smuda.

Jak zdarzenia z Krakowa wspomina sam Baggio? W autobiografii pisał tak, myląc jeden z faktów: "Początkowo nie wiedziałem, że oberwałem nożem. Myślałem, że to jakaś śruba. Dotknąłem głowę i poczułem krew. Lała się strumieniami. Fabio Cannavaro wziął ten nóż, wyrzucił poza boisko i krzyknął do mnie: rany boskie, Dino, trafili cię nożem. Kiedy zszedłem z boiska, nasz legendarny lekarza Jack Manara otworzył swoją magiczną torbę i powiedział: o k***, to jakieś dziesięć szwów. Do kibiców Wisły nie mam pretensji. Zdarza się. Nie mogę mówić, że to źli ludzie tylko dlatego, że był pośród nich tak zły człowiek".

Włoska prasa nie miała jednak litości dla gości z Polski. "Przeprosiny dla Baggio nie wystarczą" - pisał Sebastiano Vernazza z "La Gazzetty dello Sport". "Dwa tygodnie temu, w Polsce, piłka nożna zbliżyła się do tragicznej granicy, jaką byłby pierwszy piłkarz zamordowany na boisku w trakcie spotkania. (…) Dzięki za transparent, komunikat, prezent dla Baggio, ale kto życzy dobrze futbolowi, pragnie najwyższego wymiaru kary" - tak Vernazza spuentował relację z meczu.

Faks, który otrzymała Wisła od UEFA / "Dziennik Polski"
Efekt motyla

13 listopada, w piątek, tego samego dnia, w którym prokuratura rozesłała list gończy za "Miśkiem", Wisła otrzymała werdykt Komisji Dyscyplinarnej UEFA. Pierwszy faks przyszedł około godz. 14:30 i głosił, że Wisła została wykluczona z rozgrywek UEFA na pięć lat. Dopiero cztery godziny (!) później faks wypluł kolejną informację od UEFA: kara dotyczy jednego sezonu.

- W klubie zapanowała żałoba. Na początku byliśmy w totalnym szoku, bo według pierwszych informacji zostaliśmy wyrzuceni z pucharów na pięć lat. To była katastrofa. Dopiero później trochę nam ulżyło, bo okazało się, że kara obowiązuje przez pięć lat, ale dotyczy tylko jednego sezonu - mówi Konieczny. Koźmiński: - To był szok. Całą ideą inwestycji Bogdana Cupiała w Wisłę, jego marzeniem była przecież gra w Europie, w Lidze Mistrzów. Niestety, nigdy tego nie zaznał, a może udałoby się już za pierwszym razem?

[nextpage]

Wisła złożyła odwołanie, ale nic nie wskórała. Krakowski klub podnosił, że w tej samej rundzie Pucharu UEFA kibice Fiorentiny ranili petardą sędziego liniowego meczu z Grasshopers Zurych, za co Viola została ukarana walkowerem. Odpadła przez to z tej edycji rozgrywek, ale w kolejnych mogła wystąpić. Broniąc się przed Komisją Odwoławczą, przedstawiciele Wisły tłumaczyli, że po incydencie z nożem zwiększyli bezpieczeństwo na stadionie i zapowiedzieli podjęcie kolejnych kroków w tym kierunku.

Wisłę reprezentował Reinhard Rauball, ceniony niemiecki prawnik, aktualny prezydent Borussii Dortmund i wiceprezydent niemieckiej federacji piłkarskiej (DFB). Białą Gwiazdę wsparli też prezes PZPN Marian Dziurowicz i szef UKFiT Jacek Dębski. Dziurowicz i Dębski byli wtedy skonfliktowani, ale w sprawie Wisły mówili jednym głosem. Dębski wysłał do prezydenta UEFA Lennarta Johanssona specjalne pismo, a Dziurowicz w trakcie posiedzenia Komisji Odwoławczej, za zgodą Johannsona, odczytał oświadczenie popierające stanowisko klubu.

