Egzotyczni rywale szczypiornistów, czyli nikogo nie wolno lekceważyć

Kamil Kołsut

Argentyna, Chile, Korea Południowa, Słowacja i Szwecja to ekipy, które staną na drodze polskich szczypiornistów w pierwszej fazie światowego czempionatu. Niepokoić mogą szczególnie trzy pierwsze ekipy, powszechna wiedza o ich potencjale jest bowiem raczej znikoma.

Mistrzostwa świata to taki turniej, na którym pojawiają się zespoły egzotyczne, ze względów oczywistych na czempionacie starokontynentalnym niespotykane. Dla banku informacji do dodatkowy wysiłek, a dla sztabu szkoleniowego i zawodników ekstra stres. W naturze ludzkiej zakorzeniony jest strach przed nieznanym, jak więc do konfrontacji z tajemniczymi rywalami podchodzą biało-czerwoni? - Akurat spośród drużyn, z którymi zagramy w pierwszej fazie, nie znamy tak naprawdę tylko reprezentacji Chile, bo raczej do tej pory na żadnych imprezach się ich nie widywało - z miejsca ucina wszelkie spekulacje bramkarz reprezentacji Polski, Sławomir Szmal. - Do każdego przeciwnika podchodzić należy z respektem, my jednak nikogo się nie boimy, w każdym meczu będziemy starali się grać o dwa punkty i pokazać dobrą piłkę ręczną - mówi z kolei Artur Siódmiak.

Najprostsza wydaje się sprawa z reprezentacją Chile, która gwiazdami znaczącego formatu pochwalić się nie może, a na inaugurację mistrzostw świata wyraźnie uległa wyluzowanym Szwedom. - Nigdy jeszczez nimi nie graliśmy i trudno coś na ich temat powiedzieć - mówił jeszcze kilka dni temu w rozmowie ze SportoweFakty.pl Patryk Kuchczyński. - Gramy z nimi bodaj trzeci mecz, będziemy więc mieli już materiał video. Dzięki temu obejrzymy ich wcześniej i będziemy mogli się odpowiednio ustawić - uspokaja Siódmiak. Podopieczni Fernando Capurro na mundialu debiutują, nigdy nie grali też na Igrzyskach Olimpijskich. Do światowej elity dostali się za sprawą zajęcia trzeciej pozycji w mistrzostwach Panamerykańskich, a ich największą gwiazdą jest obrotowy Marco Oneto (ze Szwecją spisał się przeciętnie), reprezentujący na co dzień barwy wielkiej Barcelony.

Gorzej wygląda kwestia koreańska, żaden z zawodników Younga Shin Cho nie gra bowiem w Europie. - Szczęście, że nie mierzymy się z nimi na początku - oddycha z ulgą Bogdan Wenta. - To byłoby z pewnością takie azjatyckie harakiri, na mistrzostwach świata w Chorwacji widzieliśmy, jakie problemy mieli z nimi gospodarze w meczu inauguracyjnym. Ten może być trudniejszy nawet od spotkania ze Szwecją - to jest dziwne doświadczenie, gdy bronisz i masz 2 metry wzrostu, a nagle wchodzi ci z rozegrania zawodnik mierzący 1,75, który w dodatku skacze wyżej niż ty - tłumaczy selekcjoner. - Na pewno do głównych atutów koreańskiego zespołu należeć będą zgranie i motoryka - dodaje. Wtóruje mu Sławomir Szmal. - Nie mają może jakiś zaskakujących warunków fizycznych, ale są bardzo niscy i szybcy - przestrzega bramkarz reprezentacji Polski.

A co z Argentyną? - Mieliśmy się już okazję mierzyć i jest to drużyna, która potrafi grać w piłkę ręczną, chociaż do czołówki nie należy - przyznaje Szmal. Albicelestes od blisko półtorej dekady są na światowym czempionacie stałymi bywalcami, nigdy nie zajęli jednak miejsca wyższego niż piętnaste. Kilku zawodników reprezentuje poślednie kluby hiszpańskie i francuskie, a najokazalej prezentuje się CV Gonzalo Carou, który broni barw Ademaru Leon. - Zespoły te słabsze są tylko teoretycznie, bo na turniej na pewno nikt nie jedzie po to, żeby się położyć i oddawać punkty za darmo - tłumaczy Siódmiak. Z Chile nie graliśmy jeszcze nigdy, Koreańczykom ulegliśmy raz (na pięć spotkań), Argentyńczyków udało się nam do tej pory ograć dwukrotnie. Teraz przedłużenie dobrej passy będzie wskazane, przypadkowa wpadka z potencjalnym słabeuszem może bowiem pogrzebać medalowe nadzieje biało-czerwonych.

< Przejdź na wp.pl