WP SportoweFakty / Leszek Stępień / Na zdjęciu: Żarko Sesum

Zarko Sesum. Miał pękniętą czaszkę, prawie stracił oko. Teraz jest liderem Serbów

Maciej Wojs

W 2009 roku podczas bójki w klubie o mało nie stracił życia. Miał pękniętą czaszkę. Trzy lata później kibic prawie wybił mu oko zapalniczką, wykluczając go z gry w finale Euro 2012. W czwartek Zarko Sesum poprowadził Serbów do wygranej z Polską.

O reprezentacji Serbii mówiło się w ostatnich latach, że to drużyna indywidualistów, którzy na boisku tylko sobie przeszkadzają. Konflikty z trenerem czy obrażanie się na kolegów to w niej norma. Widać to po wynikach, bo poza rozegranym w Serbii Euro, gdzie "Orły" zdobyły srebrne medale, ich najlepszy wynik to ósme miejsce na Mistrzostwach Świata 2009. Na więcej nie pozwalały im charaktery, choć personalnie skład mają wyśmienity.

W tej grupie wybuchowych zawodników wyróżnia się 30-letni Sesum. Na boisku - oaza spokoju. - Nie ma dla mnie znaczenia, na jakiej pozycji gram. Jeśli trener potrzebuje mnie na lewym rozegraniu - okej. Jeśli na środku - nie ma sprawy. Chcę pomagać drużynie, to jest najważniejsze - mówił mi podczas Euro. Już wtedy widać było, że to odpowiedni "materiał" na przywódcę drużyny. Gracz, który wyżej niż własne osiągnięcia stawia dobro zespołu.

Sesum taki jest też na co dzień. Być może jego filozofię gry ukształtowały życiowe doświadczenia, których nie ma chyba żaden inny piłkarz ręczny na świecie. Doświadczenia, w których pojawiają się noże, pęknięta czaszka, śmierć przyjaciela czy wizja utraty wzroku.

Karierę zaczynał na prowincji. Pochodzi z 30-tysięcznego miasteczka Backa Palanka, jest wychowankiem miejscowego klubu RK Sintelon. Uwagę świata piłki ręcznej przykuł w 2006 roku, kiedy jako 20-latek zdobył nagrodę MVP mistrzostw Europy juniorów. To wyróżnienie otworzyło mu drogę do wielkich klubów. Oferty złożyły mu m.in. HSV Hamburg i Veszprem. Wybrał propozycję tego drugiego.

W węgierskim gigancie szybko się odnalazł. Z kolegami z klubu tworzył zgraną paczkę na boisku i poza nim. 8 lutego 2009 roku gracze MKB świętowali w jednej z dyskotek w Veszprem narodziny córki skrzydłowego Gergo Ivancsika oraz urodziny rozgrywającego Nikoli Eklemovicia. Impreza jak jedna z wielu, w gronie przyjaciół i kibiców. Do czasu aż w lokalu pojawiła grupa piętnastu Romów.

Większość z nich była poszukiwana. Na parkiecie szukali zaczepki, nie chcieli uiścić opłaty za rachunek, byli agresywni wobec kelnerek. Tych bronić postanowili gracze Veszprem. Doszło do szamotaniny, Romowie wyciągnęli noże. Skończyło się tragicznie.

Sesum po bójce w klubie w Veszprem (fot. Libertatea.ro)
Najpoważniejsze obrażenia miał potężny obrotowy MKB Marian Cozma. Jeden z ciosów trafił go w serce. Krwawiącego Rumuna, ulubieńca kibiców Veszprem, gangsterzy skatowali, skacząc mu po głowie. Bronić przyjaciela próbowali chorwacki bramkarz Ivan Pesić i Sesum. Pierwszy został pchnięty nożem i stracił nerkę. Drugi od kopnięć napastników miał pękniętą czaszkę. Obaj w szpitalu spędzili kilka tygodni. Cozma zmarł w nim po dwóch godzinach reanimacji. Całe miasto długo opłakiwało stratę olbrzyma z Rumunii.

[nextpage]

Po śmierci Cozmy Sesum wytrzymał w Veszprem jeszcze półtora roku. We wrześniu 2010 roku przeniósł się do Niemiec, do Rhein-Neckar Loewen, gdzie grali m.in. Karol Bielecki i Sławomir Szmal. W międzyczasie regularnie występował w kadrze - dostał powołanie do reprezentacji na mistrzostwa świata w 2011 roku i rozgrywane w Serbii Euro 2012.