UEFA pozostała nieugięta. Komisja Dyscyplinarna stwierdziła, że "Wisła była zobowiązana do uniemożliwienia wejścia na trybuny kibica, który wniósł nóż". - Uważam, że w naszej konkretnej sytuacji nie dało się nic więcej osiągnąć. W uzasadnieniu z całą mocą podkreślono, że dla UEFA w zakresie bezpieczeństwa na stadionach nie liczy się dobra wola klubów, przyszłościowe plany, ale to, co jest, jak stadion jest przygotowany do zawodów, czy odpowiada normom bezpieczeństwa - mówił mec. Zdzisław Rosiek w rozmowie z "Dziennikiem Polskim". UEFA wytknęła też Wiśle, że nie ma na stadionie wykrywaczy metali, a mając takich, a nie innych kibiców, powinna je mieć. UEFA wzięła także pod uwagę to, że cztery tygodnie po meczu Wisła - Parma przy kibicach Białej Gwiazdy jadących na ligowe spotkanie z Pogonią Szczecin policja znalazła arsenał: cztery siekiery, cztery tasaki, osiem noży, dwa kije bejsbolowe i dwie drewniane pałki.

- Oto wybryk jednego człowieka, nie boję się użyć słowa: bandyty, obraca w niwecz cały wysiłek nowych właścicieli, zawodników, trenerów. Z całą mocą chcę podkreślić, że będziemy eliminować takich pseudokibiców z naszego stadionu. Dla nich na Reymonta nie będzie miejsca! - grzmiał na konferencji prasowej Ludwik Miętta-Mikołajewicz.

Rechot historii

Konsekwencje chuligańskiego wybryku "Miśka" mogły być dla Wisły znacznie poważniejsze. "Era Tele-Foniki" to najlepszy okres w dziejach klubu - w latach 1998-2011 Wisła zdobyła osiem mistrzostw Polski, a pięć razy stawała na niższych stopniach ligowego podium - ale niewiele brakło, a skończyłaby się, nim na dobre się zaczęła. Po incydencie z nożem "Tele-Fonika" na poważnie rozważała wycofanie się z finansowania klubu.

- Cupiał był załamany. Bogusiowi marzyły się przede wszystkim sukcesy w Europie. Trzeba było go przekonać, żeby się nie wycofywał, że rok się przetrwa - wspomina Smuda. Koźmiński: - Pojawiały się takie myśli, żeby tym rzucić. Czuli, że spotkała ich niesprawiedliwość, ale nie działali w emocjach i zostali w klubie. W Wiśle była wtedy koleżeńska atmosfera i tłumaczyliśmy im, żeby się nie wycofywali, że za dużo zainwestowali, żeby przy pierwszej przeszkodzie rezygnować. Na szczęście to zrozumieli.

Cupiał, Urban i Ziętek dalsze inwestycje uzależniali od decyzji Komisji Odwoławczej UEFA. Ta nie była pomyślna dla klubu, ale 16 grudnia, niespełna dwa miesiące po meczu z Parmą, "Tele-Fonika" ogłosiła, że nie zostawi Wisły. "Właściciele spółki zadeklarowali, że pozostają nadal z Wisłą. W pierwszej kolejności zdecydowali się inwestować w stadion i wszystkie sprawy związany z bezpieczeństwem na tym obiekcie" - brzmiał komunikat. Za "sprawą Baggio" w kraju wróciła dyskusja na temat bezpieczeństwa na stadionach. Po tym zdarzeniu Wisła zdecydowała się na wprowadzenie rejestru kibiców, kart kibica, zainstalowanie monitoringu i likwidację miejsce stojących.

