Getty Images / Joerg Schueler / Na zdjęciu: Martin Strobel (udzielana jest mu pomoc)

"Nie jesteśmy mięsem". Kalendarz piłkarzy ręcznych to horror

Marcin Górczyński

Terminarz szczypiornistów jest wypchany do granic możliwości, a międzynarodowa federacja dołożyła kolejne spotkania. To się musiało tak skończyć - po pladze kontuzji podczas MŚ 2019 zawodnicy domagają się zmian.

Jako jeden z pierwszych nie wytrzymał islandzki bramkarz Bjorgvin Pall Gustavsson. - Każdy idiota widzi, co się dzieje. Piłka ręczna powinna sprawiać nam przyjemność, a moim zdaniem udział w mistrzostwach zupełnie nie cieszy - powiedział w rozmowie z "Kreis Ab".

Skrytykował przy okazji szefa światowej piłki ręcznej, Hassana Moustafę. Kontrowersyjny Egipcjanin, od 18 lat rządzący IHF i oskarżany o finansowe i korupcyjne machlojki, niespecjalnie dba o interesy zawodników. Piłka ręczna od dawna jest dla niego biznesem. 

Zawodnicy jak mięso

O co tyle hałasu? IHF przed MŚ 2019 zdecydował o zmianie formatu turnieju. Zamiast jednej fazy grupowej i systemu pucharowego od 1/8 finału, powrócono do dawnego rozwiązania - dwóch faz grupowych i spotkań o medale bądź miejsce 5.-8. W ogólnym rozrachunku najlepsi rozegrają jedną potyczkę więcej. Wszystko z powodu obaw o spadek zainteresowania turniejem. W 2017 roku Niemcy i Duńczycy, nacje napędzające koniunkturę w piłce ręcznej i współgospodarze czempionatu w 2019 roku, opadli już w 1/8 finału i MŚ przestały się sprzedawać. W skrócie ich porażki na wczesnym etapie wygenerowały straty. Nowe-stare rozwiązanie gwarantuje, że zespoły o największych walorach marketingowych, nawet będąc w słabszej formie, wystąpią przynajmniej osiem razy i przyciągną swoich kibiców przed ekrany. 

ZOBACZ WIDEO Wielkie emocje w półfinale EFL Cup! Zdecydowały rzuty karne! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Jeden dodatkowy mecz. Niby nic, biorąc pod uwagę nagromadzenie spotkań w kalendarzu, ale to dopiero początek. Egipcjanin i jego świta wpadli na pomysł, by od 2021 roku w MŚ brały udział... 32 zespoły. Zawodnicy zawczasu biją na alarm. 

- Musimy skończyć z tym cyrkiem. Rozegraliśmy 10 spotkań w 17 dni, dni wolne spędzaliśmy głównie w podróży. Nie jesteśmy mięsem. Czas na zmiany. Telewizja jest oczywiście ważna, ale trzeba myśleć o zdrowiu zawodników - grzmiał Francuz Vincent Gerard, cytowany przez portal handball-planet. - Czy oni w ogóle przejmują się nami? Nie sądzę - dorzucił na Twitterze Hiszpan Gonzalo Perez de Vargas.

Argentyńczyk Pablo Simonet, jeden z największych nieobecnych turnieju: - Wielu zawodników nie wytrzymało tempa przed i w czasie mistrzostw. Gdy brakuje najważniejszych graczy, spada jakość rywalizacji. Były reprezentant Hiszpanii, Albert Rocas: - Nie może tak być, że finały są na słabszym poziomie niż poprzednie mecze. Czas na refleksje.

Takich wypowiedzi było multum, wszystkie sprowadzały się do jednego. Monstrualnie rozbudowanego kalendarza i plagi kontuzji.

Zmora mistrzostw

Duńczyk Rasmus Boysen, na co dzień zawodnik Ribe Esbjerg HH, prowadzący na Twitterze jedno z najpopularniejszych kont o piłce ręcznej, pokusił się o sporządzenie raportu zdrowotnego. W trakcie turnieju odnotował 23 urazy, a ta liczba ciągle rośnie. Wiele kontuzji jest bardzo poważnych. Martin Strobel, Cyril DumoulinNemanja ZelenovićDaniel Dujshebaev z PGE VIVE Kielce zerwali więzadła krzyżowe w kolanie. Akurat w tym wypadku trzeba pamiętać, że w dużej mierze to efekt ferworu walki, nieszczęśliwego zdarzenia. Wysyp urazów mięśniowych wynika natomiast z przeciążeń.

Aron Palmarsson, Cedric Sorhaindo, Casper Mortensen, Luka Cindrić, Jim Gottfridsson, Jesper Nielsen, Steffen Weinhold... Wszyscy pełnią ważne role w swoich zespołach klubowych, a przez najbliższe tygodnie (a może miesiące), nie pojawią się w składach. Cały czas lista się wydłuża. Lider Bundesligi SG Flensburg-Handewitt ogłosił po turnieju, że zagrożone są występy mistrzów świata, Rasmusa Lauge Schmidta i Lasse Svana Hansena oraz wicemistrza, Magnus Abelvik Roed.

Harmonogram dla cyborgów

Terminarz najlepszych piłkarzy ręcznych wygląda następująco - początek sezonu na przełomie sierpnia i września, od połowy września prawie cotygodniowe spotkania w Lidze Mistrzów, eliminacje ME, rozgrywki ligowe do połowy grudnia, a w Bundeslidze aż do świąt Bożego Narodzenia (włącznie). Potem zgrupowania kadr, kilkanaście dni treningów i rozgrywany rokrocznie wielki turniej (ME albo MŚ), trwający z reguły ponad dwa tygodnie. Góra tydzień urlopu i od nowa. Włączając w to spotkania eliminacyjne reprezentacji, sezon trwa około 10 miesięcy. Władze Bundesligi jeszcze dobiły zawodników krótszą letnią przerwą. - Katastrofa. Gramy ekstremalnie długo - podkreślał Andy Schmid z Rhein-Neckar Loewen. 

Na szczęście po rozum do głowy poszli przedstawiciele EHF - Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej. W 2020 roku dojdzie do rewolucji. Wszystkie krajowe rozgrywki mają zakończyć się tydzień przed Final4 Ligi Mistrzów, zaplanowanym na czerwiec. Będzie to definitywne zwieńczenie sezonu, mecze reprezentacji przeniesiono z połowy czerwca na kwiecień/maj, dzięki czemu szczypiorniści szybciej rozpoczną wakacje. Szkoda tylko, że nieco wcześniej poszerzono ME 2020 do 24 drużyn. 

To krok w dobrą stronę, choć liczba występów nadal jest porażająca. Przykładowo - zawodnik czołowej reprezentacji z mocnego klubu Bundesligi, walczącego o triumf w Lidze Mistrzów, może rozegrać w sezonie ponad 70 spotkań... Obłęd.

< Przejdź na wp.pl