WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Dariusz Mioduski, właściciel i prezes Legii Warszawa

Dariusz Mioduski: Nie jest różowo, ale finanse to nie jest mój największy problem

Piotr Koźmiński

- Po losowaniu podszedł do mnie prezydent UEFA i powiedział, że to jest grupa lepsza niż co najmniej jedna grupa w Lidze Mistrzów. Grupa bardzo mi pasuje. Chciałem, żebyśmy grali z silnymi - mówi Dariusz Mioduski, właściciel i prezes Legii Warszawa.

W środę mistrz Polski zaczyna rywalizację w fazie grupowej Ligi Europy. Z tej okazji Dariusz Mioduski spotkał się z grupą dziennikarzy, aby podsumować ostatnie, gorące tygodnie, które zaowocowały awansem do rozgrywek. Dzięki temu sukcesowi jesień będzie dla klubu z Łazienkowskiej bardzo ciekawa.

Mistrzów Polski czekają mecze ze Spartakiem Moskwa (środa, 16:30), Leicester City i Napoli, ale z drugiej strony trudna walka o obronę tytułu.

Legia ma więc co robić w najbliższym czasie. A jak jest do tego przygotowana? Jak prezes ocenia letnie okienko transferowe? Czy piłkarze, którym po sezonie kończą się kontrakty, mogą liczyć na ich przedłużenie? Na co liczy w pucharach Dariusz Mioduski? Jaka jest sytuacja finansowa mistrzów Polski? I czy Artur Boruc zostanie przy Łazienkowskiej 3 na dłużej? O tym wszystkim rozmawialiśmy z Dariuszem Mioduskim. 

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: babol za babolem! To się musiało źle skończyć 

Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Najgłośniejszym transferem Legii tego lata było ściągnięcie Lirima Kastratiego z Dinama Zagrzeb. To duże wzmocnienie i drugi co do wysokości transfer w historii Legii. Wydaliście na reprezentanta Kosowa około 1,3 mln euro. Jak ta transakcja wyglądała od kulis?

Dariusz Mioduski, prezes i właściciel Legii Warszawa: Mieliśmy przygotowany budżet na wzmocnienie tej pozycji. Priorytetem był inny piłkarz - mogę przyznać, że chodziło o Rumuna Sorescu, o czym zresztą media szeroko informowały - tyle że działacze z Rumunii okazali się niepoważni. Mimo że zaakceptowaliśmy praktycznie wszystkie ich warunki, to i tak sprawa upadła. Kastrati pojawił się natomiast w ostatnim momencie, ale często tak bywa. Gdybyśmy podchodzili pod niego miesiąc wcześniej, to nie mielibyśmy żadnych szans. Bo on wtedy nie był na sprzedaż. A gdyby nawet był, to cena byłaby co najmniej dwa razy wyższa niż to, co ostatecznie zapłaciliśmy.

Czasem pojawiają się jednak okazje i tak było w tym przypadku. Te kwoty są wysokie jak dla nas, nawet nieco wyższe niż te, które ukazywały się w prasie. Na koniec to już była tylko nasza decyzja, czy chcemy przekroczyć pewien budżet przygotowany na to... I podjęliśmy ryzyko. Bo piłkarz ma cechy, których szukaliśmy.

Legia była chwalona za końcówkę okienka transferowego, bo ściągnęliście wtedy i Kastratiego, i Ukraińca Igora Charatina, ale czy nie można było tego zrobić wcześniej? Wtedy trener miałby większe pole manewru, szerszą kadrę...

My gramy pierwsze mecze w pucharach w momencie, gdy okienko transferowe dopiero się otwiera. A i tak dokonaliśmy kilku transferów bardzo szybko. Nigdy, szczególnie latem, nie jest tak, że można dostać zawodników, których się chce, już na początku okienka. Natomiast im bardziej zbliża się to do końca, tym większy robi się ruch. W mojej ocenie zrobiliśmy "maks", jeśli chodzi o transfery tego lata. Dawno nie mieliśmy tak dobrego jakościowo okienka jak to ostatnie.

Zdaniem prezesa Mioduskiego Legia otrzymała za Juranovicia dobre pieniądze
A nie dało się zarobić więcej na odejściu Josipa Juranovicia? (Legia sprzedała go do Celticu za około 3 mln euro - przyp. red).