Wisła nie wystąpiła do "Miśka" o odszkodowanie za poniesione straty, choć - jak utrzymywali przepytywani wówczas przez prasę eksperci - miała do tego podstawy. Rechot historii polega na tym, że "Misiek", który kiedyś pogrążył swój klub, w 2014 roku otworzył na jego terenie osławioną już siłownię, a Miętta-Mikołajewicz, który 20 lat temu "nie bał się nazwać go bandytą", niedawno miał powiedzieć w odniesieniu do Pawła M., że "każdy zasługuje na drugą szansę, a ludziom trzeba wybaczać, tak jak Jan Paweł II przebaczył Ali Agcy'. To on, jako prezes TS Wisła, podpisał się pod umową wynajmu firmie "Miśka" pomieszczenia na siłownię. Dziś "Misiek", według informacji przekazanych przez Szymona Jadczaka w głośnym reportażu "Piłka nożna i gangsterzy", trzyma w szachu władze klubu i ma wpływ na ich działania. Więcej o tym TUTAJ.

Zmarnowana szansa

Wisla poniosła ogromne straty wizerunkowe, ale przede wszystkim straciła możliwość gry o awans do Ligi Mistrzów, a przecież po to "Tele-Fonika" rok wcześniej zainwestowała w upadający klub, by wprowadzić go do Champions League. Żal przy Reymonta 22 był tym większy, że drużyna Smudy rozjeżdżała ligowych rywali jak walec i w sezonie 1998/1999 zdobyła mistrzostwo z rekordową, bo wynoszącą aż 17 punktów, przewagą nad wiceliderem.

- Takiej drużyny w polskiej lidze już nie będzie. Może to brzmi nieskromnie, ale nie zastawialiśmy się, gdzie jedziemy na wyjazd, tylko wsiadaliśmy w autokar, wysiadaliśmy w Płocku czy Lubinie, i wracaliśmy z trzema punktami. Nikt się nie przejmował, jak straciliśmy bramkę, bo wiadomo było, że odpowiemy trzema albo czterema. Taka była przewaga tamtej Wisły nad ligą. To była wielka drużyna - mówi Konieczny.

Smuda wciąż nie może pogodzić się z tym, że tamtej Wiśle nie było dane stanąć do walki o Champions League: - To był samograj. Żal mi jak diabli tej drużyny. To był tylko rok, ale całkiem stracony. Ten zespół był gotowy do walki o Ligę Mistrzów. Do dzisiaj żałuję, że nie mogliśmy zagrać, bo namieszalibyśmy w eliminacjach.

Czerwiec, który w 1996 roku awansował z Widzewem Smudy do fazy grupowej Ligi Mistrzów, też zdawał sobie sprawę z siły tamtej Białej Gwiazdy: - W lidze wygrywaliśmy wszystko jak leci, rośliśmy z meczu na mecz i uważam, że mogliśmy poważnie myśleć o awansie do Ligi Mistrzów. Skoro jak równy z równym graliśmy z Parmą, która potem wygrała Puchar UEFA, to i w eliminacjach do Ligi Mistrzów mogło być dobrze. Czy Wisła była tak mocna jak Widzew? Siła tych drużyn była porównywalna.

Do walki o awans do Ligi Mistrzów Wisła Cupiała stawała siedmiokrotnie, ale nie udało jej się sforsować bram piłkarskiego raju. Kto wie, czy największych szans nie miała właśnie wtedy. Gdyby nie wybryk "Miśka", historia Wisły mogla się potoczyć zupełnie inaczej. Tak udany pierwszy sezon mógł skłonić marzącego o wprowadzeniu Wisły do Ligi Mistrzów Cupiała do inwestycji z jeszcze większym rozmachem, a tak jego zapal ostygł. Latem 1999 roku do Wisly dołączyli Adam Piekutowski, Brasilia, Deci, Kelechi Icheanacho, Mariusz Jop i Grzegorz Lekki - nie było to okno transferowe na miarę trzech poprzednich. - Opadł nieco entuzjazm, na rynku transferowym nie byliśmy już tak aktywni - przyznał Ziętek na kartach "Wisła Kraków - sen o potędze".

Zamiast Wisły w el. Ligi Mistrzów 1999/2000 udział wziął Widzew Łódź. W drugiej rundzie wicemistrz Polski uporał się z Liteksem Łowecz, ale w kolejnej trafił na... Fiorentinę, która okazała się dla niego za mocna.

< Przejdź na wp.pl