PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: Dawid Szulczek

Trenerzy Warty i Górnika Łęczna zaskoczyli po szalonym meczu PKO Ekstraklasy

Szymon Mierzyński

Warta Poznań rzutem na taśmę uratowała jeden punkt w meczu z Górnikiem Łęczna (1:1), ale to w jej szeregach panuje zdecydowanie większy niedosyt. - Mam nadzieję, że w końcu zaczniemy trafiać w prostokąt - przyznał trener Dawid Szulczek.

Zieloni mieli przewagę niemal przez całe spotkanie, lecz stracili gola po ładnej przewrotce Bartosza Śpiączki, a wyrównali dopiero w czwartej doliczonej minucie po główce bramkarza (!) Adriana Lisa.

- Jesienią często traciliśmy bramki w końcówkach, teraz to się odmieniło. Wreszcie więc opuścił nas pech. Nie zmienia to faktu, że chcieliśmy zgarnąć pełną pulę. Milimetry zdecydowały o tym, że gol Adama Zrelaka w pierwszej połowie nie zostały uznany i te same milimetry sprawiły, że dwa razy trafiliśmy w poprzeczkę i raz w słupek. Mam nadzieję, że w następnym meczu z Legią zaczniemy wreszcie uderzać w prostokąt - powiedział Dawid Szulczek.

- Początek był trochę nerwowy w naszym wykonaniu, ale im dłużej trwał mecz, tym wyglądało to lepiej. Często gościliśmy w polu karnym przeciwnika, stworzyliśmy więcej sytuacji, niestety liczy się rezultat końcowy. Mamy czwarte spotkanie z rzędu bez porażki. Remisami się wprawdzie nie utrzymamy, ale jest jeszcze 14 spotkań. Fajnie by było teraz sprawić niespodziankę na Legii. Cieszę się, że mam w szatni grupę ludzi, która walczy od pierwszego do ostatniego gwizdka - dodał.

ZOBACZ WIDEO: Skandal podczas przejazdu autokaru Realu Madryt. Te obrazki obiegły świat
 

Kamil Kiereś miał prawo czuć niedosyt, mimo to ocenił rywalizację nieco inaczej. - Prowadząc 1:0 do 94. minuty i tracąc gola, możemy czuć rozgoryczenie, bo daliśmy sobie wyrwać prowadzenie w ostatniej chwili. Z drugiej strony nie rozegraliśmy rewelacyjnego spotkania. W statystykach zdecydowanie dominowała Warta. To ona oddała więcej strzałów i miała więcej sytuacji. W jednej z nich uratował nas VAR, były też poprzeczki i słupki. Dopisało nam więc szczęście - stwierdził opiekun Górnika.

Skąd więc takie kłopoty łęcznian? - Pierwsze pięć minut było żwawe, ale gdy Bartosz Śpiączka w pojedynku powietrznym dostał żółtą kartkę, zostaliśmy ostudzeni. Pierwsza połowa nie wyglądała dobrze w naszym wykonaniu, więc dokonałem trzech zmian. Ciężko nam się grało w środkowej strefie, zatem chcieliśmy być szybsi i bardziej kreatywni na bokach. To się udało, lecz w końcówce zabrakło nam doświadczenia przy korzystnym wyniku. Czasem trzeba było zagrać pod chorągiewkę, dłużej utrzymać się przy piłce, albo poszukać faulu. Szkoda, że tego nie robiliśmy, jednak musimy ten punkt docenić. Życie dopiero pokaże, jaką on będzie miał wartość - zakończył Kiereś.

Czytaj także:
Czesław Michniewicz nowym selekcjonerem. Grzegorz Lato komentuje
Lubański tak komentuje kontakty Michniewicza z szefem piłkarskiej mafii

< Przejdź na wp.pl