Szybko starał się też zapomnieć o wydarzeniach z tamtej feralnej lutowej nocy, ale trwający proces zmuszał go do ciągłego rozdrapywania świeżych ran. Węgierski sąd z czasem skazał jednego z napastników na karę dożywocia, a dwóch innych na 25 lat więzienia. Po odwołaniu wyrok złagodzono - do 18 i 8 lat.

Sesum rany chciał goić grą. Kolejnym przełomem w jego karierze mogło być wspomniane już Euro 2012. I wiele wskazywało na to, że będzie - Serbowie grali wyśmienicie i niespodziewanie dotarli do półfinału. W nim zmierzyli się z Chorwacją. Mecz miał wiele podtekstów, żył nim cały kraj. Do Belgradu ściągnięto dodatkowe 5 tysięcy funkcjonariuszy policji, ale i tak nie udało im się utrzymać porządku.

Na trybunach Beogradskiej Areny zasiadło 20 tysięcy widzów. Ochroniarze byli bezsilni wobec takiego tłumu. Serbscy kibice szaleli, bo ich ulubieńcy grali dobrze jak nigdy wcześniej. Chorwatów pokonali 26:22 i awansowali do finału. W nim mieli jednak zagrać bez Sesuma. Rozgrywający w trakcie meczu został trafiony w oko rzuconą z trybun metalową zapalniczką.

- Nic nie widziałem, czułem tylko okropny ból. Byłem w ogromnym szoku - mówił dzień później prasie. Natychmiast trafił do szpitala, lekarze podejrzewali, że oka nie uda się uratować. - A ja tak bardzo bałem się, że podzielę los Karola Bieleckiego - opowiadał.

Serb miał jednak więcej szczęścia niż Bielecki, bo chuligański wybryk jednego z jego rodaków nie uszkodził mu oka. Media rozpisywały się, że kibic próbował trafić lidera Chorwatów Ivano Balicia lub trenera rywali, Slavko Goluzę. Zamiast tego pozbawił Sesuma występu w najważniejszym meczu kariery. Bez niego Serbowie ulegli Duńczykom.

Sesum po kontuzji oka podczas ME 2012 (fot. Christof Koepsel / Getty)
Rozgrywający dochodził do zdrowia ponad dwa miesiące. Miał poważnie opuchniętą rogówkę, całe oko było wypełnione krwią. Normalnie funkcjonować zaczął po sześciu tygodniach, do gry wrócił po kolejnych dwóch.

Kilka miesięcy później wystąpił na igrzyskach w Londynie, ale później znów miał problemy ze zdrowiem. Zerwał więzadła w kolanie, doznał też kilku mniejszych urazów. Stracił miejsce w RNL, wypadł z reprezentacji. W 2014 roku zmienił klub na Frisch Auf! Goeppingen.

- I to była świetna decyzja. Zacząłem regularnie grać, otrzymywałem sporo szans - wyznaje. Z nowym klubem w poprzednim sezonie sięgnął po Puchar EHF. Na stałe wywalczył też miejsce w wyjściowej siódemce reprezentacji. Podczas Euro w Polsce był jednym z liderów drużyny i w trzech meczach rzucił 18 bramek, ale "Orły" odpadły już po pierwszej fazie turnieju.

W czwartek w Ergo Arenie Sesum znowu był liderem zespołu. Dyrygował grą, sam rzucił też trzy bramki. Na boisko wyprowadził drużynę jako kapitan. - Dla mnie to wielki honor. Gram w kadrze od wielu lat i dostąpiłem tego zaszczytu, mimo że w zespole są zawodnicy starsi ode mnie. Ta opaska na boisku nic jednak nie znaczy. Mamy być jednością jako zespół - mówi.

I cieszy się, że po tylu różnych wydarzeniach, w końcu w kadrze nastał jego czas. - Moja kariera była kilka razy przerywana kontuzjami czy nieszczęśliwymi zdarzeniami, które nie były związane ze sportem. Teraz staram się po prostu korzystać z tego, co mam, tych szans, jakie otrzymuję i tego, że mogę reprezentować mój kraj. Więcej mi nie trzeba - wyznaje.

Maciej Wojs

ZOBACZ WIDEO Legia - Real. Legia - Real. Nemanja Nikolić: Jeden z najbardziej szalonych meczów!  
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

< Przejdź na wp.pl