Muszę przyznać, że jest niska świadomość tego, co się dzieje na rynku transferowym. Wszyscy żyją transferami w lidze angielskiej za 100 milionów, a tak naprawdę rynek transferowy przez ostatnie dwa lata kompletnie siadł. To się nie odbija na tych wielkich - PSG, City - ale na większości klubów już tak. Gdybyście porozmawiali z prezesami europejskich klubów, to by wam powiedzieli, że to, co dostaliśmy za Juranovicia, jest bardzo dobrą ceną. Dziś kluby nie szukają piłkarzy, za których chcą płacić 3-4 mln euro. Jest kilka wielkich, które robią spektakularne transfery, ale reszta już nie. Po prostu nie dało się uzyskać więcej za Juranovicia. A on i tak został sprzedany jako najdroższy piłkarz polskiej ligi powyżej 24. roku życia. 1,5 roku wcześniej kupiliśmy go za 400 tysięcy euro. A druga rzecz: to nie tak, że my wystawiamy na listę tego czy tamtego piłkarza, bo chcemy go sprzedać. Tak naprawdę z reguły jest to inicjowane przez zawodnika i agenta. Niby zainteresowanie Jurą było duże, ale na koniec tych ofert aż tak wiele nie było. A on bardzo chciał iść do Celticu.

Nie próbowaliście go jednak zatrzymać na drugi mecz ze Slavią?

Negocjowaliśmy ostro, żeby w ogóle zagrał w pierwszym meczu. Postawiłem warunek, że albo Juranović zagra w Pradze, albo nie ma dealu. Na rewanż, z różnych względów, choćby wizowych czy innych ze strony Szkotów, nie było już szans. To były ciężkie negocjacje, które prowadziłem osobiście z prezesem Celticu. Zwykle nie uczestniczę w rozmowach, bo robi to Radek Kucharski. Ale tym razem było inaczej.

A co z piłkarzami, którym kończą się kontrakty po tym sezonie? Na przykład z Tomasem Pekhartem...

W dużej mierze to zależy od samego Tomasa. Było nim zainteresowanie w czasie tego okienka, nawet takie, że myśleliśmy, że Pekhart będzie chciał z którejś oferty skorzystać. Ale postawiliśmy też swoje warunki, dość wysokie, bo to ważny dla nas piłkarz. Wprawdzie pojawiły się kluby, które były gotowe je spełnić, ale ostatecznie to się bardziej rozegrało po stronie Tomasa. To on postanowił zostać. W sumie dla nas to dobrze. Natomiast w pewnym wieku, gdy zawodnik dostaje lukratywną ofertę, a może to być jego ostatni kontrakt w karierze, nie chcemy go blokować. Zobaczymy więc, co się stanie zimą, ale dla mnie Tomas to bardzo wartościowy zawodnik, może zostać do końca kontraktu. A potem obie strony pomyślą, co chcą zrobić dalej.

A Bartosz Kapustka?

Bartek jest dla nas ważnym zawodnikiem. Zresztą, dzwoniłem do niego ostatnio, pewnie niedługo się spotkamy, aby porozmawiać. Ten rok jest dla niego stracony, ale przedłużymy ten kontrakt. Natomiast szczegółowe dyskusje o tym przed nami.

Artur Boruc bardzo pomógł Legii w awansie do fazy grupowej LE
Będzie pan namawiał Artura Boruca na kolejne przedłużenie umowy?

Nie wiem... Artur powiedział, że kończy po tym sezonie. Myślę, że takie są jego intencje. Dla mnie, jeśli taka rozmowa miałaby sens, to najwcześniej zimą albo na wiosnę.

A nie zaskoczył pana Boruc pod względem sportowym? Kiedy przychodził, niektórzy mówili: "No fajnie, wraca legenda, ale ten wiek... To chyba bardziej PR". Tymczasem teraz można usłyszeć opinie, że nawet w wieku 41 lat pomógłby kadrze bardziej niż Szczęsny.

Artur jest zawodnikiem meczowym. Wiadomo, że on już nie musi trenować tyle, co chłopcy w wieku 19 lat. Natomiast w trakcie meczów... No sami widzicie. A czy jestem zaskoczony jego wysoką formą? Nie. Spodziewałem się po nim, że tak to będzie wyglądało.

W poprzednim sezonie siłą Legii były wahadła. Nie żałuje pan, że nie udało się zatrzymać żadnego z trzech piłkarzy?

Ale my mamy lepszych zawodników dzisiaj! Gdzie jest teraz Paweł Wszołek? Nie załapał się nawet do kadry Unionu Berlin na europejskie puchary... Veso też nie zawsze gra w podstawowym składzie Karabachu, a zresztą w jego przypadku sytuacja była inna. Chcieliśmy go zatrzymać, ale wiemy wszyscy, co się wydarzyło.

Mamy teraz zawodników, którzy mogą dobrze grać na tych pozycjach. Oczywiście Jura był dla nas dużą wartością, ale teraz doszedł wspomniany Kastrati, jest też Johansson, który nie miał jeszcze okazji pokazać pełni walorów. Generalnie z przodu mieliśmy wcześniej tylko Tomasa i po pewnym czasie wszyscy wiedzieli już, jak gramy, nauczyli się nas czytać. Ale teraz mamy dużo różnych opcji, również przez środek, to kwestia tylko poukładania tego.

