WP SportoweFakty / Na zdjęciu: oprawa kibiców Lecha Poznań

Dariusz Tuzimek: Musi dojść do tragedii, żeby ktoś zajął się kibolstwem (felieton)

Dariusz Tuzimek

Co się jeszcze na trybunach polskich stadionów musi wydarzyć, żeby ktoś w końcu uznał, że trzeba ten problem rozwiązać? Obawiam się, że musi niestety dojść do tragedii, musi ktoś... zginąć.

W polskiej piłce ligowej bez zmian. Sędziowie meczu Lech - Lechia przerwali mecz, bo kibice z Gdańska strzelali z rac do ludzi. Media w takich przypadkach zazwyczaj piszą, że wystrzelono race w kierunku sektorów zajmowanych przez kibiców rywala. Ale takie określenie tylko zafałszowuje i zamazuje realne niebezpieczeństwo utraty zdrowia czy życia przez człowieka, który przyszedł na stadion. Przyszedł w miejsce publiczne, dla rozrywki, nie na wojnę. Trzeba nazywać sprawy po imieniu: strzelano z rac do ludzi, do sektorów, gdzie siedziały dzieci! Kibole używali środków pirotechnicznych jako broni. I to nie pierwszy raz: były już przecież incydenty jak ten podczas poprzedniego finału Pucharu Polski czy na derbach Krakowa.

- Daleki jestem od bronienia kibiców Lechii w tym przypadku, ale pytam skąd w "kotle" kibiców Lecha wzięła się odebrana wcześniej przez ochronę oprawa Lechii? To była prowokacja. Jak mniemam, w odwecie pojawiły się race rzucane przez kibiców z Gdańska - mówi ekspert ds. bezpieczeństwa imprez masowych Marcin Samsel.

Znów ukarane zostaną kluby, kibice z Gdańska zapewne dostaną zakaz wyjazdów, może zostanie zamknięta jakaś trybuna. Realni sprawcy w większości (może nawet wszyscy) unikną odpowiedzialności za swoje działania.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: miało być efektownie, wyszedł fatalny kiks z rzutu karnego 

Sterroryzowani przez stadionowe gangi prezesi i właściciele klubów znów zapłacą kary, ale nadal nic się nie zmieni. Żałosne jest to, że dwie duże organizacje - PZPN i Ekstraklasa SA - są wobec stadionowej bandyterki tak bezradne. Wlepiają kary klubom, choć wiedzą, że te kluby, pozostawione bez opieki państwa, nie są w stanie poradzić sobie z gangsterami. Czyli jest tak: skoro nie możemy złapać winnych, bo zbyt szybko uciekają, to ukarzmy tych, którzy nie uciekają.

PZPN i Zbigniew Boniek, przez dwie jego kadencje (już ponad 7 lat!) w roli prezesa związku, kompletnie walkę z kibolami przegrali. Czego im zabrakło? Niemal wszystkiego. Nie mieli pomysłu, nie mieli dostatecznej determinacji, na koniec zabrakło woli rozwiązania problemu. W mojej ocenie Boniek ligową piłkę oddał kibolom walkowerem. To jego wielka porażka. Najpierw próbował się z kibolami dogadywać, później promował race w telewizji jako... bezpieczne, a na koniec, ograny i oszukany przez gangusów, odpuścił temat, udając, że kibole to jednak nie jego problem. A to przecież gangrena, która zżera polski futbol. Boniek co roku na finale Pucharu Polski ma jakąś "kiboliadę". I co roku PZPN - poświęcający tak duże środki na własny PR - ma wielką wtopę wizerunkową.

I co? Jakie wnioski? Jakie konsekwencje? Ano takie, że w następnym sezonie jest to samo. W ostatnich latach mieliśmy w repertuarze: podpalony dach Stadionu Narodowego, racowisko na boisku, mieliśmy race wystrzeliwane ze specjalnych wyrzutni w sektory kibiców rywali, mieliśmy zablokowane na skutek działań kiboli wejścia na stadion, tak że normalni kibice wchodzili na mecz dopiero w drugiej połowie. Jeden z widzów do dzisiaj dochodzi od PZPN sprawiedliwości za popaloną przez racę skórę na plecach.

Co się jeszcze na trybunach polskich stadionów musi wydarzyć, żeby ktoś w końcu uznał, że trzeba ten problem rozwiązać? Obawiam się, że musi niestety dojść do tragedii, musi ktoś... zginąć. Zdaję sobie sprawę z faktu, że to brutalna diagnoza. Ale wobec szeregu zaniechań ze strony PZPN, ESA i państwa, chyba wcześniej nikt w tej sprawie nic nie ruszy. Są tylko kary na pokaz, straszenie konsekwencjami, działania PR-owe. Woli rozwiązania problemu nadal nie widzę.

Dopiero w przypadku tragedii zrobi się afera na cały regulator, której nie da się już zamieść pod dywan i dalej udawać, że to tylko porachunki kiboli, że to takie "kibolskie ZOO". A w Poznaniu było tylko krok od nieszczęścia. - Ciekaw jestem, jak wyglądałby dalszy przebieg przerwanego meczu, gdyby ta raca trafiła na tę "niepalną", atestowaną, białą płachtę reklamową. Tak, wiem, ta płachta jest wykonana z materiałów trudnopalnych, ale raca płonie w temperaturze od 1600 do 2200 stopni Celsjusza. Skutek chyba wiadomy. A pod płachtą krzesełka. Trudnopalne, ale też palne. Mam mnóstwo zdjęć krzesełek spalonych od rac i nie jest prawdą, że one się topią. Palą się normalnym ogniem, a dym i smród przy tym jest niesamowity. Nawet nie jest to dziwne, bo materiał na krzesełka zawiera zapewne pół tablicy Mendelejewa - dodaje ekspert ds. bezpieczeństwa imprez masowych, Marcin Samsel.

Problem bandyterki sam się nie rozwiąże. Potrzebna jest poważna interwencja państwa i jego służb. Ale bierne czekanie środowiska piłkarskiego na to, aż aparat państwa sam się przebudzi jest chore. To grzech zaniechania. Rolą Bońka i PZPN jest medialny lobbing w tej sprawie, a przecież oni na takim lobbingu dobrze się znają. To rolą instytucji odpowiedzialnej za polską piłkę jest krzyczeć, że dzieje się krzywda, że jest tolerowane bezprawie, że panoszą się bandyci, że okradają kluby, terroryzują prezesów i właścicieli. I trzeba powtarzać to do skutku. Wykorzystując tych samych dziennikarzy i te same media, które wykorzystuje się do tej pory do spraw - w porównaniu do problemu kibolstwa - za przeproszeniem duperelnych.

Takiej kampanii nigdy nie było. To kto ma pilnować spraw polskiej piłki, jeśli samo środowisko nie jest w stanie nawet mówić o tym głośno?

Dariusz Tuzimek

< Przejdź na wp.pl