Maik Nawrocki szybko wyrósł na czołowego gracza Legii
Pozostając przy kwestiach transferowych. Maik Nawrocki?

Traktuję go jako naszego zawodnika.

Ale jest tylko wypożyczony z Niemiec do końca sezonu.

Jak mówię, to kwestia zapłacenia uzgodnionej już wcześniej ceny. Traktuję go jako naszego zawodnika.

A Mateusz Wieteska może odejść?

Praktycznie każdy z naszych piłkarzy wzbudza zainteresowanie. Ale to nie tak, że my siedzimy i zastanawiamy się kogo sprzedać. To zależy od ich gry, jak reaguje rynek, agenci. My staramy się być gotowi na wszelkie scenariusze. Mati jest z nami już tyle lat, że zdziwiłbym się, gdyby nie myślał o odejściu w swoim czasie. A jeśli dostanie super ofertę, to usiądziemy i będziemy rozmawiać.

A kogo pan uważa za największe "aktywa" Legii? Na kim można najwięcej zarobić?

Na pewno bardzo duże zainteresowanie wzbudza Luquinhas. Ale on jest dla nas tak ważnym piłkarzem, że musiałaby przyjść naprawdę bardzo dobra oferta dla niego i dla klubu. Nie po to przedłużaliśmy z nim kontrakt... Powiem tak: dla mnie to on może zostać do końca umowy. Bo cały czas będzie nam dawał wielką jakość. Poza tym dwójka z Albanii, Muci i Celhaka, dla nich to też może być przystanek. Emreli? Jeśli dalej będzie strzelał, to i on w pewnym momencie będzie chciał iść dalej. Jak mówię, większość naszych graczy wzbudza zainteresowanie, ale nie patrzymy tak na to, że na siłę chcemy ich sprzedać. Fajne jest to, że stajemy się coraz bardziej atrakcyjnym klubem, do którego piłkarze chcą przychodzić. Jeśli ktoś jest z naszej półki cenowej, to z reguły udaje się ten transfer doprowadzić do końca.

A kwestia Jasura? Dziwnie potoczyły się jego losy w Legii.

Dlatego poszedł na wypożyczenie do Sheriffa Tiraspol. Ewidentnie w grę wchodzą tu kwestie adaptacyjne. Słyszałem, że tam zaczął od gola i asysty.

Trener Szerifa powiedział, że to piłkarz na Ligę Mistrzów.

Bo to jest piłkarz na Ligę Mistrzów w sensie jakości piłkarskiej. Ale tacy już w Legii byli. Gdybyście widzieli, co Pasquato robił na treningach... Tylko że to nie jest kwestia tylko jakości piłkarskiej, a wszystkiego razem, przełożenia tego na mecze. Myślę, że Jasurowi dobrze zrobi to wypożyczenie, niech się odbuduje, grając regularnie. A potem zobaczymy, czy do nas wróci. Ale to na pewno nie będzie piłkarz, na którym stracimy pieniądze.

Na kolejnej stronie przeczytasz m.in., jak Dariusz Mioduski ocenia finanse Legii i czy udana przygoda z Ligą Europy zrekompensuje mu stratę mistrzostwa Polski.

[nextpage]


Po kilku latach Legia wróciła do Europy. Jest pan zadowolony z osiągnięcia fazy grupowej Ligi Europy?  Jak się panu podoba wasza grupa?

Grupa bardzo mi pasuje. Chciałem, żebyśmy grali z silnymi zespołami. Miałem lekką satysfakcję, gdy w Stambule, zaraz po losowaniu, podszedł do mnie Aleksander Ceferin, prezydent UEFA, i powiedział, że to jest grupa lepsza niż co najmniej jedna grupa w Lidze Mistrzów. I chyba ma rację. To de facto jak grupa Ligi Mistrzów.

Generalnie jestem bardzo usatysfakcjonowany z tego, co osiągnęliśmy. Celem minimum była Liga Konferencji, choć wiadomo, że marzenia zawsze będą sięgały Ligi Mistrzów. I przyznam, że byliśmy bliżej, niż myślałem. Gdybyśmy przeszli Dinamo, a była na to szansa, to z Sheriffem - mam wrażenie - byśmy powalczyli. Ale to, że udało się nam przejść Slavię, zagrać z nią dwa tak dobre mecze, zasługuje na szacunek. To naprawdę świetny zespół, z którym nie dawano nam wielkich szans.

Czesław Michniewicz już osiągnął z Legią sukces
Na co stać Legię sportowo w Lidze Europy?

Każda wygrana, każdy remis w tej grupie będzie sukcesem. Ale stać na na to, bo o wiele lepiej gramy z lepszymi od siebie. To trochę nasz problem, to nie jest kwestia mentalności, nasi piłkarze nie odpuszczają z tymi słabszymi w teorii rywalami. Problem chyba leży głębiej, ale myślę, że trener sobie z tym poradzi. A co do Ligi Europy, myślę, że to będzie fantastyczne przeżycie, a atmosfera na stadionie genialna.

Oby tylko nie posypały się kolejne kary. Nie ma co ukrywać, Legia ma grubą kartotekę w UEFA.

Jesteśmy tu liderem. Mnogość tych kar sprawia, że gdy przyjeżdżają delegaci UEFA na nasz mecz, to są bardzo wyczuleni, bo nie chcą, aby ktoś im zarzucił, że czegoś nie dostrzegli. Ostatecznie ten protokół zawsze wygląda dla nas źle. Ale to nie jest tak, że ktoś w UEFA nie lubi Legii. Moim zdaniem jest przeciwnie! A mówię to na podstawie moich rozmów z wieloma ludźmi. UEFA się bardzo cieszy, że my gramy w Europie, chcą klubu z Polski, który ma markę, pozycję. Z samej góry UEFA dostałem bardzo dużo gratulacji. To nie jest więc tak, że ktoś nas tępi. Kary wynikają z przepisów, a my jesteśmy na cenzurowanym. I musimy się zachowywać lepiej niż inni, aby wrócić do normalności.

A czy Legia poradzi sobie z grą w pucharach i w lidze? Bo już ma na koncie trzy porażki w Ekstraklasie. A tylko mistrzostwo Polski daje eliminacje Ligi Mistrzów - reszta to walka o Ligę Konferencji...

Generalnie trzeba budować ranking krajowy. Zobaczcie, jak to było w Szkocji. Był Celtic, ale doszli Rangersi i teraz Szkoci w rankingu są wysoko. Niemniej uważam, że my jako liga też robimy progres. Poza nami, Lech, Raków, Pogoń, Śląsk, Lechia - idziemy do przodu. Jestem przekonany, że wkrótce będziemy mieli więcej drużyn w pucharach, choć pewnie to zajmie 3-5 lat. A teraz. No cóż, trzeba to łączyć. W lidze przegraliśmy już 3 mecze, a w całym poprzednim sezonie 4.  Legia nie może już tracić punktów.

A wyobraża pan sobie taką sytuację jaka była w Lechu, który w meczu z Lizbonie nie wystawił najsilniejszego składu, bo oszczędzał niektórych piłkarzy na mecz ligowy?

Nie, nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Jeśli chcemy rywalizować z Napoli, Leicester, to nie możemy wystawić drugiego składu na takich rywali. To byłoby nie do zaakceptowania ani przez naszych kibiców, ani przez zawodników. Przecież oni pracowali cały rok na to, aby w takich meczach zagrać. Ale patrząc na naszą kadrę... Mamy ją bardzo zbilansowaną, to da się pogodzić, natomiast klucz polega na tym, jak będziemy rotować piłkarzami.

Nie obawia się pan jednak, że w tym sezonie liga będzie naprawdę trudna do wygrania?

Liga będzie w tym roku bardzo ekscytująca. I faktem jest, że wygrać ją będzie trudno. Dlatego ważny będzie każdy mecz, każdy punkt.

Pandemia i brak kibiców na trybunach dał się Legii mocno we znaki
A w jakiej kondycji finansowej jest po pandemii Legia?

Skutek tej pandemii był trochę inny niż przy innych kryzysach. Bo z reguły w trudnych czasach to najmniejsi cierpią najbardziej. A tu jest dokładnie odwrotnie. Najbardziej ucierpiały największe kluby, zarówno w Europie, jak i w Polsce. Te, które najwięcej tracą na dniu meczowym bez kibiców. Czyli Legia, Lech, Wisła Kraków i parę innych. To był dla nas cios, bo odcięto nam ważną część przychodów, mówimy o 30 proc. całkowitych przychodów. Ale poradziliśmy sobie, a awans do fazy grupowej Ligi Europy bardzo nam w tym wszystkim pomógł, ustabilizował sytuację finansową. Nie mogę powiedzieć, że jest różowo i mamy kupę kasy na wydanie, ale dziś finanse to nie jest mój największy problem. Nie muszę myśleć, jak powiązać koniec z końcem. Jesteśmy w stanie realizować nasze plany. Ze względu na straty z poprzednich sezonów musieliśmy "wziąć" trochę długu i musimy realizować te płatności, ale mamy wszystko pod kontrolą.

Ewentualny brak mistrzostwa przy osłodzie, jaką jest udział w fazie grupowej Ligi Europy, byłby bardziej akceptowalny niż w poprzednich latach?

Nie, nigdy nie będzie akceptowalny. Legia zawsze musi walczyć o pierwsze miejsce.

Szykują się duże zmiany w Legii!


To będzie piękne pożegnanie Fabiańskiego. Znamy szczegóły!

< Przejdź na wp.pl